03.05.1959 - ŁKS Łódź - Górnik Zabrze 2:2

Z WikiGórnik
Wersja z dnia 16:54, 14 paź 2020 autorstwa M (dyskusja | edycje) (trener rywali)
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Skocz do: nawigacja, szukaj
3 maja 1959 (niedziela)
1. liga 1959, 7. kolejka
ŁKS Łódź 2:2 (1:2) Górnik Zabrze Łódź
Sędzia: Stanisław Biernacik (Kraków)
Widzów: 25 000
HerbLKSLodz.gif Herb.gif


Kowalec 35 g
Sass 85
0:1
0:2
1:2
2:2
Kowalski 12
Pol 15
(1-3-2-5)
Jan Bem
Józef Walczak (46. Jerzy Wieteski)
Henryk Szczepański
Antoni Stusio
Wiesław Jańczyk
Sławomir Sarna
Leszek Jezierski
Henryk Sass
Henryk Szymborski
Władysław Soporek
Kazimierz Kowalec
SKŁADY
Józef Kaczmarczyk
Antoni Franosz
Stefan Florenski
Henryk Czech
Ginter Gawlik
Marian Olejnik
Ernest Pol
Edward Jankowski
Manfred Fojcik
Edmund Kowal
Jan Kowalski
Trener: Władysław Król Trener: Janos Steiner

Relacja

Sport

Atak Zabrza cieniem groźnej linii z derbów Śląska

Łódź (tel. wł.). Ożywiona dyskusję stanowią często stopnie ,,Sportu”. Tym razem bez drgnienia ręki wlepiliśmy całej ofensywie zabrzan stopnie ledwie dostateczne i dłużni jesteśmy czytelnikowi wyjaśnienie naszego postępowania. Otóż trzeba stwierdzić, że napad zabrzan prawie nie istniał. Zdobył on wprawdzie dwie bramki, ale odbyło się to przy wyraźnej pomocy łódzkich defensorów. I tak w 12 min. Kowalski, wykorzystując niezdecydowanie łodzian, posłał z bliskiej odległości piłkę do siatki. W 3 min. później Bem po efektownej paradzie wypuścił piłkę z rąk, co w wyborny sposób, wykorzystał Pohl. I na tym właściwie kończy się działalność ofensywy Górnika.

Mimo straty dwu bramek łodzianie nie załamali się, a przeciwnie przystąpili do generalnego ataku. Nacisk gospodarzy był tak wielki, że tylko dużemu poświęceniu i ofiarności defensywy zawdzięczają zabrzanie, że nie utracili więcej bramek.

Kaczmarczyk nie zyskał sobie miana bohatera meczu, chociaż kilkakrotnie bardzo skutecznie interweniował. Najczęściej bowiem strzały łodzian mijały cel, a tylko dwa znalazły drogę do bramki.

Użyliśmy określenia ,,strzały”. Sprawia to wrażenie jakichś niesamowitych bomb, gdy tymczasem obie bramki zdobyte zostały główkami. Jedną piłkę posłał tym sposobem Kowalec, a drugą debiutujący Sass. Obie były nie do obrony, gdyż strzelone zostały z bardzo bliskich odlegości.

Sytuacji było moc, a więc i mecz pozostawił na widzach ogromne wrażenie. Szkoda, że leader tabeli nie zaprezentował godnie swojej pozycji i właściwie, jak już wspominaliśmy, ograniczył się do zaciekłej obrony. Początkowo wycofano z napadu jednego z napastników, później, gdy sytuacja stawała się coraz bardziej groźna, a wynik na tablicy utrzymywał się 2:0, polecono Jankowskiemu spełnianie roli drugiego stopera. W napadzie zostali więc właściwie Fojcik i Kowalski, a od czasu do czasu dobijał do nich także dość głęboko cofnięty Pohl. W tych warunkach nie sposób było forsować defensywy ŁKS, a raczej wypadało liczyć na jakąś okazję. Pod tym względem szczególnie dał się poznać Fojcik. Ruchliwy ten zawodnik liczył na nieuwagę sędziego i często wykraczał na pozycje spalone. Kowalski początkowo zaprezentował się z jak najlepszej strony. Z łatwością ogrywał Walczaka, ale kiedy posłano mu na asystę Wieteskiego, pod względem szybkości podobnie dysponowanego piłkarza – Kowalski stracił swój blask.

Dużo miejsca poświęciliśmy napastnikom, choć właściwie sto razy więcej wierszy należałoby napisać o obronie. Jej zawdzięcza Górnik wywiezienie z Łodzi jednego punktu. Prawie bezbłędnie grał Floreński, gorliwie opiekował się Soporkiem. Gawlik, a Franosz mocno podciął skrzydła Kowalcowi. Jedynie Czech ustępował swemy przeciwnikowi.

ŁKS wypadłnadspodziewanie dobrze. Jego akcje ofensywne miały przewodnią myśl, a to w futbolu jest przecież bardzo ważne. Obok Szymborskiego i Jezierskiego korzystnie wypadł junior Sass. Jego udział w grze sprawił, iż akcje ŁKS-u nabierały dużej płynności, co przy jednoczesnym przyspieszeniu piłki dezorganizowało blok defensywy Górnika.

W. Lachowicz, Sport nr 52 Katowice, poniedziałek 4 maja 1959 r.

Przegląd Sportowy

Górnik Zabrze remisuje 2:2. Najmłodszy ŁKS-iak – Sass ratuje jeden punkt łodzianom

Nareszcie Rycerze Wiosny ocknęli się z zimowej drzemki i zagrali wczoraj mecz godny mistrza Polski. Zacznijmy jednak od początku. Zrzedły miny kibicom łódzkim kiedy na bosko ŁKS wybiegł bez Kaźmierczaka (doznał kontuzji w meczu z Częstochową) z młodziutkim Sassem na prawym łączniku. Jeszcze bardziej zapanowała przygnębiająca atmosfera, kiedy w 13 min. Górnik prowadził 2:0, ze strzałów Kowalskiego i Pohla. Defensywa łódzka z Bemem i Walczakiem na czele zrobiła kilka szkolnych błędów, z których dwa wykorzystali Pohl i Kowalski, zdobywając dla swej drużyny prowadzenie. Co więcej, w tym okresie ton grze nadawali gospodarze, a Górnik tylko sporadycznymi wypadami nękał bramkę łodzian.

Pomimo utraty dwóch bramek ŁKS nie załamał się, a jeszcze z większą energią przystąpił do odrabiania strat. Górnik wycofał Jankowskiego do defensywy na drugiego stopera, zlecił też Kowalowi odciążenie swej obrony. Łodzianie mając zdecydowaną przewagę i kilka dogodnych sytuacji do zdobycia bramek nie mogli jakoś zmusić bramkarza gości do kapitulacji. Dopiero w 35 min. Sass wyciągnął w pole Florenskiego i scentrował na pole karne. Szymborski stojąc tyłem do bramki, nie miał żadnych szans zdobycia gola i piłkę odbił głową na lewe skrzydło do Kawalca. Ten w pełnym biegu piękną główką zdobył pierwszą bramkę dla gospodarzy.

Górnik widząc, że ŁKS ani myśli pogodzić się z porażką, jeszcze bardziej zwolnił tempo, chcąc za wszelką cenę utrzymać wynik. Udało mu się to, ale tylko do przerwy. Po zmianie stron słabiutko grającego Walczaka zmienił Wieteski i od tego momentu dobrze grający do przerwy Kowalski nie mógł już tak swobodnie hasać na lewej flance. Publiczność zaczęła opuszczać boisko w przekonaniu, że Górnik wywiezie z Łodzi obydwa punkty. Nie zrezygnowali jedynie Rycerze Wiosny, którzy przeprowadzili niezliczoną ilość ładnych akcji, kończonych z reguły strzałami. Wyrównująca bramka dla ŁKS padła dopiero w 85 min. Zdobył ją najmłodszy piłkarz na boisku 18-letni Sass, który z dogodnej pozycji posłał piłkę w samo okienko bramki Kaczmarczyka. Zresztą Sass zupełnie dobrze zaprezentował się drużynie , gdyż sprawiał on swymi zmianami pozycji wiele kłopotu Kaczmarczykowi. A poza tym dokładnie podawał piłkę swoim partnerom. W defensywie ŁKS najlepiej grał Szczepański, który odzyskuje z każdym tygodniem coraz lepszą formę. Wczoraj środkowy obrońca ŁKS całkowicie przyćmił sławę Fojcika. Każde starcie Fojcika ze Szczepańskim wygrywał łodzianin, ewentualnie sędzia musiał odgwizdywać rzuty spod bramki ŁKS, gdyż środkowy napastnik Górnika, nie mogąc sobie dać rady z obrońcą, grał nieczysto. Poza Kowalcem w drużynie ŁKS bardzo zagrali również Walczak i Sarna. Ten ostatni już dość pewnie poczuł się widocznie w ligowej drużynie skoro zaniedbuje się poważnie w treningach. Wczoraj jego koledzy mieli do niego pretensje i to całkiem słuszne, gdyż Sarna od środy nie zjawił się ani razu na treningu.

W drużynie Górnika wyróżnić można lewoskrzydłowego Kowalskiego, Franosza oraz Jankowskiego. Tego ostatniego jednak nie za dobrą grę w ataku a za umiejętne wypełnianie roli drugiego stopera. Słowa uznania należą się również Kaczmarczykowi, który obronił niezliczoną ilość groźnych i celnych strzałów.


M. Wójcicki, Przegląd Sportowy nr 70, 4 maja 1959

Linki zewnętrzne

Przegląd Sportowy Nr 70 (3303) (djvu)