01.04.1970 - AS Roma - Górnik Zabrze 1:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
1 kwietnia 1970
Puchar Zdobywców Pucharów 1969/70, 1/2 finału
AS Roma 1:1 (0:1) Górnik Zabrze Rzym
Sędzia: Beczirow (Bułgaria)
Widzów: 80 000
HerbASRoma.gif Herb.gif

Salvori 53
0:1
1:1
Banaś 28
Alberto Ginulfi
Aldo Bet
Sergio Santarini
Francesco Capelli
Luciano Spinosi
Franco Cordova
Elvio Salvori (Carlasi)
Fabio Capello
Renato Cappellini (Giorgio Braglia)
Fausto Landini
Joaquin Peiro
SKŁADY Hubert Kostka
Rainer Kuchta
Stanisław Oślizło
Jerzy Gorgoń
Henryk Latocha
Alfred Olek
Erwin Wilczek
Alojzy Deja
Zygfryd Szołtysik
Włodzimierz Lubański
Jan Banaś
Trener: Helenio Herrera Trener: Michał Matyas


Bilet meczowy.

Relacja

Po ogłoszeniu wyników losowania półfinałów PZP, w którym Górnik trafił na Romę wszyscy w Zabrzu byli bardzo zadowoleni. Zadowolony był także Helenio Herrera trener drużyny z Rzymu. Uważał on, bowiem Górnika za najłatwiejszego przeciwnika z możliwych do wylosowania. Do Polski szybko dotarły wieści, że Włosi są specjalistami od gry obronnej. Na słynnym „catenaccio” połamali już zęby słynni napastnicy wielu słynnych drużyn. Aby awansować do finału zawodnicy Górnika musieli znaleźć receptę na obronę Romy. Trener Matyas uważał, że kluczowa dla osiągnięcia dobrego wyniku będzie gra z takim zębem jak w Sofii.

Zabrzanie do Rzymu dotarli na dwa dni przed meczem specjalnym samolotem LOTu. Nie czekała na nich delegacja Romy, ponieważ przypuszczali oni, że samolot z piłkarzami Górnika wyląduje na innym lotnisku.

Na Stadionie Olimpijskim w Rzymie górnicy spisali się znakomicie. Pokazali grę dojrzałą, dobrą technicznie i przeprowadzili wiele pięknych akcji. Dwa razy Lubański była sam na sam z bramkarzem gospodarzy i gdyby wykorzystał te sytuacje sukces zabrzan byłby pełny. Niestety nasz wyborowy strzelec raz posłał piłkę w poprzeczkę, a w drugim wypadku poślizgnął się już po minięciu bramkarza Romy.

Pojedynek toczył się w idealnych warunkach. Temperatura wynosiła ok. 12 stopni, boisko było suche, trawa gęsta, krótko przystrzyżona. Wszystko to sprzyjało dobrej grze. Piłkarze stworzyli efektowne, bardzo emocjonujące widowisko, które mogło się podobać tym bardziej, że na trybunach zasiadało ok. 80 000 widzów, którzy stworzyli wspaniałą atmosferę. Zachowywali się oni bardzo obiektywnie. Dopingowali oczywiście przede wszystkim swoją drużynę, ale nie szczędzili braw dla Górnika gdy na to zasługiwał. Zabrzanie mieli zresztą dodatkowe wsparcie ze strony licznej kolonii polskiej, która z narodowymi flagami zjawiła się na trybunach i nie żałowała gardeł.

Górnicy szybko opanowali sytuację na boisku. Grając w zasadzie systemem 1-4-4-2 oczywiście główną uwagę zwracali na zabezpieczenie własnej bramki. Ilekroć nadarzała się okazja do przeprowadzenia kontruderzenia, natychmiast ruszali do przodu. Właśnie z takiego błyskawicznego wypadu zabrzanie zdobyli prowadzenie. Wilczek prostopadłym podaniem wypuścił w bój Lubańskiego, ten uciekł po lewej flance, dośrodkował celnie i Banasiowi wystarczyło wystawienie nogi, aby piłka wpadła do siatki.

Bramka ta zupełnie podcięła skrzydła piłkarzom Romy, a podniosła na duchu górników, którzy opanowali środek boiska, grali bardzo spokojnie, szanowali piłkę i umiejętnie rozciągali grę po skrzydłach. Odtąd aż do zakończenia pierwszej połowy meczu zabrzanie nie wypuszczali inicjatywy ze swoich rąk. Kontrolowali całkowicie przebieg wydarzeń na boisku.

Druga połowa miała dla Górnika mniej pomyślny przebieg. Czarodziej Herrera wszczepił w swój zespół wiarę w odniesienie sukcesu. Pomógł mu także bułgarski sędzia, który wyraźnie faworyzował Włochów, rozstrzygając wszelkie sporne problemy na ich korzyść i karzą nasz zespół za przewinienia, których w ogóle nie było. Uczynił to między innymi w 53 minucie przyznając gospodarzom zupełnie bezpodstawnie rzut wolny. Obrońcy Górnika trochę zaspali, Salvori wszedł w posiadanie piłki i strzelił obok wybiegającego Kostki do siatki.

Prezent ten mocno zdeprymował piłkarzy z Zabrza i podbudował Romę. Już do końca była ona stroną atakującą. Tylko od czasu do czasu górnicy decydowali się na akcje zaczepne inicjowane głównie przez Banasia i Lubańskiego.

Kto wie jak zakończyłby się ten napór Romy gdyby nie świetna postawa o stoperów Górnika. Niezawodnie rozbijali wszelkie akcje zaczepne przeciwnika, często przychodzili także z odsieczą bocznym obrońcom jako, że ci nie potrafili utrzymać w szachu swoich przeciwników.

W środkowej linii podobali się przede wszystkim pracowity Olek i Deja. Wilczek oraz Szołtysik obok świetnych zagra mieli nie mało słabych. Jeśli idzie o Banasia i Lubańskiego to umiejętnie absorbowali oni obrońców Romy. Drużyna z Rzymu swoje najsilniejsze punkty miała w Satarinim, bardzo podobali się też boczni obrońcy Spinosi i Bet.

Po meczu nasi piłkarze i trener Matyas zewsząd zbierali gratulacje. Panowała opinia, że Górnik jest praktycznie jedną nogą w finale. W Chorzowie wystarczyłby mu bezbrakowy remis lub każde zwycięstwo.

Źródła

  • Przegląd Sportowy z 21.03.1970r.
  • Sport z 23.03.1970r.
  • Przegląd Sportowy z 31.03.1970r.
  • Sport 2.04.1970r.