01.06.1972 - Szombierki Bytom - Górnik Zabrze 1:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
1 czerwca 1972, godzina 11:00
1. liga 1971/72, 21. kolejka
Szombierki Bytom 1:2 (1:1) Górnik Zabrze Bytom
Sędzia: Edward Norek (Kraków)
Widzów: 7 000
HerbSzombierkiBytom.gif Herb.gif

Musiałek 17
0:1
1:1
1:2
Lubański 6

Banaś 79

Marek Ochman
Stanisław Cygan
Roman Strzałkowski
Stanisław Bykowski
Franciszek Gołkowski
Stanisław Grzywaczewski
Jan Wilim
Jerzy Ludyga
Roman Ogaza
Jan Białas (64. Jerzy Krasucki)
Jerzy Musiałek
SKŁADY
Hubert Kostka
Jan Wraży
Stanisław Oślizło
Henryk Latocha
Zygmunt Anczok
Lucjan Kwaśny (65. Hubert Skowronek)
Erwin Wilczek (46. Zygfryd Szołtysik)
Alojzy Deja
Jan Banaś
Włodzimierz Lubański
Władysław Szaryński
Trener: Mihály Vasas Trener: Jan Kowalski

Relacja

Kronika Górnika Zabrze

Spotkanie Szombierek z Górnikiem było jednym z głównych wydarzeniem przypadających na ten czas "Dni Bytomia". Z dużej chmury spadł jednak mały deszcz. Zabrzanie nie grali piłki, do której przyzwyczaili kibiców. Para Lubański - Banaś rzadko nękała obronę gospodarzy swoimi szybkimi zagraniami i zdobywaniem terenu. Taktyka z krótkim kryciem była trafionym pomysłem trenera bytomian. Na bramkę Lubańskiego z 6. minuty odpowiedział Musiałek. Z niedużej odległości pokonał swojego dawnego kolegę klubowego - Huberta Kostkę. Druga połowa to lepsza gra zabrzan. Duży wpływ na to miał wprowadzony za Wilczka Szołtysik. Mimo to aż do 79. minuty Górnik nie potrafił strzelić zwycięskiego gola. Wtedy to prawym skrzydłem uciekł obrońcom Szaryński, a jego dośrodkowanie na gola zamienił Banaś. Mimo że, Górnik był lepszą drużyną, to do jego gry można było mieć zastrzeżenia. Boczni obrońcy nie grali tego co potrafią, a było to w tym meczu konieczne, ponieważ linia środkowa tylko momentami dobrze wypełniała swoje zadania.

Sport

Wyrok na bytomian bez apelacji?

BYTOM. W bogatym programie dziesiątych jubileuszowych Dni Bytomia górnicze derby miały być najbardziej widowiskowym wydarzeniem. Po ostatnim, dobrym, wystepie zabrzańskiej jedenastki wolno bylo oczekiwać, że znów zaprezentują dość licznej widowni futbol w dobrym wydaniu. Tymczasem drużyna Oślizły i Lubańskiego nie bardzo kwapiła się do przyspieszenia tempa, do inicjowania zaskakujących i szybkich zagrań. Nader rzadko się zdarzało, że para Lubański – Banaś w typowym dla siebie stylu zdobywała teren i bez trudu przedostawała się na przedpole przeciwnika. Trzeba zresztą zaznaczyć, że bytomianie zastosowali taktykę krótkiego krycia, co nie bardzo odpowiadało obu reprezentacyjnym napastnikom. Banaś miał spore kłopoty z wymanewrowaniem Cygana,a Lubański przeważnie pilnowany przez Bykowskiego też nie zawsze umiał się w odpowiedniej chwili uwolnić i dojść do pozycji strzeleckiej.

W takim stanie rzeczy zespoł Bytomia był przez długie okresy co najmniej równorzędnym przeciwnikiem. Skutkiem ustawicznego zwalniania tempa przez zabrzan gospodarzom nadarzało się sporo okazji do zdobycia bramek. Udało im się tylko raz, gdy w 17 min. Musiałek otrzymał idealne podanie i z niedużej odległości zmusił do kapitulacji swego dawnego kolegę klubowego – Kostkę. Gdyby Białas, który stanowczo ma jeszcze za mało rutyny ligowej, lepiej ustawiał celownik. Szombierki mogłyby się pokusić nie tylko o podział punktów, ale też o zwycięstwo.

Po zmianie pól nastapiła w mistrzowskiej drużynie Polski pewna zmiana na lepsze. Wprowadzony do gry mało widocznego Wilczka – Szołtysik lepiej nawiązywał kontakt z Lubańskim i Banasiem. Mimo to sporo upłynęło czasu zanim została uzyskana zwycięska bramka. Niedługo przed końcowym gwizdkiem Szaryński zdobył się na samotną ucieczkę po flance i jego dośrodkowanie tak zdezorientowało obrońców, że niemal bieżnie się przyglądali, gdy Banaś zdobył zwycięstki punkt.

Nie ulega wątpliwości, że jedenastką lepiej wyszkoloną był Górnik. Zabrzanom można jednak zarzucić,że ich boczni obrońcy zbyt rzadko włączali się w akcje zaczepne. Zygmunt Anczok, który zademenstrował tak wysoką formę w meczu z sosnowiczanami, współdziałając wielokrotnie z kolegami z ataku, wczoraj bodajże tylko raz „ujawnił się” w pobliżu pola karnego Szombierek. A bylo to wprost konieczne, ponieważ linia środkowa tylko okresami spełniala zadanie. Dopiero wejście na murawę Szołtysika wniosło pewne ożywienie.

Szombierki, po zimnym prysznicu w Rzeszowie, zagrały znacznie lepiej aniżeli nad przegami Wisłoka. Brak im jednak było zdecydowanych strzelców, a ponadto trudno było sforsować Huberta Kostkę, który wykazuje nadal bardzo ustabilizowaną formę.

Karol Weisberg, Sport Nr. 87 (3725) piątek, 2 czerwca 1972 r.