01.10.1961 - Górnik Zabrze - Polonia Bytom 0:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
1 października 1961
1. liga 1961, 22. kolejka
Górnik Zabrze 0:0  Polonia Bytom Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Janusz Marcinkowski (Łódź)
Widzów: 30 000
Herb.gif HerbPoloniaBytom.gif

Hubert Kostka
Antoni Franosz
Stanisław Oślizło
Edward Olszówka
Marian Olejnik
Ginter Gawlik
Erwin Wilczek
Ernest Pol
Jerzy Musiałek
Edward Jankowski (46 Hubert Kulanek)
Roman Lentner
SKŁADY
Szymkowiak
Dymarczyk
Pierzyna
Wieczorek
Marks
Grzegorczyk
Lukoszczyk
Trampisz (46 Orzechowski)
Apostel
Liberda
Jóźwiak
Trener: Augustyn Dziwisz

Relacja

Sport

85 minut nie wykorzystanych szans. Powtórka „wiosny” w rewanżu potentatów tabeli

ZABRZE – Wielkie derby Śląska Górnik – Polonia Bytom zakończyły się – podobnie jak wiosenny pojedynek tych drużyn – bezbramkowym remisem. Nie tylko wynik jest identyczny. Również przebieg gry był w dużym stopniu kopią meczu ze stadionu Ruchu. Podobnie jak w Chorzowie, także i w Zabrzu poloniści mieli szereg okazji do wygrania, ale nie potrafili wykorzystać ani jednej. Owszem, jedną wykorzystali. W chwili jednak, kiedy rezerwowy Orzechowski oddał strzał do siatki, rozległ się gwizdek sędziego Marcinkowskiego na ofside. Poza tym Polonia była znów bardziej wyrównanym zespołem, grającym szybciej i bardziej pomysłowo we wszystkich formacjach, choć górnicy przeprowadzili szereg akcji, z których mogły paść bramki.

ZASKAKUJĄCE NATARCIE

Z taką oceną wczorajszych derbów zgadzają się również zabrzanie. Trener Górnika – Dziwisz, przyznał po zakończonym meczu: - Po pierwszym natarciu bytomian drużyna moja straciła głowę w stopniu niedopuszczalnym dla mistrza Polski. Powtórzyła się całkowicie historia z Chorzowa. Na szybkość przeciwnika nasi zawodnicy nie umieli odpowiedzieć większą szybkością i tu tkwi między innymi jedna z zasadniczych przyczyn optycznie lepszej gry Polonii i pozornie szczęśliwego dla nas remisu. Pozornie dlatego, ponieważ mimo wszystko uważam, że bytomianie też mogą mówić o szczęściu, że wyjechali z Zabrza bez porażki. Niezależnie od tego muszę obiektywnie stwierdzić, że dobra gra Polonii na naszym boisku stanowiła dla mnie wielkie zaskoczenie. Szczególnie po jej ostatniej porażce z Cracovia

W wypowiedzi trenera Dziwisza mieści się już w poważnym stopniu także wytłumaczenie tylko połowicznego sukcesu nowego mistrza Polski. Większa szybkość bytomian – oto główna tajemnica ich dobrych spotkań i remisów z Górnikiem.

Dlaczego górnicy dali się po raz drugi zaskoczyć tą bronią? Niemały w tym udział ma defensywa zabrzan, która przy lada silniejszym natarciu przeciwnika gubiła się i traciła głowę. A ponieważ poloniści atakowali szybko raz po raz, na przedpolu Górnika rozgrywały się często dantejskie sceny. Nie koniec na tym. Także pomoc bez Kowalskiego nie stanowiła żadnego wsparcia dla pierwszej linii i dostatecznej asekuracji dla tyłów. Znów Oślizło i Kostka musieli dwoić się i troić, aby zażegnać niebezpieczeństwo, ale tym razem przychodziło im to znacznie trudniej, niż w pierwszym spotkaniu. Oślizło nawet musiał niejednokrotnie uciekać się do nieczystych zagrań, a że Kostka nie przepuścił ani jednej piłki, to więcej w tym zasługi polonistów niż jego.

TRUDNE ZADANIE LENTNERA

Nawet z tak „dziurawymi” tyłami i pomocą atak zabrski przeprowadził szereg groźnych akcji. Ich reżyserem był z reguły Ernest Pohl, który niejednokrotnie mądrze rozdzielał piłki swym kolegom, wychodząc następnie na wolną pozycję, gdzie… nie otrzymywał podań, które powinien był otrzymać. Pewne pretensje można mieć do Ernesta tylko o to, że stanowczo za mało zatrudniał Lentnera. Ten ostatni trafił co prawda na dzień dobry Dymarczyka, jednakże kilka jego rajdów było bardzo groźnych i mogły przynieść bramkowe efekty.

WĄTPLIWA WYMIANA

Powrót Musiałka po wyleczeniu kontuzji nie był za bardzo udany, Wilczek miał szereg dobrych momentów, ale brak mu było tej pewności siebie, jaka cechowała go w pamiętnym spotkaniu Górnik – Tottenham. Jankowski zwalniał tempo i tak już wolnych akcji ataku i to było przyczyną wymiany go po przerwie na juniora Kulanka. Wymiana nie należała do zbyt udanych i o ile do przerwy Jankowski wzbudzał przynajmniej respekt pomocników i obrony Polonii, to w drugiej połowie na Kulanka nie zwracano w ogóle uwagi. Ten sympatyczny blondynek jest jeszcze zbyt słaby fizycznie, aby mógł stanowić większe niebezpieczeństwo w solowych zagraniach i nawet pozostawiany bez opieki nie stanowił poważniejszej groźby dla bramki Szymkowiaka.

I wreszcie rzecz bodaj czy nie, najważniejsza! Niezależnie od omówionych tu braków, na gorszą niż ogólnie oczekiwano postawę górników istotny wpływ miało ich nastawienie psychiczne. Odnieśliśmy mianowicie wrażenie, że zabrzanie już od początku spotkania myśleli tylko o jednym: bali się, aby nie powtórzyła się historia z pierwszego meczu, a już nie daj Boże z 1960 roku w Bytomiu, kiedy to Polonia wygrała 3:0. Ten „kompleks Polonii” zrobił swoje. Jak zwykle bywa, myśl o feralnym przeciwniku paraliżowała ruchy, swobodę, pomysłowość… Tym więcej, że po meczu szykowała się intronizacja nowego mistrza.

SŁUSZNA TAKTYKA

Inaczej miała się rzecz w Polonii. Nie mając nic do stracenia, podekscytowani atmosferą wielkich derbów Śląska poloniści zagrali bez żadnego obciążenia psychicznego. Trenera Drabińskiego i drużynę trzeba pochwalić za to, że wyciągnęli właściwe wnioski z wiosennego meczu z Górnikiem i zastosowali w Zabrzu identyczną receptę. Była już o niej mowa, gdy pisaliśmy o narzuceniu ostrego tempa i ofensywnej grze przez 90 minut. Wicelider tabeli stanowił bez wątpienia bardziej wyrównany zespół. Nie było w nim na pewno tak słabych punktów jak pomocnicy czy boczni obrońcy Górnika, a trójka Szymkowiak – Liberda – Grzegorczyk grała na poziomie, którego odpowiednikiem po przeciwnej stronie był tylko Ernest Pohl i w pewnej odległości za nim Oślizło.

Gdy podsumowujemy wydarzenia z niedzielnych derbów dochodzi się do wniosku: Spotkanie Górnik – Polonia było z wielu względów ciekawym i dobrym widowiskiem, które raz jeszcze potwierdziło, że czołowe lokaty tych drużyn w tegorocznych mistrzostwach nie są przypadkiem. Polonia była w meczach z Górnikiem zespołem lepszym, ale zabrzan cechuje większa stabilizacja formy i dojrzałość taktyczna. Stąd też ich „złota seria” i zasłużony tytuł mistrza Polski.

O wyjątkowo dobrym wrażeniu, jakie sprawili swą niedzielną grą poloniści niech świadczy wywiad z kpt. PZPN, Krugiem, zamieszczony na innym miejscu. Efektem tego jest dodatkowe powołanie Liberdy do kadry, najwyższe słowa uznania dla „Szymka” oraz co jest większą rewelacją – Dymarczyka.

ZMARNOWANE OKAZJE

Parę słów o przebiegu gry. W pierwszych dwudziestu minutach wyraźna przewaga Polonii. Górnika uratowały wówczas przed utratą bramki poprzeczka po wolnym Liberdy i słupek strzale Apostela. Poza tym w dwóch bardzo dogodnych sytuacjach Trampisz strzelił obok słupka (12 min.), a następnie Liberda (17 min.) przeniósł nad poprzeczką.

Od 20 minuty gra się wyrównała i w tym okresie dla odmiany Szymkowiak przeżywał ciężkie chwile, broniąc kilkakrotnie z najwyższym trudem bomby Pohla. Bardzo dobra szansę zmarnował w tej fazie meczu Musiałek, idealnie wpuszczony w uliczkę przez Pohla.

Druga połowa przyniosła przez 10 minut wyraźną przewagę zabrzan i wydawało się, że taki obraz gry trwać będzie już do końca. Było to jednak złudzenie. Polonia zaczerpnęła oddechu i ostatnie pół godziny należały znów do niej. Wynik bezbramkowy jest jednak o tyle sprawiedliwy, że podobnie jak Apostel nie trafili do pustej bramki z pięciu metrów, tak samo Ernest Pohl przeniósł z dwóch metrów na bramką, będąc sam na sam z „Szymkiem”.

Na zakończenie ciekawostka: derby zakończyły się po 85 minutach. Idealna zdawałoby się „Omega” sędziego Marcinkowskiego przyśpieszyła kroku w wyraźnej niezgodzie z chronometrem boiskowym i zegarkami widzów skróciła pojedynek o 5 minut. Miarodajny jest jednak zegarek sędziego. Całe szczęście, że obydwie drużyny były raczej zadowolone z podziału punktów i nikt nie protestował.

Tadeusz Bagier, Sport nr 117, 2 października 1961


0:0 w derbach Śląska intronizuje zabrzan bez owacji i fanfar. Zabrze po raz III stolicą polskiego piłkarstwa

Zgodnie z oczekiwaniami, zabrzanie dopełnili wczoraj ostatnich formalności w tegorocznych mistrzostwach ekstraklasy. Remisując z Polonią Bytom, górnicy zdobyli punkt, który definitywnie pieczętuje ich tytuł najlepszej jedenastki 1961 roku. Od wczoraj Zabrze jest więc znowu stolicą naszego piłkarstwa.

Jest to już trzeci tytuł mistrzowski drużyny Pohla i Lentnera, jednakże tegoroczny sukces jest triumfem bez precedensu. Górnicy zostali intronizowani na cztery tygodnie przed oficjalnym zakończeniem rozgrywek, po 22 kolejkach spotkań, w których nie doznali ani jednej porażki. Podobnym wyczynem nie może poszczycić się żaden mistrz Polski w całej historii naszego piłkarstwa.

BEZ OWACJI

Tak się złożyło, że „koronacja” górników przypadła po meczu, w którym „z konieczności” zadowolili się wynikiem remisowym. Tysiące zwolenników zabrskiej jedenastki miało z tego powodu olbrzymie pretensje do swych pupilów. Gdy derby Śląska dobiegły końca, na trybunach panował wręcz grobowy nastrój. Również sama drużyna zabrska natychmiast po końcowym gwizdku sędziego opuściła boisko z opuszczonymi głowami, tak, że o żadnych uroczystościach nie było mowy. Kilku chłopców wyszło co prawda na bieżnię z transparentem „Niech żyje nowy mistrz Polski”, jednakże wobec obojętności widowni, działaczy i zawodników próba zorganizowania „święta” spaliła na panewce. Wielka szkoda, ponieważ 40 tys. Widzów na trybunach stanowiło odpowiednie ramy dla takiej Uroczystości. Być może, że zarząd Górnika planuje ją na inną okazję, niemniej dzień wczorajszy nadawał się do niej doskonale.

NIESŁUSZNE „REKLAMACJE”

Czy remis z Polonią jest plamą na honorze nowego mistrza? Tylko zaślepieńcy mogą tak uważać. Pewnie, że Górnik uchodził w tym meczu za zdecydowanego faworyta, a remis uzyskany przez niego był szczęśliwy. Z drugiej jednak strony stało się tak, jak przestrzegaliśmy zabrzan w piątkowym „Sporcie”. Atmosfera derbów zrobiła swoje i poloniści wznieśli się – jak w pierwszym spotkaniu tych drużyn – na szczyty swoich możliwości. Był to obustronnie niezły mecz, szybki i emocjonujący, w którym sytuacje podbramkowe zmieniały się jak w kalejdoskopie, mecz w wielu swych fazach rzeczywiście godny mistrza i najpoważniejszego kandydata do wicemistrzowskiego tytułu. Gdyby do tej gry doszły jeszcze bramki, na strzelenie których obydwie drużyny miały wiele okazji, spotkanie można by śmiało zaliczyć do najpiękniejszych w tegorocznym sezonie.

I dlatego właśnie nie rozumiemy zawiedzonych min kibiców Górnika i braku u nich jakiejkolwiek radości z uwieńczenia długiej serii spotkań mistrzowskim tytułem . pisaliśmy już o tym wielokrotnie, i dziś, niestety, musimy raz jeszcze to stwierdzić: mistrz Polski nie ma dobrych i wyrobionych sportowo kibiców!

„DZIŚ” I „JUTRO”

Gratulując drużynie Pohla w imieniu redakcji czytelników „Sportu” i naszych czytelników sukcesu, wyrażamy przede wszystkim przekonanie, że laur mistrza Polski stanie się dla niej bodźcem do osiągnięcia takiego poziomu, który gwarantowałby wielkie zwycięstwa nie tylko w skali krajowej, ale i międzynarodowej.

Jeszcze raz dziękujemy za „już” i z tym większym zainteresowaniem czekamy na „jutro”.

(b), Sport nr 117, 2 października 1961