01.12.1963 - Arkonia Szczecin - Górnik Zabrze 3:3

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
1 grudnia 1963
1. liga 1963/64, 13. kolejka
Arkonia Szczecin 3:3 (1:3) Górnik Zabrze Szczecin
Sędzia: Stanisław Biernacik (Kraków)
Widzów: ok. 8000
HerbArkoniaSzczecin.gif Herb.gif


Gzel 28

Gzel 67
Lukoszek 89 k
0:1
0:2
1:2
1:3
2:3
3:3
Musiałek 1
Musiałek 24

Szołtysik 29
Kwiatkowski
Sienkiewicz
Krzyżanowski
Ptok
Masiewicz
Rodziewicz
Mańko
Gzel
Pyka (Oleksy)
Lukoszek
Krajewski
SKŁADY Bernard Kobzik
Edward Olszówka
Waldemar Słomiany
Norbert Gwosdek
Stefan Florenski
Jan Kowalski
Joachim Czok
Jerzy Musiałek
Zygfryd Szołtysik
Ernest Pol
Roman Lentner
Trener: Ewald Cebula, Hubert Skolik, Feliks Karolek

Relacja

Sport

Skromne 3:3 mistrza Polski w zaległym meczu. "Morska choroba" zabrzan w Szczecinie.

Górnikowi nie udało się zrealizować w Szczecinie nie tylko planu minimum, którym miało być zwycięstwo nad Arkonią 3:0, ale nawet zdobyć obydwu punktów. Gwoli sprawiedliwości, trzeba jednak podkreślić że górnicy byli tylko o krok od wykonania swego zadania, kiedy przy stanie 3:1 Musiałek nie wykorzystał świetnej okazji do podwyższenia wyniku.

Początkowo łatwy sukces wprowadził kandydata na mistrza jesieni w niebezpieczne samouspokojenie. Po koncercie gry do przerwy i prowadzeniu 3:1, górnicy schodzili do szatni niezwykle ukontentowani i pełni wiary, że jedna, potrzebna jeszcze do mistrzowskiego tytułu bramka padnie po przerwie przy pierwszej nadarzającej się okazji. Jednak dla pilnego o obserwatora wydarzeń, jakie miały miejsce w pierwszej połowie gry, było rzeczą jasną, że trzy zdobyte przez Górnika bramki były nie tylko zasługą dobrze grających napastników gości, ale też obciążały poważnie bramkarza Arkonii, Kwiatkowskiego. Gdy dodamy do tego, że Arkonia prowadziła cały czas otwartą grę i bardzo często zagrażała bramce Kobzika nieznajdując w defensywie Górnika specjalnie trudnej przeszkody, optymizm gości był stanowczo przedwczesny.

W przerwie meczu kierownictwo Arkonii wymieniło słabego Kwiatkowskiego na Sienkiewicza, oraz Pykę na Oleksego i obraz gry zmienił się całkowicie. Teraz ton grze nadawała Arkonia, która swą niezwykłą ambicją i świetnym przygotowaniem kondycyjnym potrafiła osiągnąć w pełni zasłużony remis.

Początek meczu, jak już wspomnieliśmy, nie wróżył outsiderowi tabeli sukcesu. Już w 30 sekundzie gry Lentner poszedł po lewym skrzydle jak burza, po czym z linii autowej scentrował do nadbiegającego Musiałka. Nim Kwiatkowski zorientował się w sytuacji – piłka trzepotała już w siatce. Arkończycy nie załamali się jednak utratą bramki. W 7 minucie tylko świetna interwencja Kobzika uchroniła gości od utraty wyrównującej bramki. Za chwilę strzał Lukoszka po centrze Pyki, poszedł tuż obok słupka.

Górnicy po chwilowym odpoczynku znów dali pokaz szybkiej i skutecznej gry. Roszada Szołtysika z Czokiem tak pochłonęła uwagę obrony Arkonii, że pozostawiła ona bez opieki Musiałka, który natychmiast otrzymał piłkę od Czoka. Napastnik Górnika, widząc niezdecydowanie Kwiatkowskiego odczekał chwil, aż bramkarz Arkonii zdecydował się na wybiegł i przerzutem ponad nim ulokował piłkę po raz drugi w siatce.

Ale i taki obrót sprawy nie zdeprymował Arkonii, która nadal prowadziła otwartą grę i raz po raz przedzierała się na przedpole Górnika. W 27 i 28 minucie gospodarze egzekwowali całą serię rzutów rożnych, a po jednym z nich efektowne „nożyce” Gzela skierowały piłkę tuż obok słupka. Za moment Gzel strzelił precyzyjnie z 16 metrów i zmusił brawurowo broniącego Kobzika do pierwszej kapitulacji. Radość na trybunach nie trwała jednak dlugo. Nie upłynęła minuta, a Górnik znów prowadził różnicą dwu bramek. Lentner popisał się podobnym rajdem jak na początku gry, scentrował do Musiałka, ten przepuścił piłkę między nogami Szołtysikowi i „Mały” z dziecinną łatwością skierował ją do siatki obok zdezorientowanego Kwiatkowskiego. W 40 minucie wydawało się, że Górnicy zdobędą upragnioną czwartą bramkę. Wysunięty do przodu Musiałek otrzymał dogodną piłkę od Pola, ale sądząc, że jest na pozycji spalonej ni to strzelił ni podał piłkę Kwiatkowskiemu.

Po zmianie stron i korektach w składzie Arkonii gospodarze nieoczekiwanie przystąpili do ataku non stop, który zepchnął Górników do głębokiej defensywy. W tym okresie gry goście byli nie do poznania. Czwórka napastników, pozbawiona wsparcia cofniętej pomocy przeprowadziła zaledwie jedną niebezpieczną akcję, która mogła zakończyć się zdobyciem bramki. W 57 minucie Musiałek został sprytnie wypuszczony w uliczkę, ale Sienkiewicz zdecydowanym wybiegiem zagrodził drogę piłce. Musiałek oddał jeszcze piłkę do tyłu Szołtysikowi, jednak strzał tego ostatniego obronił na linii bramkowej pomocnik Rodziewicz.

Było to wszystko, na co zdobył się wyczerpany Górnik. Arkonia natomiast walczyła jakby to był początek gry. W 67 minucie Lukoszek oddał niebezpieczny strzał w poprzeczkę, a dobitka Gzela wylądowała w siatce Kobzika. Teraz bramka Górnika była w nieustannym niebezpieczeństwie, a Kobzik i Olszówka ratowali swój zespół w beznadziejnych sytuacjach. 89 minuta rozstrzygnęła losy tego meczu. Słomiany dotknął piłki ręką i sędzia zarządził rzut karny, który Lukoszek pewnie zamienił na wyrównującą bramkę. Górnicy protestowali twierdząc, że przewinienie miało miejsce na linii „szesnastki”, ale sędzia Biernacik po konsultacji z liniowym nie zmienił werdyktu.

W sumie remis jest całkowicie zasłużony. Arkonia, która po przerwie nie miała słabego punktu, zagrała najlepsze spotkanie w tym sezonie. Górnicy zawiedli w drugiej części gry. Okazało się, że kiedy atak nie umiał odciążyć obrony, defensywa mistrza Polski – pozbawiona Oślizły – gubiła się i nie zdołała wytrzymać naporu ambitnie atakujących gospodarzy.

Tadeusz Kalinowski, Sport nr 146 z 2 grudnia 1963r.