03.06.1964 - Górnik Zabrze - Legia Warszawa 5:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
3 czerwca 1964
1. liga 1963/64, 24. kolejka
Górnik Zabrze 5:0 (3:0) Legia Warszawa Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Włodzimierz Dziurban (Szczecin)
Widzów: 27 000
Herb.gif HerbLegiaWarszawa.gif
Lubański 15
Wilczek 21
Lubański 27
Pol 51
Pol 53 k
1:0
2:0
3:0
4:0
5:0
Hubert Kostka
Waldemar Słomiany
Stanisław Oślizło
Henryk Broja
Stefan Florenski
Jan Kowalski
Erwin Wilczek
Włodzimierz Lubański
Zygfryd Szołtysik
Ernest Pol
Roman Lentner
SKŁADY Stanisław Fołtyn
Antoni Trzaskowski
Horst Mahseli
Jacek Gmoch
Antoni Piechniczek
Bernard Blaut
Wiesław Korzeniowski
Lucjan Brychczy
Janusz Żmijewski
Joachim Krajczy (46 Hubert Kulanek)
Henryk Apostel
Trener: Ferenc Farsang Trener: Virgil Popescu

Relacja

Sport

5 diamentów w piątej koronie zabrzan

Zabrze:Kapitalny mecz zabrzan ! Pojedynek ze zdobywcą Pucharu Polski i wiceliderem tabeli, górnicy rozstrzygnęli na swoją korzyść w stylu, który przeszedł wszelkie oczekiwania. Prawdziwe „concerto grosso” mistrza Polski. Od pierwszych minut gry górnicy podyktowali oszałamiające tempo, demonstrując futbol, przy którym ręce same składały się do oklasków. Było w nim wszystko co składa się na piękno i skuteczność tej gry: technika, szybkość, różnorodność zagrań, akcje solowe i zespołowe, strzały na bramkę i pięć efektownych bramek. Nic dziwnego, że publiczność szalała, że po zakończeniu spotkania zgotowała mistrzowi Polski długą i gorącą owację, a większość jego zawodników wyniesiono na rękach do szatni. W pełni na to zasłużyli. Rozegrali chyba najlepsze spotkanie w tym roku. Udowodnili, że na piąty tytuł mistrza Polski nie tylko zasłużyli, ale że w naszym piłkarstwie są poza wszelką konkurencją.

Wynik 5:0 jest bardzo szczęśliwy dla Legii. Gdyby wojskowi przegrali to spotkanie 8:0, a nawet 10:0, nie mogliby mieć do nikogo pretensji. Ustępowali górnikom pod każdym względem, byli chwilami jedynie biernymi i bezradnymi obserwatorami szybkich jak myśl akcji swych przeciwników. Legioniści nie grali bynajmniej poniżej swego normalnego poziomu. Wprost przeciwnie. Powiedzielibyśmy nawet, że byli w Zabrzu lepsi niż w innych spotkaniach rozgrywanych na Śląsku. Legia, grająca wczoraj z Górnikiem, wygrałaby chyba z Legią, którą oglądaliśmy z Ruchem co najmniej różnicą trzech bramek. Wojskowi walczyli wczoraj z ogromną ambicją i bojowością (często nawet przekraczającą dozwolone granice), starali się jak mogli, aby uzyskać możliwie najkorzystniejszy wynik. Wszystko to jednak nie wystarczało na świetnie dysponowanych górników. Bili oni na głowę swych przeciwników we wszystkich elementach piłkarskiej sztuki, każda ich formacja była o klasę lepsza od identycznej formacji Legii.

W zespole zwycięzców nie było wczoraj słabych punktów. Byli tylko zawodnicy fenomenalni, świetni, bardzo dobrzy i dobrzy. Fenomenalnie rozegrał cały mecz Ernest Pol. Cóż to była za gra! Widzieliśmy już wiele doskonałych występów Ernesta, ale wczoraj „dziadek mróz”, za jakiego uważają go selekcjonerzy, grał jak „młody bóg”. Wszystko co robił na boisku było najwyższej klasy. Idealnie panował nad piłką w każdej sytuacji, wygrywał większość pojedynków, niezrównanie dyrygował grą całej linii ataku. Każde jego podanie miało idealną precyzję, każde nosiło w sobie zarodek bramki. Ernest był jednak nie tylko fantastycznym reżyserem. Był również kapitalnym strzelcem. Bramka jaką zdobył w 6 minucie po przerwie, stanowiła swego rodzaju majstersztyk. Minął kilku zawodników Legii, po czym spoza linii 16 metrów oddał „bombę” pod poprzeczkę, przy której najlepszy goalkeeper świata nie miałby nic do powiedzenia. Nie dziwmy się Fołtynowi. Przez cały czas gry wołał tylko do swych obrońców: „pilnujcie Pola, bo złapiemy tuzin „baniaków”.

Gdy mowa o Erneście, to trzeba mu jeszcze wyrazić najwyższe uznanie za mistrzowskie wyegzekwowanie rzutu karnego. Przed strzałem nastąpił zwód ciałem, po którym Fołtyn znalazł się w innym rogu niż lądowała piłka.

Obok Pola doskonałe partie w górniczym ataku rozegrali Lubański i Lentner. Lubański imponował przebojowością, dynamiką gry bez piłki i wyczuciem sytuacyjnym. Obrona Legii nie mogła znaleźć na niego sposobu Mahseli i Piechniczek trzykrotnie go faulowali na polu karnym gdy znajdował się sam na sam z Fołtynem. Karą za to mogły być tylko „jedenastki”, ale sędzia Dziurkot przeszedł nad tymi wykroczeniami do porządku dziennego. Nie dziwmy się oburzeniu widowni i jej głośnym protestom przeciwko „nowej interpretacji” przepisów szczecińskiego arbitra.

Gra Lentnera miała inne zalety. Ściągał na siebie obrońców Legii, po czym uciekał im w sprinterskim tempie, oddając dobre dośrodkowania. Lewoskrzydłowy Górnika nie miał tylko szczęścia w strzałach. Podobnie jak i Szołtysik, który w centrum pola był bardzo produktywny i efektowny.

Obok tej czwórki Górnik posiadał jeszcze piątego zawodnika najwyższego formatu. Był nim pomocnik Floreński. As Legii, Blaut, znalazł się całkowicie w cieniu jego wielkiego popisu, „Florek” wywiązywał się znakomicie zarówno z zadań defensywnych jak i ofensywnych, radził sobie bez trudu nie tylko z Brychcym, ale i z defensywą Legii.

Kto jednak w Górniku nie zasłużył na pochwały ? Podobał się ogólnie Wilczek, wraca wyraźnie do reprezentacyjnej formy Oślizło (czyżby efekt rozmowy z trenerem Forysiem ?), bardzo dobrze spisywał się Słomiany i lepiej niż można było oczekiwać wypadł powrót Kowalskiego po długotrwałej kontuzji. Uznanie należy się nawet mało jeszcze doświadczonemu Broi. Walczył nieustępliwie o każdą piłkę z najlepszym wczoraj napastnikiem Legii, Żmijewskim. Kostka w bramce był rzadko zatrudniony. Dwa strzały Żmijewskiego z najbliższej odległości obronił jednak brawurowo.

- To jest naprawdę drużyna europejskiego formatu – mówili wszyscy o Górniku opuszczając stadion.

Nic dodać nic ująć. Pogratulować tylko Zabrzu i życzyć stolicy naszego futbolu, aby każdy występ Górnika był taki sam jak wczorajszy.

Tadeusz Bagier, Sport nr 71 z 4 czerwca 1964r