03.11.1979 - Górnik Zabrze - Widzew Łódź 0:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
3 listopada 1979
1. liga 1979/80, 12. kolejka
Górnik Zabrze 0:0  Widzew Łódź Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Ryszard Boniecki (Warszawa)
Widzów: ok. 4 000
Herb.gif HerbWidzewLodz.gif
Socha Yellow card.gif Marchewka, Smolarek

Waldemar Cimander
Bernard Jarzina
Jerzy Gorgoń
Tadeusz Dolny
Ireneusz Lazurowicz
Joachim Hutka (72 Edward Socha)
Henryk Wieczorek
Stanisław Curyło
Leszek Brzeziński
Andrzej Pałasz
Janusz Marcinkowski (46 Krzysztof Szwezig)
SKŁADY
Burzyński
Marchewka
Gręborz
Tłokiński
Możejk
Błachno
Smolarek (88 Plich)
Lisek
Zdzisław Rozborski
Zbigniew Boniek
Pięta
Trener: Władysław Żmuda Trener: Jacek Machciński

Relacje

Sport

Widzew bliższy zwycięstwa

Zabrze. Trudno marzyć o zwycięstwie, jeśli w trakcie 90 minut gry trafia się tylko raz w światło bramki i to na sekundy przed końcowym gwizdkiem arbitra. Takiej „sztuki” dokonali w ub. sobotę piłkarze Górnika grając chaotycznie, bez jakiejkolwiek myśli. W dodatku zabrzanie czuli wyraźny respekt przed rywalem, który jednak – okazało się w trakcie gry – też nie miał swego dnia.

Optycznie górnicy posiadali przewagę, lecz więcej pozycji strzeleckich wypracowali sobie łodzianie przewyższający gospodarzy szybkością. Widzew z powodzeniem mógł pokusić się o zwycięstwo, ale w I połowie grał asekurancko, z głęboko cofniętym Bońkiem. Jednak i w tych trzech pierwszych kwadransach Widzew miał dwie wyborne pozycje: w 6 min. po błędzie Jarziny ostro strzelał Smolarek, tyle, że wprost w wybiegającego z bramki Cimandra. Natomiast w 17 min. Pięta wyłożył piłkę Rozborskiemu, a ten będąc w najbliższym sąsiedztwie bramkarza Górnika na moment się zawahał co wystarczyło Gorgoniowi by wyekspediować piłkę w pole. W tym okresie Górnik grał nieporadnie, zawodziła przede wszystkim druga linia, w której absolutnie nie miał swego dnia kapitan zabrzan Henryk Wieczorek. Nie najlepiej działo się w przedniej formacji gospodarzy: Pałasz wyraźnie odczuwa już skutki męczącego dlań sezonu, Brzeziński ograniczał się do oglądania gry z pewnej odległości, natomiast Marcinkowski marnował seryjnie ciężko wywalczone przez partnerów piłki.

W kilkanaście sekund po wznowieniu gry po przerwie, łodzianie zaatakowali z furią, przy czym Boniek „położył” na murawie Gorgonia, wyciągnął z bramki Cimandra, ale musiał strzelać z dość ostrego kąta, w związku z czym uderzenie nie było zbyt precyzyjne. W tym czasie zdążył do bramki Lazurowicz i on właśnie wybił piłkę z samej linii. Widzew nadal atakował, lecz kontra Górnika w 55 min. omal nie zmieniła rezultatu. Na dłuższy rajd „wybrał” się Jarzina, którego jednak na linii „16” łódzcy obrońcy pozbawili piłki w sposób nie całkiem zgodny z regułami gry. Natychmiast też łodzianie zorganizowali kontratak gnając do przodu trójką zawodników. Piłkę prowadził Boniek, sprytnym zwodem pozbył się Gorgonia i kiedy był sam na sam z wybiegającym mu naprzecie Cimandrem – z tyłu nadbiegł Jerzina. Obrońca Górnika nie widział innego sposobu zaatakownia Bońka jak tylko odciągnąć ręką łodzianina od piłki. Boniek jednak zdołał się wyrwać z uścisku i w tym momencie arbiter... odgwizdał faul. Widzew zyskał więc wolnego co jednak nie było żadną rekompensatą za wspaniałą pozycję strzelecką Bońka. W kwadrans później doskonałą pozycję strzelecką zmarnował Rozborski strzelając silnie, lecz niecelnie.

Dopiero w 90 minucie gry zabrzanom udała się składna akcja, zakończona strzałem głową przez Brzezińskiego. Bramkarz Widzewa Burzyński pewnie chwycił piłkę. Zdobywca „Złotych butów” nie został w Zabrzu poddany niemal żadnemu egzaminowi i rola ograniczała się do przechwytywania dośrodkowań górników, bądź podań własnych obrońców. Strzelecka indolencja gospodarzy była zastraszająca! Wymownym faktem jest najwyższa nota dla niedawnego rekonwalescenta, mianowicie Ireneusza Lazurowicza, który walczył nieustępliwie, kilkakrotnie ostro strzelał, w ogóle spisywał się bez zarzutu. O wiele młodsi od niego Brzeźiński czy Marcinkowski partaczyli niemiłosiernie, poprawnie grał – po dłuższej pauzie spowodowanej usunięciem łąkotki – Joachim Hutka, ale rychło opuściły go siły.

P.M, Sport nr 216 z dnia 05.11.1979 r.