04.05.1958 - Legia Warszawa - Górnik Zabrze 3:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
4 maja 1958 (niedziela)
1. liga 1958, 7. kolejka
Legia Warszawa 3:2 (1:2) Górnik Zabrze Warszawa
Sędzia: Zbigniew Matuszewski (Bydgoszcz)
Widzów: 15 000
HerbLegiaWarszawa.gif Herb.gif

Brychczy 24

Hlywa 49
Brychczy 60
0:1
1:1
1:2
2:2
3:2
Kostaniak 1 s

Lentner 32

Henryk Stroniarz
Horst Mahseli
Marian Kostaniak
Jerzy Woźniak
Waldemar Olęcki
Edmund Zientara
Roman Hlywa
Marian Nowara
Lucjan Brychczy
Czesław Ciupa
Stefan Żmudzki
SKŁADY
Józef Kaczmarczyk
Antoni Franosz
Stefan Florenski
Henryk Hajduk
Ginter Gawlik
Marian Olejnik
Ernest Pol
Edward Jankowski
Roman Lentner
Edmund Kowal
Manfred Fojcik
Trener: Ryszard Koncewicz Trener: Zoltán Opata

Relacja

Sport

Koncert Brychcego i 2 punkty wojskowych WARSZAWA. – Legii należy się pełne uznanie. Wystarczy spojrzeć na skład, by zrozumieć dlaczego. Ale i to nie wszystko. Gdy już w 10 sekundzie przeciwnik prowadził 1:0 z samobójczego strzału Kostaniuka, nie bez udziału Stroniarza, można się było spodziewać, że nastąpi całkowite załamanie. Tymczasem drużyna wojskowa naszpikowana zawodnikami, których nazwiska nie mówią wiele, zdobyła się na tak wspaniałą ambicję, tak wielką bojowość i ofiarność, że uzyskała całkowicie zasłużenie dwa punkty w walce z zespołem, którego kwalifikacje techniczne były znacznie wyższe. Górnik mówić może o szczęściu, że po przerwie stracił tylko dwie bramki. Dwie poprzeczki i dwie główki obrońców z bramki zapobiegły katastrofie, nie mówiąc o szeregu dobrych interwencji bramkarza.


GORĄCY MECZ W PRZENIKLIWYM ZIMNIE

Mecz odbył się w złych warunkach atmosferycznych. Silna wichura, od czasu do czasu deszczyk i przenikliwe zimno nie stwarzały najlepszych warunków. Jeśli mimo to widzowie wytrwali do końca, to ze względu na emocjonujący przebieg spotkania.

Widowisko na stadionie WP składało się z dwu bardzo różnych aktów. W pierwszym górnicy mieli lekką przewagę przy której Legia jednak stale się niebezpieczne odgryzała. W okresie tym zabrzanie demonstrowali pełną gamę swych umiejętności, doskonałe panowanie nad piłką, swobodę manewru i interesującą koncepcję gry, której brak było jednak w końcowej fazie dostatecznej dynamiki. Już w tym czasie okazało się, że wojskowi nie myślą przyjąć roli kozła ofiarnego, a co ciekawsze – akcje ich, proste w założeniu, dzięki ambicji i szybkości odnosiły odpowiedni efekt i obnażały luki w pozycjach obronnych przeciwnika. O ile konstrukcyjna gra górników w pierwszych 45 minutach stała na wysokim poziomie i odbiegała od dawnego szablonu, opierając się tym razem przeważnie na długich podaniach i przerzutach, to z szachowaniem kontruderzeń było znacznie gorzej.


DZIWNA „TAKTYKA” ZABRSKIEJ DEFENSYWY

Początkowo byliśmy skłonni przyjąć, że wynika to do pewnego stopnia ze zbytniej pewności siebie. Stąd dalekie wysuwanie się do przodu pomocników i części obrony. Później okazało się, że każdy energiczniejszy nacisk wywołuje w liniach obronnych chaos, powodowany częstokroć brakiem zdecydowania. Zamiast energicznie wkraczać, cofano się, ułatwiając przeciwnikowi zdobywanie terenu. Źle się ustawiano, nie zawsze pamiętając o wzajemnej asekuracji. Po przerwie działo się jeszcze gorzej. Były sytuacje, które prosiły się o oswobadzający wykop. Zamiast tego podawano sobie piłkę, na przestrzeni kilku metrów, w pobliżu własnego bramkarza.


NATARCIE WOJSKOWYCH

Druga część gry stała niemal całkowicie pod znakiem ataków Legii, która mając za sobą wiatr, zepchnęła Górnika na jego własną połowę, tak, że Stroniarz w bramce nie miał prawie nic do roboty. Trudno nam stwierdzić, czy sytuacja ta była wynikiem braków kondycyjnych zabrzan, czy też jakiejś niedomogi psychicznej. W tym wypadku cenzura wypaść powinna jeszcze ostrzej, gdyż od zespołu o kwalifikacjach Górnika wolno nam wymagać umiejętnego rozwiązywania zagadnień.

Drugi akt nie tylko zakończył się dla Górnika niefortunnie, ale zniwelował dobre wrażenie, jakie wywołała gra w pierwszej połowie.


ZNAK ZAPYTANIA PRZY FLOREŃSKIM

Przechodząc do oceny indywidualnej stwierdzić musimy, że rozczarował nas poważnie Gawlik, który obok doskonałych momentów był zupełnie słaby. Obawiamy się poważnie, czy posiada w tej chwili kwalifikacje reprezentacyjne. Nie zachwycił nas Floreński. Dopiero pod koniec zaczął grać ze zwykłą energią. W formie, jaką wykazał w niedzielę nie powierzylibyśmy mu odpowiedzialnego stanowiska środkowego obrońcy. Franosz i Hajduk mieli indywidualnie niezłe zagrania, w całości jednak blok defensywny Górnika posiadał zbyt wiele wyrw, by mógł zadowolić. Kaczmarczyk zasługuje na dobrą ocenę z uwagi na szybki refleks i umiejętność piąstkowania, co nie należy do zalet naszych bramkarzy.

Przyjemną niespodziankę sprawił nam Olejnik, który wraz z Fojcikiem należał do najbardziej pracowitych i ofiarnych zawodników swego zespołu. W ataku zabrzan Pohl grał od pierwszej chwili słabiej. Skarżył się jednak uprzednio już na kontuzję. Kowal dobry przed przerwą, w drugiej połowie wpadł w starą manierę dryblowania bez końca nie przynosząc żadnego pożytku. Jankowski należał również do pracowitszych zawodników. Lentner przed przerwą dobry, w drugiej części zaczął się bawić i w rezultacie doznał kontuzji, tak że w końcowej fazie statystował.


KONCERT BRYCHCEGO

W drużynie Legii na pierwsze miejsce zasłużył BRYCHCY bodajże najlepszy na boisku. Robił dosłownie co chciał i przekonał nas, że nadaje się doskonale do użycia na pozycji środkowej, która daje mu wielkie pole do manewru. Szybki, zwrotny, doskonały zawodnik harcował po całym boisku ku utrapieniu tych, którzy chcieli go zatrzymać. Na pochwałę zasługuje Nowara, który wyraźnie się rozwija. Hliwa od chwili strzelenia bramki wyrósł ponad własne możliwości. Ciupa spełnił swe zadanie, natomiast bardzo słabo wypadł Żmudzki.

W pomocy Zientara potwierdził swą klasę. Dzielnie sekundował mu Olecki. Masheli wraca do formy i może znów reflektować na ostrogi reprezentacyjne. Woźniak po pierwszych pudłach rozegrał się i osiągnął swój normalny poziom. Kostyniuk ma wprawdzie na sumieniu utratę pierwszej bramki, ale później jakoś doszedł do równowagi i radził sobie. Stroniarz nie miał wiele do roboty. Przy pierwszej bramce się nie spisał, drugiej nie mógł obronić. Zastrzyk młodej krwi okazał się dla Legii zbawienny, gdyż zarzuciła ona stary system i przestawiła się widocznie na nowoczesną metodę.

Sędzia Matuszewski miał sporo przeoczeń, był jednak źle wspierany ze strony sędziego bocznego przed główną trybuną.

Tadeusz MALISZEWSKI, Sport nr 54 z dnia 5 maja 1958

Przegląd Sportowy

"Sto lat" na stadionie Legii. Mały "Kici" rozegrał wielki mecz.

Końcowy gwizdek sędziego. Losów meczu już nikt nie odmieni. Górnik uległ Legii 2:3. Rzecz w zasadzie normalna. Ktoś musi przecież wygrać. Zna widać dobrze tę sportową zasadę trener Górnika, Zsoltan Opata. Gdy uradowani zawodnicy gospodarzy wzajemnie sobie gratulowali, trener Górnika całował jak z dubeltówki — trenera Koncewicza. Wspaniały koleżeński gest! Godny uroczystej w Warszawie chwili. A że była ona uroczysta — świadczy o tym odśpiewanie popularnego „sto lat". Rzadki to wypadek, aby na stadionie Legii rozbrzmiewały tony tej pieśni. W niedzielę jednak, nagrodzono nią zwycięski zespół stołecznej Legii. W pełni na to zasłużył! Tradycji stało się zadość, i tym razem przegrała drużyna, która zdobyła pierwszą bramkę. Już w pierwszej minucie Jankowski ucieka prawą stroną,- płasko centruje wprost na stopera Kostaniaka. Nierozważny ruch nogą młodego zawodnika wojskowych i... piłka wpada do siatki. Na nic zda się teraz bicie głową o ziemię i wyrywanie sobie włosów. Górnik prowadzi 1:0. Na trybunach konsternacja. Czyżby ta bramka miała być zwiastunem klęski Legii na własnym boisku? Wyśmiewani są nawet liczbowi chiromanci, twierdzący, że zgodnie z tradycją meczów Legia — Górnik, wygrają gospodarze. W czterech bowiem poprzednich pojedynkach przegrywał właśnie ten, który strzelał pierwszą bramkę. Trzeźwo oceniający sytuację nie wierzyli jednak w taki obrót sprawy. Górnik zachęcony przypadkowo zdobytą bramką stara się rozstrzygnąć mecz definitywnie na swoją korzyść już w pierwszym kwadransie. Przeważa, brak jednak w jego akcjach dynamiki, jaka powinna cechować bombardierów klasy Pohla, Jankowskiego czy Lentnera. Speszona defensywa Legii radzi sobie jednak z przereklamowanym atakiem „zabrskich kanonierów". Ten przydomek w żadnym wypadku nie odpowiadał niedzielnej postawie piątki ofensywnej mistrza Polski.

Mogło być 2:0

Program meczowy.

Przełomowym punktem meczu, po którym Legia odzyskała wiarę w swe siły, była 16 minuta gry. Wówczas to Górnik mógł prowadzić 2:0. Nie udało się. Niepowodzenie gości przygasiło w nich wykazywaną na początku ambicję, a z legionistów wyzwoliło skrytą dotychczas niemal całą energię potencjalną. A stało się to tak. Na przedpolu Legii znajdowali się Pohl, Kowal i Fojcik. Mieli wyśmienitą okazję do zdobycia bramki. Najpierw Kowal, przejmujący piłkę od Pohla, strzelił w Kostaniaka, później Fojcik trafił w poprzeczkę. A świątynia Legii była niemal pusta. Stroniarz leżał na ziemi, jego miejsce zajął Zientara. Szczęście przyszło mu z pomocą i interweniować nie musiał.

Zasłużone wyrównanie...

Błyskawiczny kontratak Legii. Na trybunach po raz pierwszy fala okrzyków, zachęcających gospodarzy do ataku. Przy piłce Brychczy. Strzela, tym razem jednak bramka jeszcze nie padła. Kaczmarczyk zdołał piłkę wybić na róg. Ale Legia nabrała animuszu. Górnik przestaje być groźny. Gospodarze grają już teraz z nim jak równy z równym. O oblężeniu którejś z bramek nie ma już mowy. Raz w opałach jest Kaczmarczyk, innym razem- Stroniarz. Nadeszła 34 minuta gry. Przy piłce jest prawy łącznik Nowara. Rwie ambitnie do przodu, podając w odpowiednim momencie piłkę Brychczemu. Doskonały płaski strzał i piłka wpada do siatki Kaczmarczyka. Na trybunach szał radości. Legia wyrównała na 1:1. Gra rozpętała się teraz na całego. Każda ze stron pragnie uzyskać przewagę. W okresach naporu Górnika wspaniałą formą błyszczy prawy obrońca Legii, Maseli. Obok niego nieźle spisuje się Wożniak, przy którym niemal zupełnie bezradny jest Pohl, oraz Zientara, asekurujący stopera Kostaniaka.

...i Górnik znów prowadzi

W 31 minucie Górnik strzelił jednak drugą bramkę. Groźna akcja rozpoczęta się na środku boiska. Goście niemal z reguły pchali się do środka, licząc tam na łatwiejsze sforsowanie defensywy Legii. Kostaniak jest rzeczywiście słaby, ale co chwila z pomocą przychodzi mu Maseli. Tak było i tym razem. Maseli odbiera piłkę nacierającemu Pohlowi. Opuszczony przez niego posterunek jest wolny. Następuje tam szybki przerzut piłki i nieobstawiony Lentner strzela nieuchronną bramkę.

Hliwa także coś potrafi

Druga połowa spotkania przybrała przebieg zgoła nieoczekiwany. Nagle odrodził się bojowy, niezwykle ambitny duch w zespole Legii. Górnik okresami w ogóle nie istnieje na boisku. Gra tylko Legia. Ale czy zdoła wyrównać? Odpowiedź dał nam na to już w 4 min. mały, niezwykle w tym dniu ruchliwy, prawoskrzydłowy Hliwa. Znalazł się przy piłce, na środku boiska, gdzieś w odległości 20 metrów od bramki Kaczmarczyka. Niewiele się namyślając, legionista decyduje się na strzał zza pola karnego. Jest!... Z potężną siłą bita piłka trafia w samo okienko. Kaczmarczyk bezskutecznie interweniuje. Stan meczu 2:2. Górnik stara się poderwać do kontrataku. Bezskuteczne są to wysiłki! Defensywa Legii skonsolidowała się. Pozbyli się też debiutanckiej tremy Kostaniak i Olęcki. Ba, Olęcki z młodzieńczą werwą od czasu do czasu spełnia rolę ofensywnego pomocnika. Teraz zespół Legii stanowi jedną harmonijną całość. Znikła luka jaka istniała przed przerwą między rozproszkowanym atakiem a harującą defensywą. Legia dyktuje bieg wydarzeń na boisku.

Kapitalna gra Brychczego

Wspaniałą formą błyszczy Lucjan Brychczy. "Kici" rozegrał w niedzielę świetny mecz. Dotrzymał więc słowa. Dobry skądinąd Florenski wobec jego technicznych tricków jest niekiedy zupełnie bezradny. Zdobycie przez niego bramki wydaje się być tylko kwestią czasu. Tak też było w rzeczywistości. Zbliża się 60 minuta gry. Po jednym z falowych ataków Legii przy piłce znajduje się Żmudzki. Szuka on wzrokiem Brychczego. Jest. Następuje długie podanie na prawą stronę, piłkę chwyta Brychczy, idzie z nią jeszcze bardziej w prawą stronę i z dość trudnego kąta strzela przyziemnego "szczura". Kaczmarczyk bezradnie rozkłada ręce. Piłka w siatce. Legia prowadzi 3:2. Na widowni od dawna nie notowany na tym terenie szał. Nie było to jeszcze wszystko na co stać środkowego Legii. Zdobyta bramka jeszcze bardziej go podekscytowała. Brychczy gra jak w transie. Niekiedy on sam potrafi bez trudu ograć trzech - czterech zawodników Górnika. Za każdym niemal razem znajduje czas na oddanie strzału. Ma jednak wyraźnego pecha. W 73 min. wspaniały jego strzał trafia w poprzeczkę. To był majstersztyk. Za ten wyczyn "Kici" zbiera gratulacje od kapitana Górnika, Mariana Olejnika. W 4 minuty później historia się powtarza. Olejnik znów przyjaźnie klepie po plecach Brychczego. Wówczas bowiem po raz drugi wspaniały strzał legionisty trafił w poprzeczkę. Legia nie rezygnuje z ataków. Stara się w bezapelacyjny sposób rozstrzygnąć to spotkanie na swoją korzyść. Górnikowi sprzyja jednak szczęście. Na kilka minut przed końcem spotkania, po rogu bitym przez Żmudzkiego piłkę niemal z linii bramkowej wybił w pole głową Olejnik.

Przegląd Sportowy nr 71, 5 maja 1958

Linki zewnętrzne