04.10.1970 - Górnik Zabrze - Polonia Bytom 2:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
4 października 1970, godzina 17:00
1. liga 1970/71, 9. kolejka
Górnik Zabrze 2:0 (1:0) Polonia Bytom Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Kazimierz Maśka (Wrocław)
Widzów: 10 000
Herb.gif HerbPoloniaBytom.gif
Lubański 37 g
Wilim 80 g
1:0
2:0
(1-4-3-3)
Jan Gomola
Rainer Kuchta
Jerzy Gorgoń
Jan Wraży
Henryk Latocha
Zygfryd Szołtysik
Erwin Wilczek (73 min. Hubert Skowronek)
Alfred Olek
Jerzy Wilim
Włodzimierz Lubański
Władysław Szaryński
SKŁADY
Brol
Bajger
Brodacki
Winkler
Zygmunt Anczok
Orzechowski
Janik
Grzegorczyk
Gdawiec
Jerzy Radecki
Chojnacki
Trener: Ferenc Szusza

Relacje

Kronika Górnika Zabrze

Poza rezultatem meczu, interesował wszystkich przede wszystkim fakt, jak wypadną niedawni pogromcy Aalborga i czy Górnik rzeczywiście jest na dobrej drodze do odzyskania wysokiej formy. Polonia okazała się o wiele bardziej wymagającym przeciwnikiem niż Duńczycy. Zabrzanie musieli włożyć w spotkanie maksimum wysiłku. W pierwszej połowie akcje Górnika były powolne i niezbyt dokładne. W 37. minucie zabrzanie stworzyli jedyną dogodną sytuację, której nie zmarnował Lubański - pod dośrodkowaniu Szaryńskiego uderzył głową w dolny róg bramki Polonii. Druga połowa była żywsza, szybsze tempo i częste zmiany akcji sprawiły, że spotkanie stało się emocjonujące. Po rzucie rożnym Szaryńskiego, Lubański podał głową do Wilima, a ten strzelił na bramkę i podwyższył wynik. Poloniści ambitnie walczyli o poprawę wyniku, jednak ich napastnikom brakowało zdecydowania. Zwycięstwo Górników było w pełni zasłużone.

Sport

Forma Górnika zwyżkuje

Górnik odzyskuje równowagę, ale wciąż nie jest drużyną z okresu, kiedy można go było pokazywać na największych stadionach świata, przed najbardziej wybredną publicznością. Mimo to zaprezentowane umiejętności wystarczyły do pokonania chimerycznego zespołu Polonii. Gospodarze przewyższali pokonanych przede wszystkim w linii ataku, gdzie indywidualnością nr 1 był Włodzimierz Lubański. As atutowy górników choć nie błyszczał w pierwszej połowie rzadko inicjował zaskakujące wypady, rozegrał później znakomitą partię. Parę razy z dziecinną łatwością wymanewrował pomocników i obrońców Bytomia, imponował szybkością, błyskawicznym startem oraz umiejętnością prowadzenia piłki. W linii środkowej Wilczek nie był jeszcze tak pożyteczny, jak przed odniesieniem kontuzji. Również Szołtysik miał dużo przestojów i na dobrą sprawę nie spełnił pokładanych nadziei. Słowa uznania należą się natomiast Olkowi. W każdym okresie meczu starał się poderwać kolegów do walki, przeprowadzał solowe akcje oraz starał się powiązać działalność ataku z pomocą. Podobnie jak Wilczek, także Latocha nie znajduje się w najlepszej formie. Miało to pewien wpływ na grę Wrażego i Gorgonia, którzy niejednokrotnie musieli przychodzić w sukurs lewemu obrońcy. W sumie Górnik odniósł zasłużone zwycięstwo, przede wszystkim dlatego, że dysponował formacją ofensywną, która była zdolna zmusić do kapitulacji dobrą obronę przeciwnika.

W szeregach polonistów wszystko po staremu. Defensywa z Winklerem na czele, zasłużyła ponownie na słowa wyróżnienia. Również linia środkowa sprostała zadaniu. Tym bardziej, że widząc nieporadność swoich napastników, częstokroć starała się ich wyręczać. Zarówno w pierwszej części spotkania, jak i po zmianie pól, niebezpieczeństwo Gomoli groziło jedynie ze strony Janika, Orzechowskiego czy też Grzegorczyka. Anczok i Bajger starali się też z dalszych odległości niepokoić bramkarza Zabrza. Były to jednak niecelne „bomby”, które przeważnie mijały się z celem. W napadzie tylko Chojnacki od czasu do czasu zdobywał się na szybsze zagrania oraz dokładał starań, by piłkę celnym strzałem skierować do bramki gospodarzy. Nie miał jednak godnych partnerów. Radecki gubił się w bezowocnych dryblingach, lub przekazywał piłkę najbliżej znajdującemu się koledze, dokładnie pilnowanemu przez górniczą obronę. Gdawiec na prawej flance próbował nawiązać walkę z Latochą, co udawało mu się w pierwszych trzech kwadransach, natomiast w drugiej odsłonie meczu był już mało pożyteczny dla swojej drużyny.

Karol Weisberg, Sport nr 139 5.10.1970