05.06.1985 - Ruch Chorzów - Górnik Zabrze 2:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
5 czerwca 1985 (środa), godzina 18:00
1. liga 1984/85, 26 kolejka
Ruch Chorzów 2:0 (0:0) Górnik Zabrze Chorzów - stadion Ruchu
Sędzia: Wiesław Karolak (Łódź)
Widzów: 30 000
HerbRuchChorzow.gif Herb.gif
K. Warzycha 49
K. Warzycha 70
1:0
2:0
Yellow card.gif Klemenz

Janusz Jojko
Dariusz Fornalak (81 Grzegorz Kornas)
Eugeniusz Kamiński
Waldemar Waleszczyk
Henryk Pałka
Krystian Szuster (68 Waldemar Fornalik)
Mirosław Jaworski
Mieczysław Szewczyk
Mirosław Bąk
Krzysztof Warzycha
Albin Mikulski
SKŁADY
Eugeniusz Cebrat
Marek Piotrowicz (68 Janusz Pontus)
Bogdan Gunia
Joachim Klemenz
Marek Kostrzewa
Marek Majka
Waldemar Matysik
Ryszard Komornicki
Werner Leśnik
Andrzej Pałasz
Ryszard Cyroń
Trener: Władysław Żmuda Trener: Hubert Kostka


Spotkanie ligowe nr 58 (derby nr 80) – 5 czerwca 1985 (środa, 18.00)

2 gwiazdki „Sportu”

Skład i noty Ruchu wg „Sportu”:

Janusz Jojko 5, Dariusz Fornalak 5 (81. Grzegorz Kornas – nie klas.), Eugeniusz Kamiński 6, Waldemar Waleszczyk 5, Henryk Pałka 4, Krystian Szuster 3 (68. Waldemar Fornalik – nie klas.), Mirosław Jaworski 5, Mieczysław Szewczyk 6, Mirosław Bąk 5, Krzysztof Warzycha 8, Albin Mikulski 5

Skład i noty Górnika wg „Sportu”:

Eugeniusz Cebrat 5, Marek Piotrowicz 2 (68. Janusz Pontus – nie klas.), Bogdan Gunia 4, Joachim Klemenz 2, Marek Kostrzewa 5, Marek Majka 4, Waldemar Matysik 4, Ryszard Komornicki 3, Werner Leśnik 5, Andrzej Pałasz 5, Ryszard Cyroń 4


Przed rewanżem górnicy pozostawali w czołówce tabeli i nie zamierzali rozpoczynać odwrotu tuż przed finałem rozgrywek. Z kolei Ruch, choć temu zespołowi nie groził już ruch ani w górę ani w dół chciał pokazać, że obchodzony wówczas jubileusz 65-lecia, bogaty w tradycje do czegoś zobowiązuje. Nie da się więc ukryć, że stawka tego spotkania była większa niż dwa punkty. Rozsądek wskazywał na podopiecznych trenera Kostki, ale... 58. wielkie derby Śląska nie były ciekawym widowiskiem. Szczególnie ich pierwsza odsłona była wyjątkowo słaba. Ślamazarne tempo, wiele najprostszych potknięć, wiele niecelnych podań, kadrowicze w cieniu mniej utytułowanych kolegów, którym też szło jak po grudzie. Brak sytuacji podbramkowych, strzałów. Należało tylko podziwiać widzów, że zachowali się więcej niż poprawnie, że organizatorzy potrafili ich odseparować: niebiescy za zegarem świetlnym, zabrzanie za wysłużoną Omegą. Nie było wyzwisk, wulgarnych pieśni. Zresztą zwolennicy górników w drugiej połowie woleli nie zabierać w ogóle głosu. Raz, nie mieli ku temu okazji, dwa – było im z pewnością wstyd za zespół lidera. Dość łatwo jednak można było znaleźć wytłumaczenie słabej postawy zabrzan: siedmiu piłkarzy w obydwu kadrach, podróże, zapewne również fetowanie sukcesów z Albanią (1:0, 30.05.1985) w eliminacjach Mistrzostw Świata Meksyk ’86. Taka nagła obniżka formy, dyspozycji i motywacji przyszła jednak w momencie, gdy jedenasty tytuł był na wyciągnięcie ręki.

Derby zaczęły się praktycznie dopiero w drugiej połowie. Krzysztof Warzycha zdobył pierwszego gola, rozprowadzając całą zabrzańską defensywę. Następnie ostro strzelił Mirosław Bąk, ale obronił Eugeniusz Cebrat. Wreszcie Warzycha skopiował swój wyczyn i 2:0. Wówczas Zygfryd Szołtysik, siedzący na trybunie prasowej tylko spuścił głowę. Przykro mu było patrzeć na to, co wyprawiali jego następcy. W zespole górników nie było tym razem piłkarza grającego przynajmniej na poziomie zbliżonym do normy wymaganej od kandydata na mistrza. Kadrowicze bez wyrazu. Ryszard Komornicki bez sił, jeszcze Andrzej Pałasz starał się jak mógł, trochę „mieszał” na przedpolu Janusza Jojki, ale nic z tego nie wyszło.

Ruch wygrał zasłużenie i właściwie to powinien wygrać w wyższym stosunku. W 77 minucie Bogdan Gunia popełnił błąd. Albin Mikulski sam szarżował na bramkę Cebrata, ale kiedy zabrzanin wybiegł na „16” zagalopował się. Zamiast przelobować bramkarza, próbował go minąć. Cebrat uratował jednak sytuację, Ruch zarobił tylko wolnego, po którym Mieczysław Szewczyk posłał piłkę w poprzeczkę. Ogólnie niebiescy, wychodząc na drugą odsłonę, strach i respekt przed liderem zostawili w szatni i zaczęli grać szybko, z pierwszej piłki.

Górnik grał bez Józefa Dankowskiego i Andrzeja Zgutczyńskiego i ich absencja miała spory wpływ szczególnie na postawę defensywy, w której Joachim Klemenz nie stanowił żadnej zapory dla szybkich napastników Ruchu. Słowem, tym razem na Cichej oglądano cień zabrzan.

Tym samym górnicy spadli na drugą pozycję. Zabrzanom udało się jednak zdobyć tytuł. Po trzynastu latach! Na mecie sezonu wyprzedzili znacznie silniejszą kadrowo Legię, co poskutkowało „plotkami” o rzekomym „kupnie tytułu mistrzowskiego”. Trzeba jednak przyznać, że tytuł zdobyty został z dużym trudem. Nic więc dziwnego, że z myślą o kolejnym sezonie (i kolejnym tytule) postanowiono kupić dwóch doskonałych zawodników grających na reprezentacyjnym poziomie, Jana Urbana i Andrzeja Iwana. Ruch natomiast, który po spotkaniu derbowym awansował na szóste miejsce, ostatecznie zajął, tak jak rok wcześniej, siódmą pozycję.

Relacja Sportu

CIEŃ ZABRZAN NA CICHEJ

CHORZÓW. Wielkich derbów odbyło się już 57. Te sobotnie na Cichej otrzymały numer kolejny 58. Tak wynikło z rachunku i listy dotychczasowych potyczek. Gdyby sklasyfikować pojedynki Ruchu z Górnikiem pod względem jakościowym, emocjonalnym, dramatycznym, widowiskowym to ostatni, ale szczególnie jego pierwsza odsłona, musiałby znaleźć się na marginesie honorowej tablicy. Takiego piłkarskiego zakalca jak ten z pierwszej połowy jeszcze nie konsumowaliśmy. Ślamazarne tempo, wiele najprostszych potknięć, wiele niecelnych podań, kadrowicze w cieniu mniej utytułowanych kolegów, którym też szło jak po grudzie. Brak sytuacji podbramkowych strzałów. Należało tylko podziwiać widzów, że zachowywali się więcej niż poprawnie że organizatorzy potrafili ich odseparować: ruchowcy za zegarem świetlnym, zabrzanie za wysłużoną Omegą. Nawet o słynnych już psach przypominano sobie rzadko i tylko piano. Nie było prztyczków, wulgarnych pieśni. Zresztą, zwolennicy górników w drugiej połowie woleli nie zabierać w ogóle głosu. Raz, nie mieli ku temu okazji, dwa - było im z pewnością wstyd za zespół lidera. Pewnie, że dość łatwo znajdzie ktoś alibi dla zabrzan: siedmiu piłkarzy w obydwu kadrach, podróże, zapewne również fetowanie dwóch sukcesów z Albanią. Żeby jednak aż taka nagła obniżka formy, dyspozycji i motywacji w momencie, gdy jedenasty tytuł był na odległość ręki…

Kiedy Krzysztof Warzycha zdobył pierwszego gola, rozprowadzając całą zabrzańską defensywę, kiedy ostro strzelił Bąk (pewna interwencja Cebrata) i wreszcie Warzycha skopiował wyczyn, ale z jeszcze większym polotem (piękny, jak mówią specjaliści, czysty, technicznie doskonały strzał), młodziutki zwolennik niebieskich zapytał nieśmiało tatę: dlaczego oni nie zaczęli od razu od drugiej połowy? Spojrzałem za trybunę prasową. Zygfryd Szołtysik opuścił głowę, przykro mu było patrzeć na to co wyprawiali jego następcy. W zespole eks-lidera nie było tym razem piłkarza grającego przynajmniej na poziomie zbliżonym do normy, wymaganej od kandydata na mistrza. Kadrowicze bez wyrazu, Komornicki bez sił, jeszcze Pałasz starał się jak mógł, trochę “mieszał” na przedpolu Jojki, ale nic z tego nie wyszło. Z czyjej strony miał oczekiwać wsparcia? Klemenza, który był cieniem utalentowanego for stopera? Próbowali jeszcze z niezłym skutkiem Kostrzewa i Leśnik, ale to było za mało, by zwieść opanowanego ostatniego stopera Kamińskiego i jego forpocztę - Waleszczyka.

Ruch wygrał zasłużenie i chyba z taką oceną zgodzą się również sami pokonani. Właściwie to powinien wygrać w wyższym stosunku. W 77 min. Gunia (ostatni stoper) popełnił gafę, Mikulski sam szarżował na bramkę Cebrata, ale kiedy zabrzanin wybiegł na “16” zagalopował się. Miast przelobować bramkarza, próbował go minąć. Cebrat oglądał transmisję z meczu Belgia - Grecja i wiedział jak Mihosa zatrzymał Pfaff. Skopiował jego wyczyn, uratował sytuację, zarobił tylko wolnego, po którym Szewczyk posłał piłkę w poprzeczkę. Wniosków z tamtego meczu nie wyciągnął tylko arbiter i oszczędził Cebratowi “żółtka”, które mu się należało bez żadnego ale. Ruch wychodząc na drugą odsłonę, strach i respekt przed liderem zostawił w szatni, zaczął grać po ruchowisku: szybko, z pierwszej piłki. Zebrał plony, które pozwolą trenerowi Żmudzie na dalsze korygowanie składu. Fornalak (zdawał egzamin maturalny, prawie nie trenował) powinien przejść do drugiej linii, podobnie jak Bąk do pierwszej. Wrócą do gry Walot i Nowak, pole manewru będzie większe. Górnik grał bez Dankowskiego i Zgutczyńskiego i ich absencja miała spory wpływ szczególnie na postawę defensywy, w której Klemenz nie stanowił żadnej zapory dla szybkich napastników Ruchu. Sam Krzysztof Warzycha potrafił ją dwukrotnie rozmontować i pokonać Cebrata. Słowem, tym razem na Cichej oglądaliśmy cień zabrzan.

Stanisław Penar , Sport nr 110 z 7 czerwca 1985r.