06.03.1976 - GKS Tychy - Górnik Zabrze 1:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
6 marca 1976
1. liga 1975/76, 17. kolejka
GKS Tychy 1:1 (0:0) Górnik Zabrze Tychy
Sędzia: Jan Łazowski (Warszawa)
Widzów: 12 000
HerbGKSTychy.gif Herb.gif
Trójca 48 1:0
1:1

Szarmach 64 g

Eugeniusz Cebrat
Józef Trójca
Marian Piechaczek
Jerzy Kubica
Jerzy Ludyga
Czesław Czarnynoga
Alfred Potrawa
Jan Bielenin
Krzysztof Rasek
Roman Ogaza
Kazimierz Szachnitowski
SKŁADY
Piotr Gajda
Joachim Gorzawski (46 Lucjan Kwaśny)
Jerzy Gorgoń
Henryk Wieczorek
Jan Jonda
Ireneusz Lazurowicz
Zygmunt Bindek
Zygfryd Szołtysik
Adam Popowicz (60 Józef Kurzeja)
Andrzej Szarmach
Stanisław Gzil
Trener: Andrzej Gajewski

Relacje

Sport

Podział punktów zadowoli Tychy i Górnika

Tychy. Niełatwo być wiceliderem, trzeba wówczas przygotować się na wszystkie ewentualności, a głownie defensywne założenia w grze przeciwników. Tym razem tyszanie, choć przez większą część spotkania bardziej bliscy niż przeciwnik zdobycia dwóch punktów, musieli zadowolić się remisem. Co było ceną małego jeszcze doświadczenia i błędu formacji obronnej.

Zanim jednak do tego doszło gospodarze mieli wyraźną przewagę, wiele sytuacji, których wykorzystanie pozwoliłoby rozstrzygnąć losy meczu. W dużej mierze przyczyniła się do tego taktyka zabrzan, słuszna w założeniach, lecz realizowana bardzo mało elastycznie. Trener Andrzej Gajewski powierzył bowiem opiekę nad najgroźniejszym piłkarzem Tychów, Ogazą- Bindkowi, który utrudniał jak mógł życie rywalowi. Ponieważ jednak Ogaza głownie starał się operować w centrum pola karnego, zabrzanie mieli aż trzech stoperów, a ich pomocnicy również musieli głęboko się cofnąć, by stworzyć przeciwwagę drugiej linii tyszan. Tym samym goście przez wiele minut byli zamknięci jakby w hokejowym „zamku”, a pozbawieni jakiegokolwiek wsparcia Gzil oraz Szarmach nie mogli nić zdziałać.

Toteż w pierwszej połowie pod bramką Gajdy dochodziło do gorących spięć. Świetnie dysponowany Ogaza rezygnując z roli egzekutora rozdzielał piłki, wypracowywał swym partnerom dogodne okazje. Ale mieli oni w defensywie zabrzan godnych rywali- szczególnie pewnie interweniował Gorgoń, oczyszczając przedpole bramki Gajdy. Natomiast przy strzałach z dystansu golkiper gości zachowywał się bez zarzutu.

Najlepszą sytuacje otworzenie konta bramkowego mieli tyszanie w 11 min…kiedy to po rzucie rożnym, wykonywanym przez Szachnitowskiego , „główkę” Czarnynogi wybił z linii bramkowej Jonda, a dobitkę tego samego zawodnika obronił Wieczorek. Po drugiej stronie boiska Cebrat był prawie bezrobotny, miał kontakt z piłką jedynie, gdy zagrywali do niego obrońcy.

Po przerwie obraz gdy nie uległ zmianie. Już w 46 min. Gajda popisał się piękną obroną uderzenia Ogazy, w dwie minuty później był jednak bezradny, gdy Trójca, po wymianie piłki z Czarnynogą, świetnie strzelił z 18 m w lewy, górny róg. Powadzenie dodało gospodarzom animuszu, a w 53 min. powinni byli prowadzić 2:0 lub co najmenij egzekwować rzut karny. Czarnynoga minął Gorgonia, nie zdążył nawet złożyć się do strzału, gdy zabrzanin „ wślizgiem” podciął go. Dla obiektywnego obserwatora nie ulegało wątpliwości, że interwencja stoper gości była niezgodna z przepisami, jednak słabo prowadzący ten mecz sędzia Łazowski nakazał grać dalej. Jeszcze w 57 min. tyszanie mieli ponownie okazję poprawienia rezultatu, lecz Bielanin posłał piłkę tuż obok słupka, gdy trener Andrzej Gajewski zdecydował się wprowadzić w miejsce Popowicza- Kurzeję. To trochę ożywiło napastników zabrskiej jedenastki, tym bardziej, że i Szołtysik dotąd ciężko pracujący przed swoim polem karnym zaczął coraz częściej wychodzić do przodu. I właśnie ten zawodnik zarobił, a następnie wyegzekwował rzut wolny, po którym Szarmach efektowną „główką” wyrównał stan meczu. Nie bez winy był jednak Cebrat, który nie próbował wypiąstkować dość sygnalizowanego podania, a także obaj tyscy stoperze.

Po utracie gola gospodarze jeszcze nie złożyli broni, ambitnie próbowali ponownie zepchnąć rywali do defensywy, przechylić szalę zwycięstwa na swą korzyść. Robili to już jednak zbyt nerwowo, chaotycznie i mało brakowało, by sami nie stracili bramki., gdy po kiksie Piechaczka w 74 min. Gzil idealnie podał do Szarmacha, a strzał tego ostatniego trafił w słupek.

Remis chyba zadowolił oba zespoły - zabrzan, dlatego, że grając na 0:0 uratowali punkt, mimo straty bramki, a tyszan ponieważ myśląc o zwycięstwie mogli w ogóle nie poprawić swego konta. I na koniec o Szarmachu: niezaprzeczalne wartości tego piłkarza uwidaczniają się, gdy partnerzy swą dobrą, celową grą potrafią je wyzwolić. Na trudnych, oblodzonych, boiskach nie wymagajmy, by indywidualnymi rajdami usiłował zdobywać bramki, bowiem na pełnej szybkości jest zupełnie niemożliwe.

Stefan Riedel, Sport nr 46 z dnia 08.03.1976r.

Błąd przy generowaniu miniatury: Brak pliku
Bilet meczowy.