06.04.1997 - Zagłębie Lubin - Górnik Zabrze 1:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
6 kwietnia 1997 (niedziela), godzina 14:00
1. liga 1996/97, 23. kolejka
Zagłębie Lubin 1:1 (0:1) Górnik Zabrze Lubin, stadion Zagłębia
Sędzia: Krzysztof Słupik (Tarnów)
Widzów: 2 300
HerbZaglebieLubin.gif Herb.gif

Lizak 53
0:1
1:1
Kuźba 2
Bubnowicz, Krzyżanowski Yellow card.gif Bonk, Gorszkow, Kampka
(1-3-5-2)
Mirosław Dreszer
Edward Cecot
Radosław Kałużny (46 Dariusz Lewandowski)
Robert Bubnowicz (46 Paweł Piotrowski)
Marcin Adamski
Andrzej Szczypkowski
Jarosław Krzyżanowski
Wojciech Górski (46 Jacek Manuszewski)
Radosław Jasiński
Bogusław Lizak
Zbigniew Grzybowski
SKŁADY (1-4-4-2)
Mirosław Warzecha
Łukasz Gorszkow
Grzegorz Lekki
Rafał Kocyba (61 Marek Szemoński)
Marek Piotrowicz
Dariusz Dźwigała
Tomasz Hajto
Grzegorz Bonk (31 Arkadiusz Matejko)
Arkadiusz Kampka
Mieczysław Agafon
Marcin Kuźba
Trener: Adam Topolski Trener: Henryk Apostel

Relacja

Program meczowy.

Sport

Pomyłka Topolskiego

Po meczu z Rakowem trener lubinian Topolski powiedział, że był to najsłabszy występ jego piłkarzy w rundzie wiosennej. Niedzielny mecz pokazał, jak bardzo mylił się szkoleniowiec z Lubina. Zagłębie zagrało zaskakująco słabo i w pierwszej połowie tylko Dreszerowi zawdzięczają, że nie było już po wszystkim.

W 45 sekundzie lewą stroną Bubnowiczowi uciekł Kuźba, który z narożnika pola karnego silnie uderzył, ale na posterunku był Dreszer. To było pierwsze i ostatnie ostrzeżenie zabrzan. Kilkadziesiąt sekund później żarty się skończyły. Kampka wspaniale rozprowadził defensywę lubińską – po przechwyceniu podania do Bubnowicza – odegrał do Kuźby, a ten strzelił już bardzo precyzyjnie. Lubinianie biegali chaotycznie, momentami w ich grze napotkać można było elementy zwykłej nonszalancji. Co z tego, że z wolnego strzelił Kałużny skoro Warzecha, wypuszczając piłkę nie przewidział, że odbije się ona od pleców Grzybowskiego. W 12 min przed polem karnym nie tyle na murawie, ile na kupce piasku Kałużny zgubił piłkę, na prawo poszło podanie do Dźwigały, który spychany do narożnika pola bramkowego ostatnim wysiłkiem próbował przelobować bramkarza Zagłębia, ale Dreszer w cyrkowy sposób wyłapał piłkę.

W 22 min powinno być 1-1. Kałużny uruchomił długim podaniem Jasińskiego. W polu karnym mógł on zrobić z piłką wiele pożytecznych rzeczy, ale po prostu fatalnie spartolił sytuację. Dreszer po raz trzeci uratował swój zespół przed utratą gola, po tym jak Kampka, ograwszy Górskiego, strzelił precyzyjnie, ale bramkarz z Lubina nogami wybił piłkę na róg.

Po przerwie zdesperowany Topolski dokonał radykalnych zmian. Lubinianie odzyskali wigor i polot, ale dyspozycji starczyło na jedną bramkę. Lizak w zamieszaniu na polu karnym przytomnie trafił do bramki. Lubinianie mieli kilka okazji – strzał Krzyżanowskiego końcówkami palców na róg wybił Warzecha, groźnie uderzał także Jasiński. W 70 min, po dokładnym i długim podaniu piłka jak po sznurku doszła w polu karnym do Krzyżanowskiego, a ten obróciwszy się chytrym strzałem pod poprzeczkę pokonał bramkarza. Sędzia uznał, że strzał padł z pozycji spalonej a pomeczowe obejrzenie kasety pokazało, iż arbiter w tym wypadku nie mylił się. Zresztą, gdyby padł zwycięski gol dla lubinian, to byłoby to jednak wyjątkowo niesprawiedliwe rozstrzygnięcie...

Zdaniem piłkarza:

Mirosław Dreszer: - Przed meczem oglądałem boisko, zawiał silny wiatr, który dmuchnął mi czapeczkę. Czapka lobem wpadła do siatki. Pomyślałem sobie, że to zły znak... Gdyby Górnik w pierwszej połowie wykorzystał sytuacje, to mielibyśmy dokładnie „pozamiatane”. Zagraliśmy słabo i nie wiem, co jest tego powodem. Chociaż, kto wie, jak wyglądałby mecz gdyby w pierwszej połowie Jasiński wykorzystał podanie Kałużnego.

Mecz na głosy:

Henryk APOSTEL: - Gdyby przed meczem ktoś oferował mi remis, to byłbym zadowolony. Ale teraz czuję niedosyt. Zagraliśmy bardzo dobrze w pierwszej połowie i gdybyśmy wykorzystali trzy dogodne sytuacje, nie mielibyśmy prawa nie wygrać tego meczu.

Adam TOPOLSKI: - W pierwszej połowie robiliśmy wszystko, by rywalom ułatwić zdobywanie goli. Zmieniłem najsłabszych zawodników meczu, bo trzeba było coś robić. Po przerwie złapaliśmy swój rytm, ale starczyło pomysłu tylko na uratowanie punktu.

Zbigniew Jakubowski, Sport nr 67, 7 kwietnia 1997