06.09.1964 - Dukla Praga - Górnik Zabrze 4:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
6 września 1964 (niedziela)
PEMK 1964/65, 1/16 finału
Dukla Praga 4:1 (1:1) Górnik Zabrze Praga
Sędzia: Köpcke (NRD)
Widzów: 15 000
HerbDuklaPraga.gif Herb.gif

Vacenovsky 22
Nedorost 56
Masopust 84
Nedorost 87
0:1
1:1
2:1
3:1
4:1
Lubański 5
Kouba
K..?
Czadek
Dvorzak
Pluskal
Masopust
Vesely
Nedorost
Roedr
Vacenovsky
Jelinek
SKŁADY Hubert Kostka
Waldemar Słomiany
Stanisław Oślizło
Edward Olszówka
Stefan Florenski
Jan Kowalski
Erwin Wilczek
Włodzimierz Lubański
Zygfryd Szołtysik
Ernest Pol
Roman Lentner
Trener: Ferenc Farsang

Relacja

Sport

Pech zabrzan na ”Julisce" 4:1 (1:1) Dukli bardziej szczęśliwe niż zasłużone

PRAGA: (tel. wł.) Nie ma co udawać, że jest źle. Górnik przegrał w identycznym stosunku, jak przed rokiem. Niełatwo mu będzie odrobić na Stadionie Śląskim stratę trzech bramek „Juliscka” jeszcze raz okazała się dla mistrza Polski świątynią nie do zdobycia. Szkoda bo szansa była znakomita, jako, że Dukla według jednobrzmiącej opinii ekspertów .zagrała bardzo słabo, stanowiąc zespół na pewno gorszy od tego, który oglądaliśmy przed rokiem w Polsce. Nawet jednak w tej dyspozycji potrafiła udowodnić swoją supremację i ambitne plany wyeliminowania mistrza CSRS z dalszych rozgrywek PEMK trzeba będzie odłożyć ad acta. Decydujący dla losów meczu moment miał miejsce już w drugiej minucie. Vesely egzekwował róg, piłkę dopadł szczupakiem Vacenovsky, ale Kostka zdołał wybić ją na róg. W tej samej sekundzie rozpędzony Słomiany sfaulował Roedra. Ponieważ piłka znajdowała się poza boiskiem – decyzja arbitra była nie ubłagalna: Słomiany musiał opuścić plac gry. Nie pomogły długotrwałe dyskusje. Górnicy zostali w dziesiątkę. W wyniku czego cały plan strategiczny, ustalony z taką skrupulatnością i dokładnością, runął w jednej minucie, zanim jeszcze gracze obu drużyn wzięli pierwszy rozpęd. Floreński został cofnięty do obrony, jego miejsce zajął Szołtysik, w przodzie pozostała tylko trójka: Lentner, Wilczek i Lubański. Mistrz Czechosłowacji jest zbyt szczwanym lisem aby nie zrozumiał co się działo w szeregach przeciwnika. Poszedł całą armadą naprzód, pragnąc za wszelką cenę rozstrzygnąć walkę już w pierwszej rundzie. Tymczasem zamiast Dukli, prowadzenie objął Górnik. Pol został sfaulowany przez Dvorzaka, w odległości jakieś 30 m. od bramki Kouby. Sam sobie ustawił piłkę, wziął olbrzymi rozpęd – i gdy piłka szybowała w kierunku Kouby nagle Lubański zmienił jej kierunek. Bramkarz przeciwnika ani się spostrzegł gdy wylądowała ona w siatce. W sektorze, zajmowanym przez ponad 2 tys. Osób liczącą wycieczkę Polaków zapanowała olbrzymia radość. Górnik prowadził 1:0.

ATAKI KONTRY

Żaden cios nie mógł tak rozsierdzić przyczajonego tygrysa, jak ten, który zadał Czechosłowakom Lubański. Wzmocnili oni siłę natarcia o dodatkowy impet, zmuszając zabrzanko maksymalnej koncentracji uwagi na ochronie własnego przedpola. Teraz w przodzie pozostał już tylko Lubański. Wszyscy pozostali napastnicy z pasją bronili przystępu do bramki Kostki, stale znajdującej się w największym niebezpieczeństwie. W 12 minucie stosunek kornerów wyrażał się cyfra 6:0 dla gospodarzy, bo Olszówka, Floreński i Oślizło nie patyczkowali się w żadnej sytuacji. Wybijali piłkę gdzie się dało, byle tylko powstrzymać szarżę przeciwnika i zmniejszyć stale rosnące tempo. Osamotniony Lubański czekał dogodnej sytuacji, by nagłą kontrą zaskoczyć Czechosłowaków. Omal mu się to nie udało, otrzymał prostopadłe podanie od Lentnera, minął w pełnym biegu dwóch obrońców, strzelił z ostrego kąta, ale Kouba był na posterunku. Zaraz potem mogło być 1:1. Masopust spostrzegł, że Olszówka odsłonił wolne pole Veselemu „wyłożył” mu piłkę, a ten huknął z taką siłą, że niemal rozwalił poprzeczkę, która przyszła w sukurs kompletnie zaskoczonemu Kostce. Czego nie zrobił Vesely, osiągnął Vacenovsky. Znalazł lukę w obronie Górnika i z najbliższej odległości tym razem nie dał Kostce żadnej szansy. Jest 1:1 ! Wiatr stanowiący dotąd sprzymierzeńca gospodarzy, nieco się uspokoił. Silne słońce szybko wysuszało boisko zalane strugami deszczu, padającego jeszcze przed południem. Ciekawe widowisko nagle popsuło się bez powodu. Czechosłowacy jak gdyby zwolnili tempo. Na to tylko czekali Polacy. W 37 minucie stale spełniający funkcję desantowca Lubański omal nie przyprawił co bardziej nerwowych sympatyków Dukli o udar serca. Poszedł jak burza za piłką Pola, minął Pluskala i Czadka, celnie strzelił z lewego narożnika pola karnego, ale Kouba w fantastycznej paradzie zdołał zażegnać niebezpieczeństwo. Zaraz potem bramkarz Dukli popełnił jednak duży błąd: spóźnił się do piłki, strzelonej przez Wilczka, złapał ją Lentner i gdy miał wolną przestrzeń – chybił celu. Mimo wyraźnej przewagi gospodarzy byliśmy dobrej myśli, gdy sędzia Koepke oznajmił koniec pierwszej połowy. Nasza obrona trzymała się bowiem bardzo dzielnie. Może tylko Olszówka nie ustrzegł się błędów. W ataku każdy rajd Lubańskiego i niesłychanie pracowitego Pola stanowił dla Pluskala, Dvorzaka i Czadka największe niebezpieczeństwo. Z satysfakcją słuchaliśmy pochlebnych opinii dziennikarzy czechosłowackich o mądrej taktycznie i bardzo dojrzałej technicznie grze Górnika. Jak zabrzanie dadzą sobie radę po przerwie? Czy grając w dziesiątkę potrafią powstrzymać silniejszego liczebnie przeciwnika, stale zagrzewanego do wzmożonego wysiłku chóralnym: Do –to –ho! Bardzo krótko czekaliśmy na odpowiedź. W 12 minucie po zmianie stron Jelinek zmylił czujność Floreńskiego, podał Veselemu, ten szczupakiem wyskoczył między naszych obrońców i strzelił, jednak Kostka ostatnim wysiłkiem wyrzucił piłkę na róg. Egzekwował go znów Vesely. Zabrzanie nie dostrzegli Nedorosta, który wyskoczył jak z pod ziemi – i było 2:1. W natychmiastowym kontrataku byliśmy bardzo bliscy wyrównania szans. Lentner, sfaulowany przez Pluskala, utrzymał się przy piłce, wyciągnął Koubę i strzelił celnie, ale bramkarz Dukli jeszcze raz zademonstrował co potrafi. Na tym właściwie skończyły się szanse zabrzan, bo z każdą minuta wyczerpywały się siły naszych piłkarzy, w dodatku nazbyt często faulowanych przez bezpardonowo grających gospodarzy głównie Pluskala. Co chwilę ktoś z zabrzan padał na murawę. Kulał Lentner, utykał Wilczek, poniewierano nielitościwie Polem i Szołtysikiem. Finisz Dukli pozbawił nas reszty nadziei uzyskania honorowej porażki. Masopust i Nedorost w sytuacjach, które poważnie obciążają konto Kostki, podwyższyli wynik gdy przeciwnik gonił już resztkami sił. Jeżeli wierzyć stałym obserwatorom meczów Dukli, był to, jak już się rzekło na wstępie, jeden z ich słabszych występów. Całkiem niewyraźnie grała obrona, zwłaszcza Dvorzak, raz po raz uciekający się do fauli na Wilczku. Bardzo długo niewidoczny był Masopust – ponad wszelkie oczekiwania powolny i niedokładny. W ataku największy zawód sprawił Jelinek, najlepszy gracz w ostatnich spotkaniach mistrza CSRS. Roedr psuł swą ocenę niebezpieczną grą, której skutki boleśnie odczuli górnicy, a nie potrafił niestety, właściwie ocenić sędzia Koepke. Nedorost, którego trener Vejvoda w ostatniej chwili wyznaczył zamiast Gelety, oprócz przytomności umysłu w sytuacjach podbramkowych nie pokazał nic nadzwyczajnego. Górnik mimo wysokiej porażki, pozostawił bardzo korzystne wrażenie. Może się to komuś wydać dziwne, ale w opinii znawców był zespołem znacznie lepiej rozumiejącym zasady nowoczesnej gry, demonstrując wyższą kulturę, a przede wszystkim bogatszy repertuar akcji. Niestety grając przez 88 minut w dziesiątkę musiał ulec przemocy. Znakomity był Lubański, wspólnie z Oślizłą walcząc o miano piłkarza nr 1 na boisku. Niewiele gorzej grali Floreński, Szołtysik i Pol. Kostka, oprócz dwóch błędów, w pozostałych sytuacjach sprawował się nienagannie. Wilczek, który w ostatniej chwili zastąpił Musiałka, był pełnowartościowym ogniwem drużyny, niestety, pozbawionej już w drugiej minucie pełni możliwości zademonstrowania swojej formy.

JANUSZ JELEŃ

Sfaulowałem nieumyślnie – zapewnia Słomiany

Nastrój zrozumiałego przygnębienia panował w szatni Górnika po zakończeniu meczu z Duklą.. Długo musieliśmy czekać, zanim zdenerwowani zabrzanie zdołali coś powiedzieć. Niepocieszony był zwłaszcza Słomiany.

- Tyle wysiłku, tyle przygotowań po to, żeby grać jedną minutę – żalił się zrozpaczony obrońca. - Zdaję sobie sprawę, w jakim stopniu moja absencja zaciążyła na postawie całego zespołu, ale proszę mi wierzyć, że był to absolutnie nie zamierzone. Ani mi w głowie było kopanie Roedra bez piłki. Czysty przypadek w gorącej sytuacji podbramkowej. Miałem łzy w oczach, gdy przyglądałem się z ławki, jak moja drużyna musi walczyć w dziesiątkę.

Kierownik ekspedycji Górnika, inż. Gładych, podobnie jak wszyscy zabrzanie miał pretensje do sędziego. - Wiem, że to był ewidentny faul, ale żeby już w drugiej minucie usunąć gracza z boiska... Dlaczego wobec tego tolerował co najmniej trzy podobne faule Roedra. Mimo – wszystko jestem optymistą i wierzę, że wygramy w rewanżu różnicą trzech bramek.

Ernest Pol nie próbował się tłumaczyć – Fatalny pech. Gdy Dukla gra jak noga my tracimy na początku obrońcę. Jak długo można grać w dziesiątkę? Trzy kwadranse, cztery, ale nie cały mecz. Tego koń nie wytrzyma, a co dopiero człowiek.

Władek Lubański nie mógł odżałować tego, że w pierwszej połowie był dwukrotnie bardzo bliski zdobycia bramki. - Włożyłem cały kunszt w strzał oddany w 37 minucie. Wydawało mi się, że piłka musi wylądować w siatce. Zapomniałem niestety kto broni bramki Dukli. Świetny bramkarz Kouba.

Te same żale ma Lentner. - Gdybym się inaczej złożył do strzału w natychmiastowym kontrataku po utracie drugiej bramki, mogło być całkiem inaczej. Cóż zrobić, nie ma rady. Przykro mi, że Pluskal i Dvorzak grali tak brutalni. Będę długo pamiętał ich interwencje.

W szatni Dukli nieoczekiwanie ani śladu radości i entuzjazmu. Nie widać jej nawet u trenera Vejvody. Sądziłem, że będzie 3:1 dla nas. Jest 4:1, a mimo to nie mam powodu do specjalnej radości. W takiej formie nie czeka nas nic dobrego w Chorzowie. Gdyby nie Kostka i liczebnie osłabiony Górnik, mogło być całkiem źle.

Tego samego zdania jest kapitan Dukli – Pluskal. - Graliśmy jak żółwie. Na szczęście wyszło 4:1. Daleko nam niestety do formy z Ameryki i bez niezbędnej szybkości na pewno nie zdobędziemy Chorzowa.

A oto co mówi sędzia Koepke: - Był to bardzo trudny mecz. Polacy mają pretensje do mnie za wykluczenie Słomianego. Niestety, za kopnięcie przeciwnika bez piłki w dodatku, gdy znajdowała się ona poza boiskiem, mogłem wydać tylko jedną decyzję. Mimo porażki Polacy bardzo mi się podobali. Z zainteresowaniem będę czekał na wynik z Chorzowa.

J. JELEŃ, Sport nr. 112 Poniedziałek, 7 września 1964 r.