06.11.1973 - Górnik Zabrze - Stal Mielec 2:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
6 listopada 1973 (wtorek)
1. liga 1973/74, 4. kolejka
Górnik Zabrze 2:0 (1:0) Stal Mielec Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Józef Różyński (Warszawa)
Widzów: 20 000
Herb.gif HerbStalMielec.gif
Szołtysik 1
Szołtysik 64
1:0
2:0
Jan Gomola
Henryk Holewa
Jerzy Gorgoń
Henryk Wieczorek
Joachim Gorzawski
Alojzy Deja
Lucjan Kwaśny
Ireneusz Lazurowicz
Jan Banaś
Zygfryd Szołtysik
Andrzej Szarmach
SKŁADY Zygmunt Kukla
Krzysztof Rześny
Marian Kosiński
Artur Janus
Ryszard Per
Włodzimierz Gąsior
Henryk Kasperczak
Adam Popowicz
Grzegorz Lato
Jan Domarski (81 Stanisław Stój)
Ryszard Sekulski
Trener: Teodor Wieczorek

Dodatkowe informacje

  • Przełożony z 12 września.
  • Według innego źródła widzów ok. 18 000.

Relacja

Sport

Reprezentanci w cieniu Z.Szołtysika

W siedzibie dziesięciokrotnego mistrza Polski wielkie zainteresowanie wywołało spotkanie ulubieńców Zabrza – Górnika z aktualnym mistrzem Polski – Stalą Mielec. Mimo ciągle padającego deszczu na widowni zjawiło się około 20.000 kibiców. Chyba żaden z nich nie mógł żałować swej decyzji, bowiem mimo fatalnych warunków (płyta boiska była rozmokła i przypominałą bajoro) aktorzy wczorajszego widowiska zaprezentowali niezwykłe efektowny futbol.

Tuż po gwizdku sędziego Szołtysik otrzymał piłkę w odległości 20m od bramki Kukli, zdecydował się na strzał i cały stadion zatrząsł się od oklasków. Idealnie uderzona piłka trafiła w samo okienko i Kukla nawet nie zdążył interweniować. Był to gol rzadkiej piękności.

Bramka ta podziałała mobilizująco na zabrzan, a chyba najbardziej na jej autora, który od tego momentu grał jak za swych najlepszych lat, pokazywał dryblingi wielkiej klasy, często dosłownie ośmieszał przeciwników. W jego poczynaniach nie było jednak ani krzty indywidualizmu, zawsze w porę potrafił dojrzeć lepiej ustawionych kolegów. Kiedy tylko zaistniała potrzeba, idealnie adresował piłkę. Był w tym spotkaniu bez wątpienia dawnym "Małym"... Swą wspaniałą grę ukoronował kapitalnym strzałem w 64 min.

Nie tylko Szołtysik jednak zauważył tego dnia na szczególny aplaus. Oba zespoły dały z siebie wszystko, walczyły o każdy metr, nie było straconych piłek i mimo – co już wcześniej wspominałem – niezwykle ciężkiej murawy, nie brakowało technicznych fajerwerków. Banaś różnymi sposobami usiłował znaleźć drogę do bramki Kukli, gdy nie dawały rezultatu wyrafinowane dośrodkowania zabrzanina, dwukrotnie (35 i 60 min.) jego strzały z najwyższym trudem obronił bramkarz mielczan. Także inni zawodnicy gospodarzy prześcigali się w ofiarności.

W tym pojedynku zabrzanie udowodnili, iż rzeczywiście kryzys formy mają już za sobą. Grali, tak jak do tego nas przyzwyczaili przez długie lata. Niczym wytrawny strateg w odpowiednim momencie potrafili zwolnić tempo, by nagle przejść do gwałtownego ataku, czy to z wysuniętym do przodu Szarmachem, lub z całym zespołem, wraz z bocznymi i środkowymi obrońcami. Trzeba podkreślić, iż w meczu ze Stalą formacja defensywna gospodarzy zagrała rzeczywiście wyśmienicie. Gorzawski zupełnie wyeliminował Latę, i prawie ani raz nie dał mu dojść do "czystej" sytuacji strzeleckiej, a Gorgoń – grający z kontuzją barku – i Wieczorek zaryglowali dostęp do bramki Gomoli środkiem pola.

Godna podkreślenia była też rola, jaką wypełnił Deja. Zawsze w porę wracał w sąsiedztwo własnego pola karnego, i tam przeszkadzał mielczanom w zorganizowaniu decydującej akcji. Natomiast, gdy tylko przejął piłkę, błyskawicznie przekazywał ją kolegom z napadu.

Stal, mimo niepomyślnego dla niej od poczatku, nie zamierzała bynajmniej składać broni. Imponowała walecznością, dobrą kondycją, chęcią przechylenia szali zwycięstwa na swoją korzyść, aż do końca. Jednakże w jej, bardzo poprawnej grze brakowało momentu zaskoczenia. Był to futbol bardzo solidny, lecz zbyt monotonny. Asy atutuwe, reprezentanci: Kasperczak, Domarski i Lato nie należeli bynajmniej do najlepszych. Wprawdzie Kasperczak często znajdował się w posiadaniu piłki, ale rozdzielał ją zbyt wolno, schematycznie, szablonowo. Ani razu nie potrafił przyspieszyć tempa i dlatego inicjowane przez niego akcje były stosunowo łatwe do rozszyfrowania. Przyjemną natomiast niespodziankę zrobił swym sympatykom Rześny – bardzo aktywny w ofensywie, pewny w poczynaniach destrukcyjnych.

Konfrontacja niepokonanych z pałających żądzą zwycięstwa Górnikiem zakończyła się zwycięstwem drużyny lepszej, która – kto wie czy nie dzięki temu spotkaniu nie odzyska wiary w swe możliwości. Droga do grona wielkich faworytów jest jeszcze wciąż dla Górnika otwarta...

Stefan Riedel, Sport nr 207 z dnia 7.11.1973r