06.11.1976 - ŁKS Łódź - Górnik Zabrze 1:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
6 listopada 1976
1. liga 1976/77, 11. kolejka
ŁKS Łódź 1:0 (0:0) Górnik Zabrze Łódź, stadion ŁKS-u
Sędzia: Jerzy Świstek (Przemyśl)
Widzów: 25 000
HerbLKSLodz.gif Herb.gif
Milczarski 69 1:0
Jan Tomaszewski
Lubański
Mirosław Bulzacki
Dziuba
Galant
Drozdowski
Sadek
Ostalczyk
Miłoszewicz
Milczarski
Nowak
SKŁADY Andrzej Fischer
Bernard Jarzina
Jerzy Gorgoń
Tadeusz Dolny
Adam Popowicz
Marian Wasilewski
Henryk Wieczorek
Zygfryd Szołtysik
Ireneusz Lazurowicz (80 Józef Kurzeja)
Stanisław Gzil
Jan Dziedzic (65 Zenon Zawada)
Trener: Leszek Jezierski Trener: Hubert Kostka

Relacja

Sport

ŁKS tylko raz pokonał zabrski „tor przeszkód”

Nota dla Tomaszewskiego wynika z przeciętnej pozostałych zawodników łódzkich, gdyż nie miał on żadnego strzału, a jedyna godna uwagi interwencja miała miejsce dopiero w 85 minucie, kiedy to świetnie przechwycił znad głowy Gorgonia precyzyjne dośrodkowanie Szołtysika z kornera. Od początku meczu górnicy pozostawiali w przodzie tylko Gzila i Dziedzica, którym zaledwie w kilku przypadkach przychodzili z pomocą koledzy z drużyny. W miarę upływu minut stało się jasne, że wynik meczu będzie zależał od tego czy łodzianie sforsują obronę gości i zdołają ograniczyć poczynania najsilniejszej ich formacji – pomocy, którą świetnie kierował Szołtysik. Akcje zespoły lidera tabeli były jednak mało płynne, chaotyczne, nacechowanie nerwowością i co najważniejsze nie kończone celnymi strzałami. Wykorzystując nieporozumienie po prawej stronie defensywy Górnika (Jarzina, Dolny i wspierający ich nieudolnie Wasilewski) łodzianie stworzyli jednak sporo sytuacji do zdobycia bramki. Na szczęście dla gości dobrze dysponowany był Gorgoń, który był filarem obrony i zażegnał kilka groźnych sytuacji (m.in. w 34 minucie wybił piłkę z linii bramkowej po minięciu się z dośrodkowaniem Fischera i strzale Milczarskiego), szkoda tylko, że stoper zabrzan rolę obrońcy podejmował tak jednostronnie i każdy jego wykop stawał się łupem łodzian lub lądował na trybunach.

W ataku ŁKS brakowało odsuniętego od dwóch meczów Terleckiego był widoczny jeszcze bardziej niż w spotkaniu z Widzewem, gdyż obaj napastnicy zagrali niespodziewanie pasywnie. Kolejne oblężenia bramki gości kończyły się co najwyżej rogami, autami oraz wolnymi i wydawało się, że górnicy zrealizują swój plan zdobycia jednego punktu. Po przerwie ŁKS próbował różnych wariantów rozgrywania piłki na połowie przeciwnika: rajdów, dośrodkowań, systemu podań „na ścianę”, przerzutów, strzałów z dalszej odległości, ale brak precyzji nie pozwolił na zdobycie prowadzenia. Dopiero w 69 minucie doszło do decydującej akcji spotkania. Stojący prawie przy linii środkowej Bulzacki zainicjował długim, plasowanym podaniem do Drozdowskiego godną sfilmowania akcję. Drozdowski skupił na sobie uwagę obrońców, zaadresował piłkę dokładnie do Nowaka, ten strzelił i wydawało się, że już jest gol. Piłka odbiła się od słupka i dopiero wepchnął ją do siatki Milczarski. Sądziliśmy, że goście zerwą się teraz do ataku, a tymczasem właśnie piłkarze ŁKS-u „przycisnęli” i omal nie podwyższyli rezultatu (72 min. - strzał Milczarskiego po minięciu Zawady) oraz trzy minuty później podanie głową Milczarskiego do Nowaka, który tuż przed bramką nie trafił w piłkę. Ostatni kwadrans był zupełnie nieciekawy, gospodarze „wieźli” wynik do końca, akcjom gości zabrakło niezbędnego rozmachu. Zupełnie niespodziewanie w tej sennej końcówce Galant znalazł się oko w oko z Fischerem, ale przestrzelił nad bramką. Zwycięstwo łodzian jest zasłużone i co godne podkreślenia wywalczone w dniu gdy drużyna nie była najlepiej dysponowana. Widowisko byłoby na pewno lepsze gdyby Górnik zagrał bardziej odważnie. Lęk przed utratą bramki był wśród gości silniejszy od chęci jej zdobycia. Poza tym w drużynie zabrzan jest kilka luk, które poważnie osłabiają siły dobrze grających zawodników. Warto też podkreślić dobrą pracę sędziego meczu Jerzego Świstka, reagującego prawidłowo nie tylko na przewinienia piłkarzy w walce o piłkę, lecz i słowne ozdobniki. Szkoda tylko, że arbitrowi z Przemyśla towarzyszyła tak słabo dysponowana dwójka sędziów liniowych. Mecz obserwowali: Jacek Gmoch, Bernard Blaut, Marek Janota i kadra juniorów przygotowująca się w Spale do meczu z Bułgarią.

Bogusław Kukuć, Sport nr 216, 8 listopada 1976