07.01.2013 - Stanisław Oślizło wspomina - świniobicie z ministrem

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj

Rozdział VI

Świniobicie z ministrem,

czyli nie samą piłką żyje człowiek

- Tytułów mistrzowskich na ulicach nie świętowaliśmy, nie było takich zwyczajów. Kibice cieszyli się na stadionie, a potem szli do domów. Właściwie jedynym dniem, w którym - jako Górnik - wychodziliśmy wspólnie na ulice Zabrza, było Święto Pracy. Musieliśmy iść na pochód, wręczano nam chorągiewki. Dobrze, jeśli były biało-czerwone. Ale dawano nam również te robotnicze, całe czerwone. „Do cholery, przecież ruskiej flagi nie poniosę” - myślał człowiek. I gdy tylko nadarzyła się okazja, wyrzucał ją gdzieś w krzaki - to były takie małe „demonstracje nieposłuszeństwa” wobec ustroju, którego Stanisław Oślizło, z racji rodzinnych przeżyć, nie kochał. Tyle że wielokrotnie - wbrew sobie - w ów ceremoniał musiał się wpasowywać. W 1971 roku, w przeddzień pamiętnego spotkania Polski z Republiką Federalną Niemiec, które ostatecznie zakończyło jego reprezentacyjną przygodę, wespół z innymi kadrowiczami składał w Warszawie przyrzeczenie, że „zawsze będą godnie reprezentować sport polski i barwy Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, wypełniać z całą sumiennością i zrozumieniem wszystkie obowiązki członka kadry narodowej, stale podnosić swą wiedzę ogólną i sprawność piłkarską”. A na wspomnianym spotkaniu u wicepremiera Mitręgi też - jako kapitan - wygłosić musiał przewidziany na taką okoliczność tekst. „Składając meldunek o zdobyciu Pucharu Polski przyrzekamy jednocześnie dołożyć wszelkich starań, aby zdobyć po raz dziesiąty w historii naszego klubu tytuł mistrza Polski” - cytowały jego słowa media sportowe. Był to charakterystyczny dla tamtych czasów spektakl, który zwyczajnie odbyć się musiał. Najlepiej bawiono się bowiem na nieoficjalnych zakończeniach sezonu; owszem, z udziałem tych samych partyjnych bonzów i „ojców chrzestnych”, ale już bez obecności gazet transmitujących do klasy robotniczej „jedyną słuszną drogę”. Na takich właśnie spotkaniach okazywało się, że urzędnicy, dyrektorzy, a nawet ministrowie mogą być całkiem normalnymi ludźmi i kibicami.

- Na takie podsumowania rozgrywek, już z udziałem naszych żon, przyjeżdżali z małżonkami i premier Mitręga, i prezes Wyra. Popularnie nazywaliśmy te kameralne spotkania „świniobiciem”, bo połączone były właśnie z pieczeniem świniaka i spożywaniem różnych wędlin czy kiełbas. Atmosfera była wówczas zupełnie inna, dużo luźniejsza. Pani Mitręgowa - Ślązaczka z Siemianowic bodaj - w kategoriach anegdoty uwielbiała powtarzać zdanie: „gdzież bym kiedyś mogła pomyśleć, że w jednym łóżku z ministrem będę spać?”... Mieliśmy wtedy zgodę sztabu szkoleniowego na szampana, długo w noc trwały tańce przy orkiestrze. Moja żona po takiej nocy czasami się budziła rano i.... zaczynała poszukiwania. „Jezu, ja na sali buty zostawiłam” - słyszałem. Albo: „Gdzie moje klipsy? Z kim ja tańczyłam?” - pytała. Bo to było tak, że kiedy zaczynały ją boleć uszy od biżuterii, ściągała ją po prostu i wsuwała do kieszeni marynarki partnera, z którym akurat tańczyła. Obdzwaniałem więc kolegów. „Włodek - pytam Lubańskiego przez telefon - masz klipsy w kieszeni?”. „Mam” - padała po chwili odpowiedź...

„Pan piłkarz się bawi” - słynny tytuł w „Sporcie” parę lat później dotyczył Lechosława Olszy. Ale przecież równie dobrze odnosić się mógł i do zabrzan, w okresie ich największych triumfów. Ot, prawdziwa wielkość: pogodzenie profesjonalizmu w pracy z używaniem życia...

[fragment "Stanisław Oślizło. Droga do legendy"]

Biografię jednego z najwybitniejszych piłkarzy Górnika autorstwa Dariusza Leśnikowskiego i Zbigniewa Cieńciały można kupić w cenie 39 zł (plus ewentualne koszty przesyłki) w sklepie internetowym Górnika (tutaj), a także w sklepie na stadionie w Zabrzu. Zapraszamy serdecznie!