07.12.1966 - Górnik Zabrze - CSKA Sofia 3:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
7 grudnia 1966 (środa), godzina 11:00
PEMK 1966/67, rewanż 1/8 finału
Górnik Zabrze 3:0 (3:0) CSKA Sofia Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Alimow (ZSRR)
Widzów: 25 000
Herb.gif HerbCSKASofia.gif
Szołtysik 1
Pol 26
Pol 44
1:0
2:0
3:0
(1-4-2-4)
Hubert Kostka
Edward Olszówka
Stanisław Oślizło
Rainer Kuchta
Jan Kowalski
Ernest Pol
Zygfryd Szołtysik
Alfred Olek
Erwin Wilczek
Włodzimierz Lubański
Jerzy Musiałek
SKŁADY
Trener: Géza Kalocsay

Dodatkowe informacje

  • W 63. minucie Ernest Pol nie wykorzystał rzutu karnego podyktowanego za faul na nim (strzelił obok bramki).

Relacja

Kronika Górnika Zabrze

Przed spotkaniem sprawa awansu wydawała się być już rozstrzygnięta. Nastroje w obozie CSKA mimo, że drużyna nie grała obecnie w lidze najlepiej były dobre. Wszyscy byli bowiem przekonani, że w trudnych warunkach atmosferycznych nie uda się Górnikowi wyrównać strat poniesionych w Sofii. Stan murawy w Zabrzu pozostawiał im również wiele do życzenia. Pamiętali jednak, że w futbolu nie ma nic pewnego, dopóki piłka jest w grze... Piłkarze Górnika z kolei do rewanżowego spotkania przygotowywali się na zgrupowaniu w Szczyrku. Martwiła wszystkich kontuzja Lentnera, wykluczająca go z gry w tak ważnym spotkaniu. Generalnie jednak atmosfera w obozie zabrzańskim była optymistyczna. Trener przekonywał, że nie można składać broni przed zakończeniem ostatniej potyczki. Nawet w tak niekorzystnej sytuacji, w jakiej znaleźli się Górnicy, trzeba było bowiem szukać cienia szansy.

Tymczasem najgenialniejszy reżyser nie byłby w stanie napisać tak wspaniałego scenariusza sportowego, jak rozwijała się sytuacja w rewanżowym meczu. Skazani na porażkę zabrzanie już po 45 minutach zdołali odrobić 3 bramki. Wszystko zapowiadało się więc jak najlepiej. Ale kiedy przed piłkarzami Górnika zarysowała się realna szansa doprowadzenia do ogólnego wyniku obu spotkań na 4:4, wówczas Ernest Pol nie wykorzystał "jedenastki". Tego na prawdę nikt się nie spodziewał, to na prawdę nie chciało się pomieścić w głowie żadnego z kibiców tak żywo dopingujących piłkarzy mistrzów Polski. Nie udało się! Zabrzanie wygrali na własnym boisku tylko 3:0 i do następnej rundy Pucharu Europy zakwalifikowała się drużyna z Sofii.

Bułgarzy grali w Zabrzu podobnie, jak Polacy w Sofii. A więc defensywnie, na poziomie znacznie odbiegającym od ich faktycznych możliwości. Zapewne na postawę gości w pierwszej części spotkania ujemnie wpłynęła bramka, zdobyta już w pierwszej minucie przez Szołtysika po akcji przeprowadzonej lewą stroną z Musiałkiem, jednak można było przypuszczać, że podopieczni trenera Ormandijewa zdołają zademonstrować lepszy sposób gry. Bułgarzy dopiero po przerwie zdołali uratować zdobycz bramkową z własnego boiska. W drugiej części spotkania na pozycji drugiego stopera młodego i jeszcze niedoświadczonego Radlewa zastąpił bardziej rutynowany Panew. I wtedy obrona CSKA, w której zwykle brylował reprezentant kraju, Gaganełow, stanowiła poważną zaporę dla Górnika.

Mistrz Polski przystąpił do rewanżowego spotkania z ogromną ambicją i wielką chęcią zrehabilitowania się przed własną publicznością za sofijskie niepowodzenie. Zabrzanie zagrali z pasją i temperamentem. Przy tym wszystkim wyraźnie tym razem sprzyjała im fortuna. W rezultacie zeszli na przerwę ze stratą już tyko jednej bramki w stosunku do meczu, rozegranego w Sofii. Kierownictwo drużyny bułgarskiej twierdziło, że strzelenie aż trzech bramek w pierwszej połowie spotkania ułatwi Polakom dobry zazwyczaj, ale jeszcze mało doświadczony stoper Radlew. Być może! Ale w niczym ten fakt nie umniejszał sukcesu Górnika. Ci wszyscy, którzy znali Górnika z boisk krajowych zdawali sobie jednak sprawę, że zabrzanie nie są ani fizycznie ani psychicznie przygotowani do rozgrywania meczu, w którym zaangażowane są wszystkie siły fizyczne i psychiczne - przez całe 90 minut. Te złe proroctwa, niestety, sprawdziły się. Jeszcze zanim Pol niefortunnie egzekwował rzut karny, już wtedy w szeregach Górnika można było dostrzec pewnego rodzaju odprężenie, spowodowane coraz mniejszym zasobem sił fizycznych. A kiedy Pol nie zdołał wykorzystać jedenastki, wtedy do zmęczenia fizycznego dołączyło się jeszcze psychiczne. To łatwo dostrzegalne zjawisko zostało całkowicie potwierdzone w dalszej fazie meczu. Wynik nie uległ zmianie, a goście w ostatnich 25 minutach byli już równorzędnych partnerem zabrzańskiej drużyny.

Chwaląc całą drużynę Górnika za ambicję i wolę walki trzeba jednocześnie podkreślić fakt, że w 63. minucie, kiedy przed Górnikiem zarysowała się wielka szansa strzelenia czwartej bramki, nie potrafiono z rozsądkiem pokierować rozwijającą się sytuacją na boisku. Ernest Pol, schwytany wówczas rękami przez bułgarskiego bramkarza przewrócił się na ziemię i doznał lekkich obrażeń. Za moment temu samemu Polowi kazano egzekwować rzut karny. To był niewybaczalny błąd. Rezultat - piłka co najmniej o metr minęła bramkę. Trudno mieć jednak do Górnika żal o to, że na własnym boisku nie strzelił 4 bramek, skoro robił co mógł, by zrehabilitować się za sofijską klęskę.

Najlepszym zawodnikiem, podobnie jak w Sofii był Szołtysik. Jemu jednemu udawało się opanowanie środkowej strefy boiska, wprowadzenie ładu w nerwowe poczynania większości zawodników. Wreszcie Szołtysik zdobył pierwszą bramkę, która uskrzydliła jego kolegów i pozwoliła im na nabranie wiary w odrobienie sofijskich strat. Poza Szołtysikiem (przed przerwą) duży wkład w korzystny rezultat Górnika wniósł Ernest Pol. Bądź co bądź to właśnie on zdobył w 26. i 44. minucie dwie bramki. Gdyby on dysponował większą szybkością i lepszą kondycją mógłby stać się absolutnym bohaterem tego spotkania. Niestety w 35. minucie Pol nie wykorzystał bodaj najdogodniejszej pozycji strzałowej, a po przerwie zdradzał bardzo wyraźne oznaki zmęczenia. Tym razem trener Kalocsay znacznie lepiej zestawił skład drużyny mistrza Polski. Przede wszystkim bramkarz Kostka w Zabrzu o klasę lepiej prezentował się niż Gomola w Sofii, natomiast Olszówka i Kowalski stanowili wyraźne wzmocnienie kwartetu obronnego Polaków. Wątpliwości budzić mogło tylko skorzystanie w tym meczu z usług Olka. Odnosiło się wrażenie, że nie spełnia on specjalnych zadań taktycznych i że chętniej widziałoby się w jedenastce napastnika Lentnera. Niestety jego wejście na boisko było wykluczone z powodu urazu. W porównaniu z pierwszym meczem, w Zabrzu znacznie lepiej grał, szczególnie po przerwie, Lubański. Natomiast w dalszym ciągu daleki od swych możliwości był bojaźliwie grający Musiałek. W Zabrzu potwierdziła się też opinia o wyróżniających się piłkarzach CSKA. Nawet przed przerwą, kiedy goście nie mieli nic do powiedzenia, łatwo dostrzegało się dużą klasę piłkarską Jakubowa i Canewa. Na pierwszym z nich niemal cały czas spoczywało zadanie wprowadzenia porządku i myśli w środkowej strefie boiska, natomiast Canew stale absorbował swą ruchliwością dobrze grającego stopera Oślizłę.

Po meczu trener Górnika ubolewał nad niestrzelonym karnym, stwierdził również, że w obu spotkaniach Górnik prześladował pech, w Sofii nie powinni przegrać 4:0, w Zabrzu z kolei co najmniej 4:0 wygrać. Uważał bowiem sofijską drużynę za wcale nie lepszą niż polski Mistrz. Dzieło przypadku i cud potwierdził w wywiadzie również trener CSKA, Ormandijew, który z ulgą odetchnął po ostatnim gwizdku.