08.10.1966 - ŁKS Łódź - Górnik Zabrze 0:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
8 października 1966
1. liga 1966/67, 9. kolejka
ŁKS Łódź 0:0  Górnik Zabrze Łódź
Sędzia: Eliński (Kraków)
Widzów: 30 000
HerbLKSLodz.gif Herb.gif
Wilczyński
Kowalski
Szadkowski
Gutowski
Szefer
Sarna
Suski
Nowak
Dejna
Sadek
Kowarski
SKŁADY Hubert Kostka
Norbert Gwosdek
Rainer Kuchta (45. Edward Olszówka)
Stanisław Oślizło
Piotr Strączek
Zygfryd Szołtysik
Alfred Olek
Erwin Wilczek
Włodzimierz Lubański
Ernest Pol
Roman Lentner

Relacja

Kronika Górnika Zabrze

Zabrzanie imponowali swoją grą. Jednak to ŁKS częściej gościł na połowie przeciwnika. Pomimo bezbramkowego rezultatu emocji nie zabrakło, a bramkarze obu ekip mieli pełne ręce roboty. Dobrą postawę obu formacji defensywnych w pełni odzwierciedla wynik spotkania.

Sport

"Sadek i Suski w cieniu OŚlizły"

ŁÓDZ. Był to chyba najlepszy mecz, jaki łodzianie oglądali w tym sezonie. Przyczyniła się do tego zarówno inteligentna gra śląskiego zespołu, jak i stale zwyżkująca forma czerwonych. Świetną partię rozegrał Oślizło i on był bohaterem nr 1 spektaklu. Stoper zabrzan zaryglował szczelnie dostęp do własnego pola karnego i nawet groźny bombardier Sadek nie był w stanie sforsować tej zapory. Jest prawdą, że dwa czy trzy razy gospodarze zmusili Kostkę do ryzykownych parad, dwa razy przyszły mu w sukurs poprzeczka i słupek, ale jeżeli się zważy, że drugą część meczu upływała przy silnej przewadze łodziam, będzie to minimalnym efektem poczynań ofensywnych ŁKS-u. To właśnie Oślizło rozbijał już na przedpolu wszystkie zakusy nieprzyjaciół, nie zaniedbująć równocześnie wspierania własnych linii zaczepnych. ŁKS wystapił z 19-letnim Dejną w ataku i trzeba powiedzieć, że chłopiec udanie wprowadził się do drużyny. W miarę przygotowany technicznie, ujawnił nie wątpliwie zmysł taktyczny, ale trzeba czasu nim jego inklinacje do kolektywnej gry znajdą zrozumienie u partnerów. Był to porywający, a jednocześnie bardzo dziwny mecz. Głowny ciężar walki spoczywał na formacjach obronnych obu zespołów. Z jednej strony Kowalski uniemożliwiał swobode ruchów Lentnerowi, Gutowski to samo czynił z Lubańskim. Po przeciwnej stronie boiska panował niepodzielnie Oślizło i miał dzielnie wspiercie swoich skrajnych kolegów. A jednak było mnóstwo strzałów i, chociaż Kostka był częściej niepokojony, przecież Wilczyński nigdy nie zasłużył na tyle oklaskó co tego dnia kiedy parował potężne strzały górników.

Łodzianie grali chyba zbyt stereotypowo i ułatwili w ten sposób zadanie przeciwnikowi. Górnik był bardziej niebezpieczny. To zwalniał tempo akcji, by znienacka uderzyć flankami i otworzyć środek pola karnego, to znów Pol spracowany do ostatniej kropli potu próbował szansy strzałami z dystansu. Niekiedy przerywał się Lubański lub Lentner i aż dziw jak z tych opresji Wilczyński zdołał wyjść z czystym kontem.

Po pierwszej wyrównanej mniej więcej połowie, w drugiej ŁKS energicznie przycisnął i Ślązacy rewanżowali się tylko wypadami. Napór łodzian trwał do ostatniego gwizdka sędziowskigo ale do pełnego szczęścia gospodarzom zabrakło choćby jednej bramki. Górnik zostawił punkt, ale przywiezie do Zabrza jeszcze jednego "inwalidę". Oto na krótko przed końcem pierwszej połowy w niegroźnym na pozór zdarzeniu z Dejną bolesnej kontuzji dostał Kuchta. Kolano spuchło mu jednak jak bania i oczywiście nie mógł kontynuować gry. Jest mało prawdopodobne, aby do środowego meczu w Berlinie zdołał znaleźć się znów w pełni sił.

Po MECZU POWIEDZIELI:

L. JANECZEK:- Zdaje mi się, że tej gry nie musimy się wstydzić. Mimo osłabienia górnicy zagrali świetny mecz. Atutem, który zniweczył wysiłki mojej drużyny był Oślizło.

M. OLEJNIK:- Moi koledzy grali zbyt miękko. Ma to związek z rewanżowym emczem z Vorwaertsem. Nie mamy szczęścia do terminów, które pozwoliłyby walczyć w mistrzostwach w pełnym składzie i w najlepszej formie. To był dobry mecz i sądze, że zostawiliśmy w Łodzi dobre wrażenie.

W. KACZMAREK, Nr.120 (2737) Poniedziałek, 10 października 1966 r.