09.03.1985 - Górnik Zabrze - GKS Katowice 2:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
9 marca 1985 (sobota), godzina 16:15
1. liga 1984/85, 16. kolejka
Górnik Zabrze 2:1 (2:0) GKS Katowice Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Tadeusz Ignatowicz (Wrocław)
Widzów: 10 000
Herb.gif HerbGKSKatowice.gif
Zgutczyński 4
Zgutczyński 14
1:0
2:0
2:1


Koniarek 87
Eugeniusz Cebrat
Bogdan Gunia
Joachim Klemenz
Józef Dankowski
Marek Kostrzewa
Marek Majka
Waldemar Matysik
Ryszard Komornicki
Ryszard Cyroń
Andrzej Zgutczyński (73 Erwin Koźlik)
Andrzej Pałasz
SKŁADY Sput
Morcinek
Zając
Piekarczyk
Matys
Biegun
Krzyżoś
Chmaj
Łuczak (46 Kubisztal)
Furtok
Rzeszutek (70 Koniarek)
Trener: Hubert Kostka Trener: Zdzisław Podedworny

Relacja

Błąd przy generowaniu miniatury: Brak pliku
Program meczowy.

Sport

Smutne urodziny

ZABRZE. Jeśli przyjmiemy, że miarą wartości widowiska piłkarskiego jest to co widzimy na boisku przez całe 90 minut, można stwierdzić, że premiera rundy wiosennej nie wypadła w Zabrzu okazale. Dodajmy od razu głównie za sprawą gości. Wystarczyło bowiem 20 minut „poważnej” gry Górnika, by obnażyć wszelkie braki jedenastki z Bukowej. Dwa szybko uzyskane gole nie tylko uspokoiły górników z Zabrza (piszę „uspokoiły” bowiem ostatnimi czasy mecze zabrzan z Katowicami były bardzo wyrównane i mimo wyższej lokaty w tabeli nie mogli być oni wcale pewni zwycięstwa), lecz ponadto uświadomiły im, że już w środę przyjdzie walczyć, być może do upadłego, o awans do półfinału Pucharu Polski z Legią w Warszawie i trzeba oszczędzać siły. Jako że rywal nie był w stanie zagrozić poważniej bramce Cebrata, więc gospodarze poczęli grać nie na „pół” ale co najwyżej na „trzy czwarte” swych możliwości. Dlatego też widowisko, rozpoczęło się bardzo obiecująco dla kibiców, miewało w dalszym okresie wiele momentów nijakich, czy wręcz słabych.

Obrona Katowic pozbawiona Jerzego Kapiasa i Piotra Nazimka przypominała ser szwajcarski. Katastrofalnie wręcz zagrał ley defensor Marek Matys. Był wolny, wdawał się w niepotrzebne, trudne do przeprowadzenia na grząskiej murawie dryblingi, a co najgorsze nie stanowił żadnej przeszkody dla bardzo dynamicznego (zwłaszcza w pierwszej części) Andrzeja Pałasza. Rajdy zabrzanina mającego sporo swobody raz po raz stwarzały zagrożenie dla Franciszka Sputa. W 5 minucie Pałasz otrzymał piłkę w okolicy środka pola i rozpoczął rajd prawą stroną, minął swobodnie Matysa (katowiczanin jakby nie chciał zrobić krzywdy napastnikowi gospodarzy) a widząc wychodzącego na czystą pozycję Andrzeja Zgutczyńskiego obsłużył go idealnym podaniem. Płaski strzał z 10 metrów był nie do obrony. Radość na trybunach 1-0 dla Górnika.

W kilka minut później dyrygujący druga linią Ryszard Komornicki posłał mierzoną piłkę na głowę Pałasza, lecz tym razem Sput nie dał się zaskoczyć. Nadal jednak kolejna bramka dla podopiecznych Huberta Kostki wisiała w powietrzu, bowiem desperackie wykopy obrońców Katowic były natychmiast przechwytywane przez Matysika, Komornickiego , Majkę czy wszędobylskiego Kostrzewę, którzy od razu uruchamiali swych kolegów w napadzie.

W 15 minucie bezpańskie podanie trafiło do Majki ten wypuścił w bój Pałasz, który znowu ograł Matysa i ostro strzelił wzdłuż bramki Katowic, odbita piłka trafiła w odległości ok. 20 metrów od Sputa do Kostrzewy, który nie namyślając się uderzył jak z katapulty, trafiając w spojenie słupka z poprzeczką. Na miejscu znalazł się ponownie Zgutczyński, który z kilku metrów skierował odbitą piłkę do bramki Katowic. Kwadrans gry i 2-0. Zanosiło się na pogrom gości...

Do pogromu jednak nie doszło a to na skutek przyczyn, o których wspomniałem wyżej. Gwoli ścisłości dodać należy, iż po wprowadzeniu na plac gry Mirosława Kubisztala goście zaczęli walczyć. Wreszcie ujrzeliśmy w przodzie nie tylko osamotnionego Jana Furtoka (obchodził w sobotę 23 urodziny), lecz również Rzeszutka (później szybkiego Konarka) oraz wreszcie Kubisztala. Kilka akcji byłego piłkarza Cracovii, rozmontowała defensywę Górnika, by zmniejszyć rozmiary porażki, (Rzeszutek w dobrej sytuacji zbyt długo składał się do strzału). Honorowy gol dla Katowic padł po idealnym podaniu Mariana Chmaja (takich zagrań było jednak w wykonaniu pomocnika gości stanowczo za mało) do pozostawionego bez opieki Koniarka.

Górnik mógł w drugiej części gry zdobyć jeszcze dalsze bramki (główka Komornickiego, strzał z rzutu wolnego Kostrzewy), lecz tym razem szczęście sprzyjało... słabym. W sumie więc zabrzanie odnieśli zwycięstwo w najniższych rozmiarach, zaś goście mimo porażki byli usatysfakcjonowani faktem, że strzelili Górnikowi bramkę na jego boisku, co nie udało się w I rundzie żadnemu zespołowi.

Ryszard Szuster, Sport nr 49 (6840), 11 marca 1985