09.09.1959 - Górnik Zabrze - Gwardia Warszawa 2:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
9 września 1959
1. liga 1959, 16. kolejka
Górnik Zabrze 2:1 (2:0) Gwardia Warszawa Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Mytnik {Kraków}
Widzów: 20 000
Herb.gif HerbGwardiaWarszawa.gif
Wilczek 20
Czech 44
1:0
2:0
2:1


Hachorek 60
(1-3-2-5)
Joachim Szołtysek
Antoni Franosz
Stefan Florenski
Henryk Hajduk
Jan Kowalski
Marian Olejnik
Edward Jankowski
Erwin Wilczek
Edmund Kowal
Ernest Pol
Henryk Czech
SKŁADY (1-3-2-5)
Tomasz Stefaniszyn
Wojciech Woźniak
Zdzisław Maruszkiewicz
Wojciech Hodyra
Roman Jurczak
Emil Szarzyński
Jan Gawroński
Bolesław Lewandowski
Stanisław Hachorek
Zbigniew Szarzyński
Krzysztof Baszkiewicz
Trener: Janos Steiner Trener: Tadeusz Foryś

Dodatkowe informacje

  • Mecz pierwotnie miał zostać rozegrany na Stadionie Śląskim, lecz odbył się w Zabrzu ze względu na... protesty kibiców, którzy nie chcieli jechać do Chorzowa.

Relacja

Sport

20 000 zabrzan oglądało dobry futbol i zwycięstwo leadera

Był to mecz ciekawy, na zupełnie dobrym poziomie, a bieg wypadków sprawił, że trzymał widzów w napięciu do ostatniej chwili. Górnicy wygrali w sumie zasłużenie, byli bowiem w przekroju drużyną stanowczo lepszą, o wyższym poziomie technicznym i umiejętnościach kombinacyjnych, którymi można się popisać na niejednym boisku.

TWARDA WALKA

Był okres w którym zanosiło się na to, że zabrzanie całkowicie zdeklasują gwardzistów. Trwał on niemal przez całą pierwszą połowę i jakieś dziesięć minut po przerwie. Gdy zdawało się, że kwestia wyniku zależy tylko od humoru gospodarzy, nastąpiła nagła zmiana scenerii. Górnicy zaczęli wyraźnie się cofać, a skazana pozornie na stracenie Gwardia niwelowała coraz bardziej przewagę gospodarzy. W 15 min. po przerwie warszawianie zdołali przez Hachorka zmniejszyć wynik do 1:2 i od tej pory zaczął się zacięty bój. Trudno jednak powiedzieć, że byłą to odtąd walka równorzędnych przeciwników. Nawet w tym okresie gospodarze reprezentowali lepszy poziom, a gwardziści nadrabiali bojowością.

BOMBA BASZKIEWICZA

I jedna i druga strona miała możliwości zdobycia bramki, gdyż Górnicy prowadząc nawet w trzeciej części gry wyraźnie walkę obronną, nie ograniczali się do biernej postawy, lecz raz po raz kontratakowali. I jeśli w 16 min. po ładnej akcji Baszkiewicz strzelił tuż obok słupka, a w 35 niesamowita jego bomba, na którą Szołtysek nie znalazłby rady, trafia w Jankowskiego, to z drugiej strony pamiętamy o krytycznej sytuacji minutę wcześniej, kiedy to Stefaniszyn z trudem wybił bardzo groźny strzał Wilczka a dobitka Czecha nie osiągnęła celu. Tak więc Gwardia nie może się skarżyć iż prześladował ją pech.

Górnicy byli mimo końcowej fazy zespołem lepszym, aczkolwiek klasyfikację obniża nieco fakt, że z kondycją nie było zdaje się najlepiej.

CHYBIONY PLAN STRATEGICZNY

Gwardii, obok licznych mankamentów indywidualnych nie wyszedł zdaje się plan strategiczny. Wyglądało tak jakby postanowiła ona w pierwszej połowie skoncentrować się na obronie, by przetrzymawszy szturm przeciwnika przejść po przerwie do energiczniejszych akcji. Tymczasem jednak wzmocniona (z konieczności zresztą) obrona nie mogła zapobiec utracie dwu bramek, których nadrobić na przeciwniku o walorach zabrzan nie było łatwo. Gdyby drugą połowę rozpoczynało się od stanu 1:0, byłyby może jeszcze szanse wyrównania, Górnik jednak zwietrzywszy co się święci miał jeszcze mimo wszystko dość sił, by mieć się na baczności i nie wypuścić z rąk całego łupu.

Nie należy jednak sądzić jakoby przyczyną porażki zespołu warszawskiego były fałszywe założenia taktyczne. Wynikły one z konieczności.

RWĄCE SIĘ AKCJE

Gdyby Gwardia spróbowała z miejsca prowadzić grę całkowicie otwartą, nie angażować poszczególnych graczy nie tylko z pomocy, ale i ataku do blokowania przeciwnika, skończyłoby się to zapewne jeszcze gorzej, gdyż obrona zdana wyłącznie na własne siły na pewno nie podołałaby zadaniu. I tak były momenty, w których w otoczeniu Maruszkiewicza powstawał zastraszający chaos. Pierwsza bramka padła z ładnej, szybkiej akcji, przy której defensywa gwardyjska nie miała nic do powiedzenia.

O odciążeniu tyłu skutecznymi kontrakcjami napadu nie można było myśleć, gdyż na przodzie rzadko kiedy znajdowało się więcej niż trzech graczy. Pomiędzy linią obrony i ulokowanymi z przodu czujkami powstawały raz po raz luki. Wpadały w nie piłki odbijane przez warszawian i przyjmowane przez… pomocników lub obrońców przeciwnika, którzy rzucali ponownie w bój swoją pierwszą linię.

Na dobitek złego w drużynie Gwardii nie wszyscy gracze byli na własnym poziomie, Nie wiemy np. co stało się Stefaniszynowi. Mieliśmy wrażenie, że stanął do walki z jakąś dolegliwością fizyczną, która mu wyraźnie dokuczała. Poruszał się jakby utykając, nie posiadał zwykłego zdecydowania ani pewności chwytu. Dziwić się jedynie należy, że nie dostrzegli tego zawodnicy Górnika i nie próbowali zmusić go do kapitulacji strzelając jak najczęściej.

NIESPODZIANKA JURCZAKA

Sytuacja była tym groźniejsza, że w obronie nie działo się dobrze.Hodyra grał bardzo słabo. Maruszkiewicz w pierwszej połowie przy szybkich, urozmaiconych akcjach górników stracił przegląd sytuacji, a poza tym miast szybko wybijać piłki, zwlekał parokrotnie. Woźniak pracował może bardziej skutecznie, a w każdym razie po przerwie zasłużył na dobrą ocenę. Po przerwie zresztą poprawił się również częściowo i Maruszkiewicz, jednak nie osiągnął zwykłego poziomu.

Miła niespodziankę sprawił nam natomiast Jurczak. Nie tylko gruntownie obrzydzał życie Pohlowi, którego był aniołem stróżem, ale spokojem i rozwagą rozwiązał dobrze niejedną ciężką sytuację. Wygrywał poza tym niemal każdy pojedynek główkowy. Emil Szarzyński był lepszy niż ostatnio, miał jednak zmienne okresy dobrej i słabszej gry.

NIEWYKORZYSTANE CENTRY SZARZYŃSKIEGO

W ataku słabo prezentował się Gawroński - po nienajgorszym wstępie. Niewyraźny był również Baszkiewicz. Miał błyskotliwe indywidualne występy, ale nie zawsze należycie współpracował, nie zawsze też pamiętał o wyjściu do podanej piłki. Bomba, która nie znalazła drogi do siatki była najlepszej marki. Również Hacharek grał nierówno, zasłużył jednak na pochwałę zdobywając bramkę z bardzo trudnej pozycji, ostro naciskany.

Lewandowski i Z. Szarzyński pracowali bardzo wiele w tyłach i to na ogół skutecznie. Lewandowski cofał się nawet głębiej, podczas gdy Szarzyński parokrotnie wychodził ładnie skrzydłem do przodu i wykazał ponownie, że zna się najlepiej ze wszystkich skrzydłowych na sztuce centrowania. Niestety, dośrodkowania jego nie były przechwytywane: koledzy nie zawsze umieli się ustawiać.

Gwardii należy się pochwała za ambicję i bojowość do ostatniej chwili.

KOWAL DYRYGENTEM

Gra górników musiała się podobać. Oparta ma dobrym wyszkoleniu technicznym, daleka była od jakiegokolwiek szablonu. W przeciwieństwie do dawnych czasów operowano nie tylko krótszą kombinacją dwójkową, ale i dalekimi przerzutami. Głównym dyrygentem był Kowal, który pracował bardzo intensywnie i z zaplecza wysyłał w bój swoich kolegów. Jesteśmy gotowi wybaczyć mu nawet, stary nawyk "grzebania nóżką". Gdy pod koniec zaczęło mu brakować tchu, hamował nieco tempo. Pohl nie dochodził do głosu, gdyż był stale pod opieką. Mimo to jednak przedstawiał poważną wartość absorbując znaczne siły przeciwnika. Dobrze się stało, że młody Wilczek znalazł się w takim otoczeniu. Ma on wszelkie szanse, by rozwinąć się jeszcze lepiej. Gra jego zasługuje na uwagę. Jankowski prezentował się lepiej niż oczekiwaliśmy. Dawał sobie zupełnie dobrze radę na skrzydle i ściśle współpracował z resztą. Również Czech w pierwszej fazie gry sprawiał przeciwnikowi wiele kłopotu. Może powinien jeszcze zmniejszyć ilość dryblingów i przyzwyczaić się do szybszego przerzucania piłki.

DOBRA POSTAWA FLOREŃSKIEGO

Pomoc stała na wysokości zadania. "Stary" Olejnik pracował za dwóch, dając przykład dobrze zapowiadającemu się Kowalskiemu, który posiadał swój wkład w zwycięstwo.

W obronie dominował Floreński, aczkolwiek niewiele można by zarzucić pracowitemu Franoszowi, a nawet Hajdukowi. Czy przy stałym naporze przeciwnika obrona zaczęłaby trzeszczeć w szwach, jak zapewniali nas koledzy znający lepiej drużynę Górnika - trudno nam powiedzieć.

Szołtysek nie miał zbyt wiele pracy, ale przy bramce nie był bez winy. Hachorek był w trudnej sytuacji, miał stosunkowo mało przestrzeni do celnego strzału.

W całości Górnik jest w tej chwili chyba najbardziej wyrównanym zespołem i pozycja jego nie jest dziełem przypadku. Sędzia Mytnik z Krakowa przypomniał graczom naszym co to jest tzw. stołeczek, którego przy równoczesnym podskoku nie wolno "podstawiać". Wywiązał się dobrze ze swego zadania.

Tadeusz Maliszewski, Sport nr 120 z dnia 10 września 1959r.

Przegląd Sportowy

Górnik w 50 proc. – świetny. Zabrscy rębacze o dalszą wiorstę bliżej tytułu mistrzowskiego.

Aż 23 rzuty rożne egzekwowano na tym meczu: 12 egzekwował Górnik, 11 Gwardia. Oczywiście zastrzegamy się, że mogliśmy się w liczeniu rogów pomylić, takie ich było zatrzęsienie. Wielka ilość kornerów mówi już dostatecznie o tym, że mimo trzech tylko uzyskanych w tym meczu bramek, dramatycznych sytuacji podbramkowych było bardzo dużo. Jeśli dodamy jeszcze, że do przerwy stosunek kornerów brzmiał 8:2 dla Górnika, to z kolei stanie się jasne, że pierwsze 45 minut należało zdecydowanie do gospodarzy, natomiast po zmianie stron do głosu doszli goście.

Choć nie jest w zwyczaju sądzenie i krytykowanie zwycięzców, jednakże (na podstawie kilku ostatnich meczów Górnika na własnym boisku) nasuwa się podejrzenie, iż lider tabeli jest przede wszystkim… drużyną pierwszej połowy. Górnicy rozpoczynają każdy mecz – przynajmniej na własnym boisku – z ogromnym impetem, spychając przeciwników natychmiast do głębokiej defensywy.

Gdy ta zdecydowana przewaga w pierwszych 45 minutach zapewni odpowiednio wysokie prowadzenie, wówczas jest w porządku. Natomiast, gdy okaże się raczej skromna, wtedy po przerwie, po wystrzelaniu się, do głosu łatwo może dojść przeciwnik, pod warunkiem oczywiście, że jest dobrze przygotowany kondycyjnie i bojowy. A że gwardzistom warszawskim tych walorów nie brak, przeto w końcówce środowego spotkania Górnik walczył raczej o utrzymanie skromnego zwycięstwa, przypominając trochę boksera, który w trzeciej rundzie pragnie dowieść do „portu” przewagę z dwóch pierwszych starć. Tu konieczna jest uwaga: taka gra na czas, jaką „zaprezentowali” nam w pewnym momencie Szołtysek i Florenski, aż zanadto trąci prowincją i absolutnie nie licuje z pierwszą ligą, nie mówiąc o kandydacie na mistrza.

W sumie zwycięstwo Górnika 2:1 nie stanowi jakiejś rażącej niesprawiedliwości. Gwardia przegrała pierwszą połowę znacznie wyżej, niż Górnik drugą. Nie chodzi nam tutaj o ilość bramek, a o rozmiary przewagi, względnie rozpaczliwej defensywy. Nie można absolutnie powiedzieć, czy Górnik po pauzie ograniczył się wyłącznie do obrony. Jego ataki także i w tej części meczu następowały często i były niebezpieczne. Ot, po prostu gra się po przerwie wyrównała, podczas gdy w pierwszych 45 minutach, (a właściwie w 50, bo i po przerwie Górnik zaczął z impetem) gra przypominała raczej wielkie oblężenie bramki Stefaniszyna.

Ernest Pohl po raz pierwszy od dłuższego czasu nie strzelił w środę bramki. Bo też pilnowany był nadzwyczaj starannie, przeważnie przez dwóch gwardzistów – Jurczaka i Maruszkiewicza. Kowal rozgrywał piłki z tyłu, a zatem Maruszkiewicz miał czas zaopiekować się wysuniętym Pohlem. Raz tylko Pohl doszedł do swobodnego strzału w 83 minucie przenosząc piłkę ponad poprzeczką.

Na szczęście dla Górników dobry mecz rozegrał beniaminek zespołu Wilczek, który kilkakrotnie popisał się również akcją na własną rękę, gdy tego wymagała sytuacja. Samodzielność u tak młodego gracza to rzecz bardzo cenna!. Skrzydłami górnicy nie byli zbyt często zatrudnieni, w przeciwieństwie do Gwardii. Najlepszym skrzydłowym na boisku był jednak…lewy łącznik Gwardii Zb. Szarzyński, który parokrotnie popisał się pięknymi rajdami na flance, zakończonymi niemniej ładnymi dośrodkowaniami. Szarzyński powinien chyba grać stale na skrzydle. W defensywie Górnika wyróżnili się Florenski i Olejnik.

Spotkanie było ciekawe i bardzo żywe. Zwłaszcza po pauzie gdy Gwardia atakowała z coraz większym animuszem, sytuacji podbramkowych było sporo. Jednak nie strzelano zbyt wiele. Górnicy chyba nie wytrzymali narzuconego przez siebie w pierwszej połowie tempa, natomiast Gwardia była w stanie rozkręcić się po pauzie jeszcze bardziej. Dorobek 50 – minutowej zdecydowanej przewagi Górnika mógł zostać zniwelowany w ciągu 2 min. Przez Hachorka. W 60 minucie Hachorek strzelił bardzo ładną bramkę, a w 2 minuty później będąc w doskonałej pozycji przestrzelił obok słupka. Akcje górników były bardziej finezyjne, a gwardzistów bardziej dynamiczne. W sumie mecz mógł się podobać.

D., Przegląd Sportowy nr 162, 10 września 1959 r.

Linki zewnętrzne