10.04.1999 - Górnik Zabrze - Zagłębie Lubin 2:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
10 kwietnia 1999 (sobota), godzina 16:30
1. liga 1998/99, 21. kolejka
Górnik Zabrze 2:2 (1:1) Zagłębie Lubin Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Marek Kowalczyk (Lublin)
Widzów: 1 159
Herb.gif HerbZaglebieLubin.gif
Gacek 40


Gierczak 89 g
1:0
1:1
1:2
2:2

Lizak 45 g
Lizak 57
Kocyba, Wiśniewski, Lekki, Agafon, Gierczak Yellow card.gif Grzybowski, Lewandowski, Adamski, Górski
(1-3-5-2)
Andrzej Bledzewski
Jacek Wiśniewski
Grzegorz Lekki
Robert Kolasa
Arkadiusz Matejko (66 Marcin Kondzielnik)
Rafał Kocyba
Michał Probierz
Adam Kompała (66 Piotr Rocki)
Mieczysław Agafon
Daniel Gacek (71 Tomasz Sobczak)
Piotr Gierczak
SKŁADY (1-3-5-2)
Robert Mioduszewski
Igor Kozioł
Dariusz Żuraw
Marcin Adamski
Andrzej Szczypkowski
Mariusz Lewandowski
Paweł Piotrowski
Wojciech Górski
Zbigniew Grzybowski
Moses Molongo (19 Bogusław Lizak)
Arkadiusz Klimek
Trener: Jan Żurek Trener: Mirosław Jabłoński

Dodatkowe informacje

Bilet meczowy.
  • Według innego źródła widzów 1 900.

Relacje

Sport

Dymisja?

Wyjątkowo smutny był w sobotnie popołudnie stadion przy ul. Roosevelta. Połowa obiektu wyłączona, na pozostałej części trybun nieco ponad tysiąc widzów, w ciszy i praktycznie bez dopingu oglądających mający swoją dramaturgię, jednak generalnie słaby mecz. Bardziej przypominało to wiosenny sparing niż ligowy mecz. Na konferencji prasowej trener Żurek stwierdził, że będzie musiał podać się do dymisji.

Górnik jeszcze nigdy w historii nie przegrał trzech kolejnych spotkać z rzędu na własnym boisku. W meczu z Zagłębiem był tego bardzo blisko. Po przegranych z Widzewem i Odrą, do przedostatniej minuty gospodarze przegrywali i nic nie wskazywało na to, że będą w stanie strzelić wyrównującą bramkę. A jednak. Piłkę z rzutu rożnego wrzucił na pole karne Michał Probierz, a Piotr Gierczak strzałem głową z najbliższej odległości pokonał Mioduszewskiego. Co ciekawe, jesienią w ostatniej minucie uratowało remis na własnym boisku Zagłębie.

„Mieliśmy zacząć, agresywnie, pressingiem na własnym boisku. Tego meczu nie mogliśmy przegrać” – mówił po spotkaniu Grzegorz Lekki, który nie miał w sobotę najlepszego dnia. Faktycznie jednak, przez dwadzieścia minut Górnik grał agresywnie, z dużym zaangażowaniem, jednak bez wyraźnego pomysłu na dobrze zorganizowaną defensywę gości. Coś jest nie tak, skoro praktycznie każda piłka przechodziła i była wrzucana na przedpole Zagłębia przez... obrońcę kryjącego, Jacka Wiśniewskiego. Piłkarzowi należą się słowa podziwu, bo w ogólnym marazmie pokazał naprawdę sporo dobrej piłki. Trudno było się jednak spodziewać, że taka gra może przynieść końcowy sukces.

Kilka sytuacji Górnik jednak stworzył. W 10 min świetnej nie wykorzystał Gacek, który przegrał pojedynek sam na sam z Mioduszewskim. Po chwili z dystansu uderzał Kompała. Stadion ożywił się na moment w 19 min, kiedy kapitalny strzał Lekkiego z rzutu wolnego trafił w poprzeczkę.

W 30 min grające do tej pory bardzo spokojnie Zagłębie przeprowadziło akcję, która była zapowiedzią tego, co kibice oglądali po przerwie. Klimek z ogromną łatwością przebiegł z piłką połowę boiska, niczym slalomowe tyczki mijając piłkarzy Górnika (różnica w szybkości była aż nadto widoczna). Tym razem skończyło się tylko niecelnym strzałem Lizaka.

Dziesięć minut później na stadionie Górnika pierwszy raz tej wiosny zabrzmiał „kan kan”, a to oznaczało, że Górnik strzelił gola. Probierz wpadł w pole karne, minął dwóch rywali, piłka trafiła do Gacka, a ten bez problemu przelobował bramkarza Zagłębia. Goście sygnalizowali spalonego, jednak sędzia bramkę uznał. Radość zabrzan trwała pięć minut, kiedy Bledzewski zamiast łapać piłkę, zaczął ją gonić, po słabym strzale Lizaka głową. Odbitą od słupka piłkę złapał... za linią bramkową.

Kiedy w pierwszych dziesięciu minutach drugiej połowy Mioduszewski z najwyższym trudem obronił dwa kapitalne strzały Lekkiego (głową) i Agafona (półwolej), wydawało się, że to Górnik będzie stroną dominującą. Nic z tego. W 57 min, kiedy kontuzjowany Wiśniewski opuścił na moment boisko, goście przeprowadzili szybką kontrę. Długie podanie, błąd Lekkiego i duet Klimek – Lizak nie miał żadnego problemu z wygraniem pojedynku dwa na jeden z Bledzewskim. Przez kolejne pół godziny Górnik był bezradny. Proste błędy obrońców, żadnego pomysłu w drugiej linii, nieskuteczny atak. Tymczasem Klimek szalał po lewej stronie i tylko Bledzewskiemu i słabej skuteczności gości, zabrzanie zawdzięczają zachowanie czystego konta w ostatnich trzydziestu minutach. Jakby tego było mało Sobczak dwie minuty po wejściu na boisku doznał kontuzji i tylko statystował. Górnik praktycznie grał więc w dziesiątkę. Strzelenie wyrównującej bramki w takich okolicznościach graniczyło z cudem i akurat za to należą się gospodarzom słowa uznania. Tylko za to, bo coś niedobrego dzieje się z drużyną Górnika wiosną i w niczym nie przypomina ona zbliżonej personalnie jedenastki z jesieni.

Po meczu prezes Płoskoń „odwiedził” szatnię i piłkarze nie po raz pierwszy usłyszeli co myśli o ich grze. Trener Żurek zapowiedział dymisję, twierdząc, że traci nerwy, prezes stwierdził, że jej nie przyjmie, a Jan Kowalski wszystkim sugerował zachowanie spokoju. Będzie o niego bardzo trudno...

P.M., Sport nr 70, 12 kwietnia 1999