11.05.1966 - Ruch Chorzów - Górnik Zabrze 5:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
Gomola leży na ziemi, piłka w siatce… 3-1 dla Ruchu! (Fot. Jerzy Bydliński [w:] „Sport” nr 56 z dnia 13.05.1966, s. 1)

22. kolejka

Spotkanie ligowe nr 22 (derby nr 34) – 11 maja 1966 (środa)

Ruch Chorzów 5:1 (3:1) Górnik Zabrze

2 gwiazdki „Sportu”

Frekwencja: 15 000

Sędzia: Gorączniak (Poznań)

Strzelcy bramek:

1-0 - Edward Herman 4 min.

1-1 - Włodzimierz Lubański 7 min.

2-1 - Eugeniusz Lerch 31 min.

3-1 - Eugeniusz Lerch 35 min.

4-1 - Edward Herman 55 min.

5-1 - Zygmunt Maszczyk 60 min.

Skład i noty Ruchu wg „Sportu”:

Henryk Pietrek 1,5, Bernard Bem 2,5, Antoni Piechniczek 2, Józef Janduda 2,5, Alojzy Łysko 2,5, Zygmunt Maszczyk 2,5, Józef Gomoluch 2,5, Eugeniusz Kulik 2, Eugeniusz Lerch 3,5, Edward Herman 2,5, Eugeniusz Faber 2

Trener Artur Woźniak

Skład i noty Górnika wg „Sportu”:

Jan Gomola 1 (46. Hubert Kostka 1,5), Waldemar Słomiany 1,5, Stanisław Oślizło1,5, Rainer Kuchta 1,5, Edward Olszówka 1, Stefan Florenski 0,5 (46. Henryk Latocha 1), Zygfryd Szołtysik 1, Erwin Wilczek 1, Włodzimierz Lubański 2, Jerzy Musiałek 1,5, Roman Lentner 1

Trener Władysław Giergiel

W rewanżu ujawniła się cała magia derbowych spotkań. Niepokonany w rundzie wiosennej lider z Zabrza znalazł bowiem pogromcę. Na stadionie Ruchu raz jeszcze potwierdziła się stara prawda, że niebiescy nawet w sytuacji, kiedy w tabeli dzieli ich od zabrzan kilka szczebli i kiedy tracą punkty w spotkaniach z drużynami strefy spadkowej, w bezpośrednim pojedynku z górnikami odnoszą największe sukcesy. Chorzowianie obnażyli wszystkie braki prawie pewnego już zdobywcy kolejnego tytułu. Na dobrą sprawę zwycięstwo chorzowian mogło wypaść jeszcze bardziej efektownie, gdyż od utraty następnych bramek uratował górników rezerwowy bramkarz – Hubert Kostka.

Katowicki „Sport” napisał, że było to szczęśliwe 1:5 mistrza Polski. Wynik ten nie oddawał bowiem tego, co działo się na stadionie Ruchu w drugiej połowie gry. Od momentu zdobycia czwartej bramki, górnicy przestali się liczyć jako przeciwnik. Istnieli tylko chorzowianie, którzy przeprowadzali jedną akcję za drugą, nie napotykając na poważniejszy opór ze strony piłkarzy w białych koszulkach. Trudno zrozumieć, co stało się z górnikami, pozwalali niebieskim na wszystko, ograniczając się do anemicznych interwencji dopiero na własnym przedpolu bramkowym. Interweniowali przy tym niejednokrotnie tak, jakby pragnęli, aby Ruch uzyskał najwyższe zwycięstwo. Napastnicy chorzowian byli jednak na wpół przytomni ze szczęścia prowadząc 5:1. Ponadto bardzo dobre zawody rozegrał Hubert Kostka. Chyba tylko on potraktował poważnie to spotkanie, do końca broniąc niejednokrotnie w sytuacjach, w których zdawał się nie zmieć najmniejszych szans. Gdyby nie on, zabrzanie zainkasowaliby sześć, siedem, osiem a nawet więcej bramek.

Początek meczu wyglądał jednak zgoła inaczej. Ruch zdobył co prawda szybko prowadzenie, ale w 3 minuty później Włodzimierz Lubański wykorzystał chwilę nieuwagi obrony Ruchu i strzelił skutecznie do siatki. Wydawało się więc, że od tego momentu zabrzanie przejmą zdecydowanie inicjatywę i pokażą na co ich stać. Nic jednak takiego nie nastąpiło. Równorzędna mniej więcej walka trwała do 30 minuty, po czym nastąpiła koncertowa gra Ruchu. Rozpoczął ją Eugeniusz Lerch, strzelając w 31 i 35 minucie wspaniałe bramki. W pierwszym wypadku wyszedł we właściwym momencie na wolną pozycję, w drugim zachował się bardzo przytomnie w zamieszaniu pod bramką zabrzan, które wynikło w następstwie szybkiej kombinacji lewą nogą. Te dwa skuteczne strzały odmieniły jakby całą chorzowską drużynę. Wszyscy nabrali wiary we własne możliwości, rozpoczynając grę, jakiej chorzowska widownia dawno nie widziała w ich wykonaniu. Obok Lercha doskonale spisał się Zygmunt Maszczyk w roli rozgrywającego, rozegrał się Edward Herman z Eugeniuszem Kulikiem, wyraźnie poprawił się Józef Gomoluch, a czwórka obrońców stworzyła zaporę, przed którą napastnicy Górnika byli całkowicie bezradni.

Zabrzanie rozegrali w Chorzowie jeden z najgorszych meczów w historii. Dobrych graczy z wyjątkiem rezerwowego Kostki w ogóle nie było. Z napastników nie było praktycznie żadnego pożytku, wręcz żałośnie grała obrona, fatalnie kryjąca i rażąca brakiem zgrania. Krótko mówiąc – Górnik zawiódł na całej linii. Można przegrywać, ale od mistrza wymaga się by grał do końca i walczył z honorem. Trener Giergiel nawet nie próbował usprawiedliwiać swoich piłkarzy.

Była to jednak jedyna porażka zabrzan w rundzie wiosennej, którzy pewnie zdobyli czwarty tytuł z rzędu i to aż z dziesięcioma punktami przewagi nad krakowską Wisłą. Poprzednio tylko raz mistrz kraju – Ruch nad Wawelem w 1953 – w takim stopniu zdominował rozgrywki . Ruch zajął ledwie jedenaste miejsce, ale jego sympatyków cieszyło zwycięstwo w bezpośrednim pojedynku derbowym.