11.10.1964 - Górnik Zabrze - Pogoń Szczecin 1:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
11 października 1964 (niedziela), godzina 12:00
1. liga 1964/65, 7. kolejka
Górnik Zabrze 1:1 (1:0) Pogoń Szczecin Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Włodzimierz Sekuła (Olsztyn)
Widzów: 5 000
Herb.gif HerbPogonSzczecin.gif
Wilczek 9 1:0
1:1

Maślanka 88
Hubert Kostka
Waldemar Słomiany
Edward Olszówka
Henryk Broja
Jan Kowalski
Stefan Florenski
Erwin Wilczek
Ernest Pol (46 Włodzimierz Lubański)
Zygfryd Szołtysik
Joachim Czok
Jerzy Musiałek
SKŁADY Bogusław Białek
Waldemar Kaszubski
Hubert Fiałkowski
Eugeniusz Ksol
Andrzej Trywiański
Bronisław Szlinter
Bogdan Maślanka
Zbigniew Łowkis
Marian Kielec
Joachim Gacka
Jerzy Krzystolik
Trener: Ferenc Farsang Trener: Marian Suchogórski

Relacja

Zabrze. Bardzo trudno byłoby znaleźć wczoraj na stadionie Zabrza uradowanego człowieka. Górnik ledwo zremisował z Pogonią i choć wynik jest zazwyczaj najważniejszy, to tym razem liczyła się przede wszystkim forma górników. Pojutrze staną oni do barażu z Duklą – wczoraj odbyli więc ostatni egzamin. Żaden nauczyciel nie wyda za taki egzamin pozytywnej noty. Górnicy oblali go z kretesem.

Denerwując niezaradnością, brakiem odpowiedniej szybkości i dynamiki. Można ich tłumaczyć chęcią oszczędzania sił i kości. Można także szukać przyczyn niepowodzenia w braku chorych: Lentnera i Oślizły. Wszystko to jednak nie zmieni faktu że, na kilka godzin przed odjazdem do Duisburga zobaczyliśmy naszego mistrza słabiutkiego ponad wszelkie oczekiwania. Jeśli tak ma wyglądać próba generalna, zauważył ktoś na trybunie – to jakie będzie przedstawienie w Duisburgu?...

Miejmy nadzieje że nie takie złe. Tego zdania jest przynajmniej Pol, a jemu można wierzyć.

O samym meczu niewiele dobrego można powiedzieć. Obok nielicznych momentów błyskotliwych akcji oglądaliśmy futbol nieomal plażowy. Pogoń przestraszona splendorem przeciwnika ani nie kwapiła się rozwinięcia skrzydeł strzegąc własnego przedpola jak źrenicy w oku. Zmusił ją do tego przede wszystkim Wilczek. Idealnie obsłużony przez Pola. Zmylił obrońców, przerzucił piłkę z prawej nogi na lewą i strzelił w kant słupka, skąd piłka wpadła do siatki. Srodze się zawiedli ci, którzy przypuszczali że to początek ostrego strzelania Zabrzan. Nie było żadnego strzelania, ponieważ bezbłędnie zatrudniający kolegów Pol nie znajdował żadnego zrozumienia. Wreszcie Ernest zdenerwował się i w 40 minucie po najładniejszej akcji dnia strzelił z powietrza niezwykle silnie. Białek jednak zdołał piłkę sparować na róg.

Po przerwie trener Farszang zmienił Pola na Lubańskiego, żeby nie eksploatować sił Ernesta. Od tego momentu Górnik rozpoczął koncert pełen fałszywych dźwięków i kakofonii, za co został właściwie oceniony przez publiczność. Zabrskie „kaczęta” pozbawione przewodnika rzucały się jak ryby w sieci, marnotrawiąc siły w bezskutecznych pojedynkach z obrońcami Pogoni. Goście tylko czekali na sposobność uderzenia z kontry. Wreszcie na dwie minuty przed końcem statystujący na prawym skrzydle kontuzjowany Fiałkowski podał piłkę Maślance, ten uciekł Słomianemu i strzelił w sam róg bramki. W paręnaście sekund potem bezgranicznie szczęśliwy strzelec był bliski zdobycia drugiej bramki, ale tym razem Kostka zdołał wyczuć jego intencje.

Postawa Pogoni nie stanowiła żadnej rewelacji. Na tak grającego Górnika wystarczyła jedynie rzetelna poprawność.

JEL, Sport nr 127, 12 października 1964