12.04.1959 - Górnik Zabrze - Wisła Kraków 4:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
12 kwietnia 1959
1. liga 1959, 4. kolejka
Górnik Zabrze 4:0 (1:0) Wisła Kraków Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Władysław Sikora (Zielona Góra)
Widzów: ponad 10 000
Herb.gif HerbWislaKrakow.gif
Fojcik 37
Jankowski 57
Lentner 76
Fojcik 77
1:0
2:0
3:0
4:0
Józef Kaczmarczyk
Antoni Franosz
Stefan Florenski
Henryk Czech
Ginter Gawlik
Marian Olejnik
Ernest Pol
Edward Jankowski
Manfred Fojcik
Edmund Kowal
Roman Lentner
SKŁADY Bronisław Leśniak
Fryderyk Monica
Władysław Kawula
Ryszard Budka
Adam Michel
Leszek Snopkowski
Zbigniew Opoka
Marian Morek
Stanisław Adamczyk
Józef Maniecki
Kazimierz Kościelny
Trener: Janos Steiner Trener: Károly Kósa

Relacja

Sport

Nie pomógł ,,mur” dziesięciu graczy

Zabrze – Wiele drużyn stosuje ostatnio na krajowych stadionach system zagęszczonej obrony. W niedzielę tego rodzaju taktykę zastosowała w Zabrzu jedenastka ,,białej gwiazdy”.

Snopkowski wyszedł opatrzony numerem ósmym, co miało oczywiście sugerować, że będzie członkiem krakowskiej ofensywy. Lecz gdy sędzia dał znak rozpoczęcia gry, rutynowy piłkarz wiślaków natychmiast przeszedł do tyłu, gdzie do końca spotkania bez względu na wynik, spełniał rolę drugiego stopera. Jasne, że w takich warunkach pod bramką Wisły panował niebywały tłok. Obrońcy z Kawulą na czele, pomocnicy wraz z Snopkowskim oraz niemal wszyscy napastnicy, prócz Adamczyka, bronili zbiorowo dostępu do własnej bramki. Rzadko oglądaliśmy jakieś zrywy lub chęć przedostania się na przedpole Kaczmarczyka, który w ciągu 90 minut wyłapał tylko jeden, zresztą całkiem niegroźny strzał.

Długo trwało, zanim górnicy zdołali na ,,odrestaurowanej” murawie zabrskiego stadionu wybić z konceptu defensorów Wisły. Inna rzecz, że niełatwo było się przedostać do karnej strefy gości, gdyż tam panował tłok jak przed najbardziej atrakcyjnym stoiskiem w domu towarowym. Lecz gdy w 57 minucie padła druga bramka dla gospodarzy, krakowski mur defensywny przemienił się w nieszczelny parkan, przez który dość łatwo przedostawali się coraz lepiej współpracujący napastnicy górniczej jedenastki.

Nie trzeba dużo miejsca poświęcić w sprawozdaniu Gawlikowi, Floreńskiemu czy też pozostałym pomocnikom i obrońcom Górnika. Tym razem mieli bardzo łatwe zadanie, bo powstrzymać zapędy niezwykle powolnego Adamczyka nie jest specjalną sztuką, szczególnie dla rutynowanych zawodników. Cała ich uwaga skupiała się na współpracy z atakiem, który walczył częstokroć nawet z dziewięcioma obrońcami Wisły,. Przed przerwą szło to dość niemrawo, ponieważ skrzydłowi Pohl i Lentner, którzy mogli się walnie przyczynić do rozciągnięcia gry i tym samym do łatwiejszego sforsowania krakowskiej przeszkody, unikali szybkich i zaskakujących rajdów.

Sprawcą największych ,,rozróbek” był podobnie jak w poprzednich meczach niezwykle żywiołowy ,,patriarcha” zespoły – Fojcik, dla którego dosłownie nie było straconej piłki. Kiedy malał rozmach zabrskiego szturmu, on właśnie był głównym ,,animatorem” i nie dopuszczał do tego, by jego koledzy gubili się w powolnych i nie dających żadnego efektu zagraniach. Niemal równie pracowity, choć nie tak szybki, był tym razem Jankowski, który harował w pocie czoła przez długie okresy spotkania. Kowal był dość niewidoczny przed przerwą, lecz w drugim akcie meczu popisywał się udanymi dryblingami. Szczególnie mocno zapisał się w pamięci wszystkich obecnych w 76 minucie. Lewy łącznik Górnika kolejno ,,wymieszał” czterech krakowian i w ułamek sekundy później Lentner nie miał najmniejszych trudności ze zdobyciem trzeciej bramki.

Obecny sezon piłkarski stoi, niestety, pod znakiem miernych popisów sędziowskich. Trójka sędziów z Zielonej Góry, mimo że mecz nie należał do trudnych, popełniła wiele gaf. Główny arbiter, p. Sikora, odmówił aprobaty dwóch prawidłowo zdobytych bramek przez Górnika, uznał natomiast obie ,,Fojcikowe” bramki, z których pierwsza padła po dotknięciu ręką piłki, a druga z pozycji spalonej, sygnalizowanej zresztą przez bocznego sędziego.

(KW), Sport nr 43 Katowice, poniedziałek 13 kwietnia 1959 r.

Przegląd Sportowy

Górnik wygrał 4:0 bez większego trudu

W pamięci kibiców Górnika Zabrze utrwalił się dobrze zeszłoroczny pojedynek tych zespołów rozegrany na stadionie w Gliwicach z uwagi na remont zabrzańskiego boiska. Spotkanie miało bardzo zacięty charakter, gra była wyrównana, ostatecznego zwycięstwa Wisły nikt nie przewidywał. Wczoraj Górnicy wzięli pełny rewanż. Nie było dziś mowy o jakiejś równorzędnej walce, gdyż od początku do końca gospodarze posiadali wyraźną przewagę i stosunek bramkowy mógł być z powodzeniem znacznie wyższy gdyby nie dobry bramkarz Leśniak i słaba gra napastników zabrskich „bombardierów”.

Kibice Górnika nie potrafili sobie wytłumaczyć co się właściwie z drużyną krakowską dzieje. Od zeszłego roku w zespole tym nastąpiły przecież minimalne zmiany, a jednak na boisku w Zabrzu wystąpiła nie ta sama drużyna. Od początku nastawiła się na grę defensywną, wyznaczając na pozycję prawego łącznika… stopera Snopkowskiego, pozostawiając w ataku tylko trzech zawodników, gdyż również i Maniewski był głęboko cofniętym. Owszem, taka taktyka mogła przynieść powodzenie ale tylko w wypadku gdyby Wisła dysponowała szybkimi skrzydłowymi i przebojowym środkowym napastnikiem.

A takich piłkarzy Wisła nie miała i dlatego też nie zdobyła ani jednej bramki, choć okazuje ku temu się zdarzały. W drużynie tej wymieniamy na pierwszym miejscu bramkarza Leśniaka, który miał kilka bardzo udanych interwencji, dobrze grał cały blok defensywy do przerwy, natomiast po zmianie pól obrońcy nie wytrzymali kondycyjnie i posypały się bramki.

Na wstępie wspominaliśmy mecz sprzed roku, zakończony porażką Górnika i musimy stwierdzić, że jedenastka gospodarzy nie zagrała obecnie lepiej od tamtej sprzed roku. Odnosi się to przede wszystkim do ataku, który wczoraj nie przeprowadził ani jednej składnej akcji, chociaż piątka napastników z Zabrza chciała pokazać się przed własną publicznością z jak najlepszej strony. Niestety, nic jej dosłownie nie wychodziło i od czasu do czasu kibice oklaskiwać tylko mogli indywidualne popisy poszczególnych zawodników, a zwłaszcza Lentnera, który wzniósł się ponad przeciętność. Pozostali napastnicy nie wyłączając nawet Pohla, grali słabo. O formacjach defensywnych trudno cokolwiek napisać, gdyż nie były w ogóle zatrudniane, a bramkarz Kaczmarczyk przez 90 minut interweniował dosłownie w czterech wypadkach. Gawlik popisał się kilkoma bombami z rzutów wolnych.

Ostatnia bramka zdobyta przez Fojcika wywołała ostre protesty całej drużyny Wisły. Wydaje nam się, że sędzia Sikora zbyt pochopnie uznał tego gola, nie konsultując się ze swym bocznym pomocnikiem, który w momencie oddawania strzału przez Fojcika sygnalizował spalony. Z wysokości trybuny wyglądało na to, że sędzia liniowy miał rację. Zresztą w interpretacji spalonych sędzia Sikora popełniał liczne pomyłki, jak na jeden mecz było ich wczoraj za dużo.

J.W., Przegląd Sportowy nr 57, 13.04.1959

Linki zewnętrzne