12.08.1956 - Górnik Zabrze - Legia Warszawa 3:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
12 sierpnia 1956
1. liga 1956, 13. kolejka
Górnik Zabrze 3:2 (1:2) Legia Warszawa Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Sperling (Łódź)
Widzów: 20 000
Herb.gif HerbLegiaWarszawa.gif


Szalecki 45
Fojcik 56
Olejnik 67 g
0:1
0:2
1:2
2:2
3:2
Ciupa 33
Pol 44

Józef Machnik
Henryk Zimmermann
Antoni Franosz
Henryk Hajduk
Eryk Nowara
Marian Olejnik
Henryk Szalecki
Ginter Gawlik
Manfred Fojcik
Henryk Czech
Ewald Wiśniowski
SKŁADY
Edward Szymkowiak
Jerzy Woźniak
Jerzy Słaboszowski
Marceli Strzykalski
Horst Mahseli
Lucjan Brychczy
Ernest Pol
Henryk Kempny
Edmund Zientara
Edmund Kowal
Czesław Ciupa
Trener: Augustyn Dziwisz Trener: Ryszard Koncewicz

Relacja

Sport

Trudno wszystko opisać, co działo się wczoraj na boisku Górnika. Byliśmy świadkami jakiegoś zbiorowego szału ludzi, którzy oklaskiwali już nie tylko celne strzały i efektowne interwencje bramkarza, ale wstawali z miejsc i podrzucali czapki z chwilą gdy któryś z piłkarzy Górnika przejął piłkę i rozpoczynał akcję w stronę bramki Szymkowiaka.

Początkowo wojskowi niewiele sobie robili z iście brazylijskiego dopingu zabrzan. Przekonani o swej absolutnej wyższości, grali pewnie, dokładnie i Machnik musiał się wiele razy tarzać po ziemi, by uchronić swój zespół od utraty bramki. Najczęściej zatrudniali go Brychcy i Pohl. W przeciwieństwie do kunktatorsko grającego Kowala i wyraźnie niedysponowanego Kempnego — inicjowali oni szereg udanych akcji i strzelali z każdej niemal pozycji. Przychodziło im to tym łatwiej, ponieważ górnicy walczyli w pierwszej fazie spotkania bez najmniejszej wiary w możliwość odniesienia zwycięstwa. Osłabieni brakiem niewyleczonego jeszcze z kontuzji Jankowskiego, czynili nieśmiałe tylko i nieskoordynowane próby sforsowania defensywy CWKS, a całą uwagę poświęcali zabezpieczeniu własnej bramki. Odnieśliśmy wrażenie, że ich jedynym zamiarem było uzyskać najbardziej przyzwoity rezultat. Taka gra górników była na rękę piłkarzom CWKS. Najpierw Ciupa zdobył zaskakującym strzałem prowadzenie, a w równe 10 minut później Pohl, który przeszedł ze skrzydła na pozycję lewego łącznika, huknął z linii pola karnego z takim rozmachem pod poprzeczkę, że Machnik nie mógł nawet marzyć o powstrzymaniu lotu piłki.

Zdawało się, że losy meczu zostały definitywnie przesądzone. Sympatykom Górnika zrzedły miny, a wielu z nich straciło najwyraźniej ochotę, by zagrzewać pupilów do dalszej walki. Ale w tym beznadziejnym dla siebie momencie górnicy przeprowadzili nadzwyczaj śmiałą i udana kombinację. Czech przedryblował dwukrotnie atakującego go Strzykalskiego, ściągnął na siebie Woźniaka i prawie w tej samej chwili wyłożył piłkę Szaleckiemu. Szymkowiak próbował ratować beznadziejną sytuację wybiegiem ale prawoskrzydłowy Górnika był jednak szybszy i posłał piłkę do siatki.

Po przerwie zabrzanie wyszli z nowym zapasem energii. Czynili wrażenie najzupełniej świeżych i nie zmęczonych ostrą i bezpardonową walką. Zaraz też rozpoczęli rzadko oglądany szturm na bramkę Szymkowiaka, trwający z małymi przerwami 45 minut.

CWKS bronił się początkowo dość umiejętnie, zastawiając chytre pułapki ofsajdowe. Powoli jednak kruszył się zapas sił obrońców przodownika ligi. Ociężały i mało zwrotny Slaboszewski przegrywał jeden pojedynek za drugim z niezwykle ruchliwym Fojcikiem. Także jego koledzy zaczęli popełniać w ferworze walki błędy. Sporo z nich naprawił Szymkowiak który swoimi kapitalnymi interwencjami jeszcze raz udowodnił, że nie ma w kraju godnego rywala. W 56 minucie był on jednak zupełnie bez szans. Fojcik wystartował do podania Gawlika i w chwili, gdy zdezorientowana obrona CWKS przyglądała się jego solowej akcji on skierował piłkę do bramki. Zachęceni powodzeniem zabrzanie wzmocnili jeszcze bardziej swoje tempo. Długimi przerzutami zdobywali teren i z każdej piłki próbowali zaskoczyć Szymkowiaka. Niedługo też trzeba było czekać na decydującą o wyniku meczu bramkę. Wiśniowski egzekwował rzut wolny, przedłużył piłkę do Olejnika a ten pokonał głową bramkarza CWKS.

Początkowa faza zmagań na stadionie Górnika nie była ani ciekawym, ani emocjonującym widowiskiem. Walka przekształciła się w kopaninę, w której przeciwnicy sami wymierzali sobie sprawiedliwość. Sędzia Szperling często przerywał grę, udzielając upomnień piłkarzom obu zespołów. Niewiele to jednak pomagało. Wojskowi, nie mogąc się pogodzić z porażką, a górnicy nie chcąc utracić ciężko wywalczonego zwycięstwa często dopuszczali się wykroczeń.

Zwycięstwo Górnika było w zupełności zasłużone. Jedenastka Zabrza dała bezprzykładny pokaz bojowości i ofiarności. Wszyscy zawodnicy zasłużyli na pochwałę, a największy udział w zwycięstwie mają bezsprzecznie Franosz, Olejnik, Szalecki i Czech.

W CWKS trudno poza Szymkowiakiem kogokolwiek wyróżnić. Brychcy był niezły tylko w pierwszej połowie, a Strzykalski mógłby niewątpliwie uzyskać bardzo wysoką notę gdyby nie staczał ustawicznych pojedynków słownych z przeciwnikami i arbitrem.

STANISŁAW WOJTEK, Sport nr 65 z dnia 13 sierpnia 1956 r.

Przegląd Sportowy

CWKS prowadził z Górnikiem 2:0, ale ambicja gospodarzy doprowadziła ich do zwycięstwa

Nieoczekiwana postawa CWKS z dwóch powodów urosła do miary sensacji. Po pierwsze dlatego, że górnicy zagrali bez swego najlepszego napastnika Jankowskiego, który jest zwykle motorem wszelkich akcji ofensywnych, po drugie – ponieważ CWKS prowadził w 44 minucie 2:0. Wtedy zespół wojskowych spoczął na laurach – uwierzył w swe siły i wyższość. Na 15 sekund przed przerwą CWKS zagapił się i to wystarczyło, by ambitnie grający górnicy zdobyli bramkę, która – jak się później okazało była przełomowym momentem spotkania.

Po zmianie stron piłkarze Górnika wykazali niewiarygodną wprost ambicję i poświęcenie. Gospodarze przystąpili do generalnej ofensywy i uzyskali tak wielką przewagę, że piłkarze drużyny wojskowej całkowicie się zgubili, Górnicy robili z nimi co chcieli. Pierwszych 30 minut drugiej połowy było grą na jedną bramkę. Szymkowiak dwoił się i troił, wyłapał cały szereg groźnych strzałów, będąc w tym okresie jedynym niezawodnym zawodnikiem CWKS. Szymkowiakowi należą się słowa najwyższej pochwały za fantastyczną grę. Śmiało można powiedzieć, iż doskonały ten piłkarz uratował CWKS od wyższej porażki.

Górnik wygrał jak najbardziej zasłużenie i nie może być mowy o tym, by ktoś próbował szukać przyczyn porażki piłkarzy CWKS w jakimś pechu czy braku szczęścia. Przyczyną porażki CWKS, który niewątpliwie jest drużyną lepiej wyszkoloną technicznie, był brak ambicji i zapału do walki o każdą piłkę oraz zbyt szybka rezygnację ze zwycięstwa. Nie można jednak zarzucić piłkarzom CWKS braku bojowości. Rywalizowali bowiem oni z poszczególnymi graczami Górnika momentalnie rewanżując się za najmniejszy faul. W tych porachunkach tracili zapał i wigor potrzeby do strzelania bramek. Prym w takiej grze wiódł Strzykalski, o którym można trzeba jednak powiedzieć, że był – oprócz Szymkowiaka – najlepszym zawodnikiem CWKS. Do ostatniej sekundy meczu walczył on o honor swej drużyny. O innych piłkarzach, niestety, nie można tego powiedzieć. Załamali się, stracili wiarę we własne siły, byli dziwnie nieporadni.

Lepszą częścią ataku Górnika była strona prawa. Szalał na niej skrzydłowy Szalecki, niemiłosiernie ogrywający Woźniaka. Reprezentacyjny obrońca przegrywał z Szaleckim większość pojedynków biegowych, a także ustępował mu w grze głową.

Gdy obydwie drużyny wyszły na boisko, Górnik nastawił się na grę ofensywną, której założeniem było uratowanie jednego punktu. Dowodem tego był głęboko cofnięty do tyłu Gawlik, który absolutnie nie kwapił się do gry ofensywnej. Dopiero po przerwie, gdy kompletnie załamany CWKS pozwalał Górnikowi na wszystko, Gawlik kilkakrotnie zatrudniał Szymkowiaka.

CWKS zdobył prowadzenie ładnymi strzałami. Obydwie bramki padły z odległości ok. 16 metrów. Pierwszym razem piłka posterowała w okienko i bramkarz Machnik był bezradny.

O ile w pierwszej połowie w ataku CWKS widać było zawodników to po przerwie jedynie Pohl i Brychczy rzucali się w oczy. Najsłabiej z napastników gości zagrali Kempny, zdradzając katastrofalną obniżkę formy.

Po meczu rozentuzjazmowana zabrska publiczność zaniosła swych pupili na barkach do szatni.

(J.B.), Przegląd Sportowy nr 96, 13 sierpnia 1956 r.

Linki zewnętrzne