12.11.1961 - Górnik Zabrze - Odra Opole 4:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
12 listopada 1961
1. liga 1961, 25. kolejka
Górnik Zabrze 4:2 (1:2) Odra Opole Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Stefan Wilczyński (Gdańsk)
Widzów: 15 000
Herb.gif HerbOdraOpole.gif
Wilczek 9


Wilczek 53
Lentner 68
Lentner 90
1:0
1:1
1:2
2:2
3:2
4:2

Bania 13
Stemplowski 17
Hubert Kostka 1,5
Stefan Florenski 1,5
Stanisław Oślizło 3
Edward Olszówka 2
Ginter Gawlik 1,5
Jan Kowalski 2,5
Erwin Wilczek 2,5
Edward Jankowski 2,5
Jerzy Musiałek 2,5
Hubert Kulanek 0,5 (25 Antoni Franosz 2)
Roman Lentner 2,5
SKŁADY Franciszek Kściuk 1,5 (68 Konrad Kornek 2,5)
Henryk Szczepański 2
Henryk Brejza 1,5
Ryszard Wrzos 1,5
Andrzej Trywiański 1
Henryk Prudło 1,5
Franciszek Stemplowski 2
Ryszard Kleszcz 2,5
Norbert Gajda 2
Stanisław Juszczak 2,5
Zbigniew Bania 2
Trener: Augustyn Dziwisz

Dodatkowe informacje

Obrońcy Górnika stanowili trudną przeszkodę na ataku zabrzan. (Fot. Jerzy Bydliński [w:] "Sport" nr 135 z dnia 13.11.1961)
  • Obok piłkarzy noty według Sportu.
  • W 68. minucie boisko z powodu kontuzji opuścił zawodnik gości, Prudło.

Relacja

Sport

Powietrzny pojedynek Kściuka z Jankowskim. (Fot. Jerzy Bydliński [w:] "Sport" nr 135 z dnia 13.11.1961)
Dziewięciu piłkarzy Górnika na polu karnym Odry. (Fot. Jerzy Bydliński [w:] "Sport" nr 135 z dnia 13.11.1961)

Dwukrotnie odkładane uroczystości na cześć nowego mistrza Polski doszły wreszcie do skutku w dniu wczorajszym. Klub Kibiców Górnika oraz zarząd klubu zorganizowały na stadionie wielkie święto. Była wielka orkiestra kopalni „Mikulczyce”, transparenty, flagi narodowe, szturmówki, tysiące chorągiewek klubowych i dużo kwiatów. Nie bez oczywiście bez tradycyjnego „Sto lat”, okolicznościowych przemówień, życzeń i gratulacji. Na zakończenie tego wszystkiego wielotysięczna rzesza miłośników piłki urządziła uroczysty przemarsz ulicami Zabrza pod siedzibę klubu, oczywiście z orkiestrą, transparentami i sztandarami. Mimo pochmurnej i mglistej pogody, wczorajsza niedziela w Zabrzu była wyjątkowo przyjemna.

Na te uroczysty, a zarazem radosny nastrój decydujący wpływ miała naturalnie dobra gra i zwycięstwo nowego mistrza. Po słabych spotkaniach z Polonią Bytom, Ruchem i Wisłą górnicy wyszli na boisko z mocnym postanowieniem rehabilitacji. Widać to było z postawy każdego zawodnika od pierwszych do ostatnich minut gry. Cała zabrska drużyna walczyła o każdą piłkę, nikt nie oszczędzał się, wszyscy zmierzali konsekwentnie do tego samego celu: zwycięstwa i wykazania swej wyższości w sposób nie podlegający dyskusji. Udało się to górnikom w stu procentach, choć był okres, kiedy 15000 widzów przeżywało ciężkie chwile.

Mimo osłabionego składu Odra okazała się bardzo groźna. Opolanie nie przybyli do Zabrza z myślą uświetnienia święta mistrza Polski ulgową grą i statystowaniem przy jego popisie. Wkrótce po gwizdku sędziego Wilczyńskiego, rzucili na szalę walki wszystkie swe umiejętności i… przez 52 minuty zanosiło się na wielką sensację w postaci pierwszej porażki Górnika na własnym boisku. Zabrzanie grali co prawda, nieźle, ale opolanie lepiej. Szczególnie groźne były ich szybkie, nieskomplikowane akcje, oparte z reguły na prostopadłych podaniach. Całą ich grę robili obaj łącznicy – Kleszcz i Juszczak. Ten ostatni był tak ruchliwy i mieniący pozycję, że wielu widzów widziało w nim... Gajdę.

Juszczak zrobił na nas wyjątkowo korzystne wrażenie i warto, aby w przyszłym roku nasi selekcjonerzy zainteresowali się bliżej tym utalentowanym piłkarzem. Także utrzymanie w szachu Gajdy i Kleszcza nie należało do rzeczy łatwych. Bania i Stemplowski mieli wiele dobrych momentów na początku meczu. Obaj zdobyli efektowne bramki, byli inicjatorem szeregu udanych rajdów, ale obaj w miarę upływu czasu coraz bardziej niknęli z pola widzenia. Niemały wpływ na tę metamorfozę In minus miała fatalna taktyka Odry.

Kto wie, jaki były końcowy wynik, gdyby nie przeraźliwa luka w pomocy opolan. Brak starszego Blauta odczuwało się na każdym kroku w każdej akcji, zarówno Górnika jak i Odry. Pół biedy, gdy opolscy napastnicy zdani byli wyłącznie na własne siły. Gorzej, że ataki górników przechodziły bez trudu środkiem boiska, a występujący po dłuższej przerwie Brejza nie stanowił dla nich skutecznej zapory.

Podczas ofensywnej gry opolan luki te nie rzucały się jeszcze zbyt jaskrawo w oczy. Tragedia nastąpiła po przerwie. Zadowolona z prowadzenia drużyny gości postanowiła grać na utrzymanie wyniku i to ją zgubiło. Była to woda na młyn górników. Wzmocnili oni tempo, przejęli zupełnie inicjatywę i na efekty tego nie czekaliśmy długo. W ciągu 10 minut wynik meczu był rozstrzygnięty. Odra przestała istnieć na boisku. Jej atak wytrącony został z uderzenia do tego stopnia, że nie przeprowadzili w drugiej połowie ani jednej groźnej akcji. Jeszcze raz okazało się, że jedyną taktyką dającą efekty w meczach z Górnikiem, jest szybka, ofensywna gra. Granie z mistrzem Polski na utrzymanie prowadzenia lub remis jest samobójstwem, gdyż prędzej czy później jego atak znajdzie drogę do bramki. Przekonali się o tym i opolanie, ale kiedy stwierdzili swój błąd, na jego poprawę było już za późno.

Inny błąd opolan polegał na tym, że wcześniej nie zmienili niedysponowanego Kściuka na Kornka. Ten ostatni znajdował się stanowczo w lepszej formie i w okresie górniczej nawałnicy, między 70. a 90 minutą, uratował swój zespół od wysokiej porażki. Na domiar złego w ostatnich 30 minutach opolanie grali w dziesiątkę, gdyż ich pomocnik Prudło doznał kontuzji w pojedynku z Florenckim i musiał opuścić boisko.

Uwypuklenie błędów kierownictwa, zawodników i trenera Odry nie oznacza że zwycięstwo zabrzan było przypadkowe lub niezasłużone. Wprost przeciwnie. Jak już podkreśliliśmy, ich wyższość nie podlega dyskusji i nawet przy innej taktyce przeciwnika znaleźliby środki i drogi, prowadzące do sukcesu. W takim jednak wypadku mecz byłby na pewno ciekawszy i stałby na lepszym poziomie niż w drugiej połowie, kiedy przemienił się w zasadzie na trening na jedną bramkę.

Swego rodzaju sensację wywołał brak Pohla w ataku zabrzan. Ernest gdzieś przepadł bez śladu wkrótce po zwycięstwie nad Danią i nikt z działaczy Górnika nie wiem, co się z nim stało. Jedni mówią o przeziębieniu, drudzy o kontuzji, jeszcze inni o uroczystościach w jego rodzinnej Rudzie z okazji awansu Slavii do II ligi. Jakby nie było w rzeczywistości, absencja Ernesta dawała się odczuć w grze zabrzan. Junior Kulanek raz jeszcze wykazał, że do pierwszoligowego towarzystwa brak mu warunków fizycznych. W pierwszych 15 minutach był on niemiłosiernie maltretowany przez rosłych opolan, toteż zamiana go na Franosza była na wszech miar słuszna.

W linii pomocy Kowalski zaawizował powrót do formy sprzed 2 miesięcy i miał niemały wkład w końcowe zwycięstwo drużyny. Gawlik i Florenski spisywali się znaczne gorzej, zwłaszcza w grze obronnej. Obrona tylko do przerwy miała trudniejsze zadanie. W tym okresie Oślizło kilkukrotnie popisał się przytomnymi interwencjami w ostatniej chwili. Olszówka i Franosz zasłużyli sobie na pochwałę za ambicję i ofiarną grę. Bramkarz Kostka poniósł winę przy obydwu bramkach, zdobytych przez opolan.

Był to ostatni występ Górnika w swym „mistrzowskim” składzie. W roku przyszłym nastąpią w nim dość zasadnicze zmiany. Kurs na odmłodzenie obejmie przede wszystkim linię pomocy i obrony. Oprócz Szołtysika, zielone dresy Górnika przywdzieją dwaj inni członkowie kadry narodowej juniorów, Kapciński (Unia Oświęcim) i Słomiany (Wirek).

Sport nr 135, 13 listopada 1961