13.06.1968 - Legia Warszawa - Górnik Zabrze 0:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
13 czerwca 1968
1. liga 1967/68, 24. kolejka
Legia Warszawa 0:0  Górnik Zabrze Warszawa
Sędzia: Marian Środecki (Wrocław)
Widzów: 12 000
HerbLegiaWarszawa.gif Herb.gif
Grotyński
Mahseli
Gmoch
Zygmunt
Trzaskowski
Deyna
Brychczy
Żmijewski
Blaut
Apostel
Gadocha
SKŁADY Hubert Kostka
Rainer Kuchta
Stanisław Oślizło
Stefan Florenski
Henryk Latocha
Alojzy Deja
Erwin Wilczek (46. Roman Lentner)
Alfred Olek
Zygfryd Szołtysik
Włodzimierz Lubański
Jerzy Musiałek
Trener: Jaroslav Vejvoda Trener: Géza Kalocsay

Relacja

Kronika Górnika Zabrze

Pojedynek dwóch czołowych zespołów zakończył się bez bramki. Taki wynik wywołuje wśród publiczności uczucie niedosytu i zawodu. Ogólnie oczekiwano gry efektownej godnej dwu czołowych partnerów. Legia była bliższa zwycięstwa, nie mówiąc nawet o rzucie karnym, którego nie wykorzystał Blaut. Prezentacja sporej liczby kadrowiczów nie wniosła elementów, które pozwoliłyby na ocenę ich szans w przyszłych poważnych meczach.

Sport

Kostka uratował honor obrońcy tytułu.

WARSZAWA. Pojedynek dwóch naszych czołowych zespołów zakończył się bez bramki. Tego rodzaju wynik wywołuje wśród publiczności uczucie niedosytu, a często nawet zawodu. Ogólnie oczekiwano gry efektownej godnej dwóch czołowych partnerów. Mecz nie był jednak popisem pięknego kunsztu, lecz twardą, nieustępliwą walką, w której mało jest przeważnie okazji do popisowych akcji, gdyż przeciwnicy siedzą sobie „na karku”.

Górnik nie ma powodów do narzekań. Gospodarze mieli w sumie znacznie więcej z gry i niewiele brakowało, by przechylili szalę na własną korzyść. Już w 17 min. Legia mogła rozstrzygnąć spotkanie. Sędzia p. Środecki podyktował za faul Kuchty rzut karny i to zbyt pochopnie, jak stwierdzili jego koledzy po fachu. Egzekutorem wyznaczono Deynę. Legionista skierował wprawdzie piłkę w kierunku bramki, ale nie na tyle ostro by Kostka nie zdążył się rzucić i zażegnać niebezpieczeństwa. W przeciwieństwie do Grotyńskiego, który nie mógł narzekać na nadmiar zatrudnienia, bramkarz Górnika był często w opałach i między innymi sparował dwa strzały, których przepuszczenie do siatki nie zhańbiłoby jego kwalifikacji.

Legia zorganizowała się znacznie szybciej i z miejsca ruszyła do ofensywy, która nieskonsolidowanym jeszcze zabrzanom dała się przykro we znaki. Dwukrotnie Blaut był blisko zdobycia gola. Skończyło się jednak na aplauzie za… piękny popis strzelecki. W tej fazie spore niebezpieczeństwo groziło Górnikowi ze strony Żmijewskiego, z którym Kuchta nie dawał sobie rady i zwracał na siebie uwagę bardziej grą nieczystą niż skuteczną, podobnie zresztą jak po przeciwnej stronie Zygmunt. Górnicy szybko się połapali i opiekę nad Żmijewskim powierzyli Latosze oraz zaczęli częściej stosować krótkie krycie. Okazało się ono na tyle skuteczną bronią, że działający dotychczas dość sprawnie mechanizm kombinacyjny legionistów, zaczął się zacinać i ataki miały już charakter bardziej sporadyczny. W tym okresie Górnik kontratakował dość niebezpiecznie i trzymał defensywę Legii w stałym pogotowiu.

I z tej strony gra nie toczyła się zbyt płynnie, jednak kilkakrotnie zanotowaliśmy doskonałe prostopadłe podania, które momentalnie przerzucały akcję z własnego pola w rejony bramkowe przeciwnika. Tu jednak brak było wykończenia, gdyż Lubański dał wprawdzie kilka próbek swych umiejętności, ale w sumie gra jego nie miała najwyższego połysku. W pomocy w tym okresie sporo błędów popełniał Deja, stopniowo się poprawiając. Szołtysik rozegrał się po przerwie i w tym czasie dobrze powiązał szereg szybkich akcji. Musiałek wystartował zupełnie dobrze, później był mniej widoczny. Olek poza pracowitością i ambicją niczym nie imponował. Lentner grał tylko w drugiej połowie. Słabą pozycją był Wilczek, który po kontuzji nie wrócił do dawnej wysokiej formy i wycofanie go było słuszne. Brak drugiego rozgrywającego nie pozostał oczywiście bez wpływu na spoistość napadu. Bardzo dobrze spisywał się Floreński, ambitny, energiczny, ofiarny, który często wychodził odważnie do przodu.

W defensywie górniczej filarem był jak zwykle Oślizło. Sekundował mu dobrze Letocha, Natomiast Kuchta wykorzystuje bardziej siłę fizyczną niż technikę.

Legia była bliższa zwycięstwa, nie mówiąc nawet o rzucie karnym, ale w końcowej fazie, gdy silnie napierała nie umiała dojść do pozycji strzałowych. Po pięknym starcie i nieudanym rzucie karnym, nastąpiła jakby reakcja. Blaut, który zapowiadał się na bohatera swej drużyny, później osiadł i był mniej widoczny. Wraz ze starającym się Deyną nie potrafili stworzyć drugiej zdolnej do narzucenia napastnikom odpowiedniego tempa i stylu gry, Brychczy był wyraźnie słaby i poza kilkoma zwodami, nie wniósł wiele do gry.

W obronie nie było wyraźnych luk. Stabilizował ją jak zwykle Gmoch dobrze asystowali mu boczni obrońcy oraz Ambitny Zygmunt, do którego mamy jednak pretensje o stosowanie niedozwolonych chwytów. Grotyński nie był zbytnio zatrudniony i mało miał okazji do wykazania swej formy.

Wniosek z występu dwóch czołowych drużyn jest jeden. Musimy przyzwyczaić naszych piłkarzy do radzenia sobie przy krótkim kryciu, wpoić napastnikom świadomość, że bez indywidualnego przeboju przy zmasowanej obronie niewiele zdziała. Prezentacja sporej liczby kadrowiczów nie wniosła elementów które pozwoliłyby na ocenę ich szans w przyszłych poważnych spotkaniach.

TADEUSZ MALISZEWSKI, Sport nr 72 z 14 czerwca 1968