13.09.1961 - Górnik Zabrze - Tottenham Hotspur 4:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
13 września 1961 (środa), godzina 17:00
PEMK 1961/62, 1/16 finału
Górnik Zabrze 4:2 (3:0) Tottenham Hotspur Chorzów, Stadion Śląski
Sędzia: Antoine Blavier (Belgia)
Widzów: ok. 80 000
Herb.gif HerbTottenhamHotspur.gif
Norman 6 s
Musiałek 20
Wilczek 40 g
Pol 48
1:0
2:0
3:0
4:0
4:1
4:2




Jones 70 g
Dyson 73
Hubert Kostka
Antoni Franosz
Stanisław Oślizło
Edward Olszówka
Stefan Florenski
Jan Kowalski
Erwin Wilczek
Edward Jankowski
Jerzy Musiałek
Ernest Pol
Roman Lentner
SKŁADY Bill Brown
Peter Baker
Ron Henry
Danny Blanchflower
Maurice Norman
Dave Mackay
Cliff Jones
John White
Bobby Smith
Les Allen
Terry Dyson
Trener: Augustyn Dziwisz Trener: Bill Nicholson

Relacja

13 09 1961 Gornik Zabrze - Tottenham Hotspur bilet2.jpg
Program meczowy.

Sport

Bezpardonowa gra ratuje mistrza Anglii od pogromu.

Górnik nie sprawił zawodu. Odniósł sukces, jakim nie może poszczycić się żadna z naszych drużyn klubowych. Pokonał zdecydowanie mistrza i zdobywcę pucharu Anglii słynny Tottenham, który ani przez chwilę nie liczył się z tego rodzaju możliwością. Sukces tym większy, że całkowicie zasłużony i niewiele brakowało, by wypadł on w jeszcze większych, wprost rewelacyjnych rozmiarach.

80 tys. widzów na Stadionie Śląskim przeżywało emocje o napięciu przekraczającym wszelkie oczekiwania. Jeśli opuszczali oni trybuny, mimo zwycięstwa, w nastroju nieco przygaszonym, to przyczyną był dramatyczny bieg wydarzeń. Wspaniałe perspektywy polskiej drużyny z szansami na przejście przez pierwszą rundę nawet po rewanżu w Londynie, zaćmione zostały końcową fazą gry. Górnik prowadził po 45 minutach 3:0 by po trzech minutach drugiej połowy podwyższyć wynik na 4:0. Kiedy zdawało się że nic nie jest w stanie zatrzymać jego zwycięskiego marszu nastąpił w 17 minucie tragiczny zwrot. Jeden z najlepszych naszych zawodników Kowalski został tak ciężko sfaulowany, że od tej chwili zabrzanie grali w dziesiątkę.

Trudna końcówka

Wypadek ten, którego sprawcą był Mackay, znany ze swej brutalności, okazał się fatalny nie tylko dla kontuzjowanego zawodnika ale i całego polskiego zespołu. Załamał go psychicznie i zdezorientował w momencie, kiedy należało zdobyć się na pełną koncentrację, gdyż przeciwnik ruszył zdecydowanie do kontrataku i prowadził go nie wybierając środków, co spowodowało z kolei kontuzję Musiałka i był okres, w którym trzeba było walczyć jedynie 9 graczami.

Na widowni zadawano sobie pytanie, czy oddanie pola przeciwnikowi spowodowane zostało wyłącznie osłabieniem liczebnym czy też niedostatkiem kondycyjnym? Trudno udzielić odpowiedzi gdyż zdekompletowana drużyna nie reprezentuje pełnej wartości bojowej. Odnosimy wrażenie, że gdyby Kowalski grał do końca, być może utracilibyśmy jedną bramkę, być może i wówczas Górnik byłby zmuszony do obrony, ale byłaby ona z całą pewnością lepiej zorganizowana i nie wyszłyby tak jaskrawo na jaw braki niektórych zawodników.

Zaliczka dwóch bramek

Nie chcemy bynajmniej szukać usprawiedliwień. Górnik ich nie potrzebuje. Grą swą pozostawił jak najlepsze wrażenie i krytycy angielscy po pierwszej połowi nie wstrzymywali się z wyrazami najwyższego uznania! Być może, że stonowaliby je nieco pod koniec ale i tak nikt nie byłby i nie jest w stanie obniżyć wartości zwycięstwa. Minorowy nastrój, jaki zapanował wśród tłumów, opuszczających boisko miał źródło swe w obawie, że przewaga dwu bramek może nie wystarczyć w Londynie tym bardziej, że przeciwnik pokazał swe kły. Były one częstokroć zbyt ostre, a trudno oczekiwać by stępiły się w stolicy Anglii, gdzie gra bezpardonowa należy do zjawisk codziennych. Nie mamy bynajmniej zamiaru peszyć naszej drużyny. Rozpocznie ona 20bm bój z przewagą dwu bramek i nie będzie miała powodu do denerwowania się. Jeśli wystartuje z taka pasją a zarazem rozwagą jak wczoraj na Stadionie Śląskim, być może że zgotuje jeszcze większą niespodziankę. Nie przesądzajmy jednak wypadków.

W wielkim stylu

Górnicy rozpoczęli grę w wielkim stylu. Okazało się, że nie mają najmniejszego respektu przed wielkim przeciwnikiem. Nie mieli go starzy wyjadacze ale nie mieli też młodzi, zdobywając sobie swą postawą najwyższe uznanie. Gra nie była może zbyt płynna. Szło przecież o zwycięstwo a nie o pokaz. Obrona polska ostro szarżowała, nie dopuszczała Anglików do pozycji strzałowych, podczas gdy atak nie przetrzymywał wprawdzie piłek zbyt długo, ale mądrymi uderzeniami rozbijał raz po raz defensywę przeciwnika i stwarzał sobie dogodne pozycje do strzału. Najbardziej imponował nam wówczas spokój i swoboda, z jaką operował przede wszystkim Musiałek, który już w 8 min. stał się współtwórcą bramki, zmuszając Nortona do zabójczej dla bramkarza angielskiego interwencji. Zasługę miał też Lentner, on bowiem oddał jeden ze swoich niebezpiecznych ni strzał ni centra i spowodował zamieszanie na przedpolu Browna. Bramka ta dodała skrzydeł jednej i drugiej stronie, Anglicy przyspieszyli tempo ale nie mogli nic zdziałać, gdyż pod polską bramką natrafiali na żelazny opór. Strzały jakie oddawali z daleka były niecelne. Nikt jednak nie wierzył wówczas jeszcze w zwycięstwo.

Wielka seria i...

Dopiero druga bramka Musiałka w 17 minucie rozbudziła nadzieje i wzmocniła samopoczucie polskiego zespołu. Zdobywał on się wówczas na grę bardziej rozluźnioną i spokojną, wielociągową kombinację. Efekt nie dał na siebie czekać, po rogu bitym przez Lentnera Wilczek piękną główką wykazał, że i ten repertuar nie jest mu obcy. Po przerwie Pohl czający się z tyłu poszedł energicznie w przód minął jednego i drugiego gracza i huknął tak, że nie było szans interwencji. Przy 4:0 odetchnęliśmy aż do… tragicznej kontuzji Kowalskiego.

Zwycięzcy pod lupą

Krytyka zespołu polskiego jest utrudniona z uwagi na to, że został zdekompletowany i może to było przyczyną licznych niedostatków pod koniec. Zacznijmy jednak od dobrych chwil. Było wielką zasługą defensywy, że nie pozwoliła się zaskoczyć i z miejsca utrzymania przeciwnika w szachu. W tym okresie odpowiadała nam zarówno gra Oślizły, jak i Olszówki oraz Franosza. Oślizło nie błyszczał może tak jak w reprezentacji ale robił swoje. W pomocy asem atutowym był Kowalski. Asekurował w potrzebie obronę, by za chwilę przydzielić piłkę napadowi i podejść daleko w przód. Należał on do najlepszych zawodników Górnika. Zasługą jego była zarówno doskonała gra indywidualna jak i to że podtrzymywał Floreńskiego. Ten bowiem potrzebował sporo czasu do rozegrania się. Później stawał się coraz bardziej widoczny a interwencje osobiste były skuteczne. Niestety, gdy zabrakło Kowalskiego, Floreński okazał się bardzo słabym taktykiem. Nie wiedział jak się ustawiać, uwijał się chaotycznie po boisku i w znacznej mierze przyczynił się do niepokoju w defensywie.

Reprezentacyjny center

W ataku Musiałek wykazał, że jest graczem który rozwiąże nam problem środkowego napastnika reprezentacji. Umie bardzo wiele, a co ważniejsze, posiada dostateczny spokój i rozwagę, by w danej chwili zrobić to, co jest najbardziej odpowiednie. Obok Musiałka rzucał się w oko Wilczek. Nie widzieliśmy go nigdy tak dobrze grającego i cieszymy się z widocznych postępów już na dobrym szczeblu. Pohl grał jak zwykle z głębi. Koledzy angielscy dali mu najwyższą notę. Przyłączymy się do tego, gdyż Ernest jest obecnie zawodnikiem całkowicie dojrzałym. Oczekiwaliśmy w pewnych chwilach szybszego startu do piłki, ale widocznie wiedział co robi i nie szafował ryzykowanie siłami.

Mielibyśmy większe pretensje do Lentnera gdyby nie to, że słabsze jego okresy usprawiedliwia gra Jankowskiego. Początkowo lewy łącznik starał się dotrzymać kroku reszcie. Wykazywał ambicję i dobre chęci ale nie zawsze dopisywała szybkość. Im więcej mijało minut tym bardziej Jankowski stawał się bardziej ociężały i po przerwie nie mógł już podołać zadaniom. Gdyby Lentner miał obok siebie bardziej zwrotnego, szybszego partnera wypadłby na pewno znacznie lepiej a przede wszystkim znalazłby więcej okazji do ucieczek, którymi i tak zwyciężał Bakera. Pamiętać przy tym należy, że para Jankowski – Lentner miała przed sobą znakomitość w osobie Blanchflowera, który okazał się godny wyprzedającej go sławy.

Jak powiedzieliśmy, gra Górnika skończyła się w 62 minucie i od tej chwili mieliśmy wszelkie powody niepokoić się o zwycięstwo.

Przed meczem ostrzegaliśmy przed końcówką Anglików, którzy są mistrzami w podkręcaniu tempa. Stało się to w sytuacji dla nas najmniej dogodnej, toteż przyjęliśmy z ulgą gwizdek zwiastujący zakończenie meczu.

Rozklejona obrona

Obrona nasza pod koniec całkowicie się rozkleiła. Zamiast kryć ustawiających się zawodników angielskich uganiano bez sensu i myśli za piłką. Nic dziwnego, że Jones znalazł okazję do swobodnego główkowania, któremu Kostka nie umiał sprostać. Wielu obserwatorów miało do niego o to pretensję, jesteśmy bardziej względni i usprawiedliwiamy go zaskoczeniem. Poza tym obrona główek jest trudniejsza, niż wydaje się to wielu. W sumie grał on dobrze, mimo że raz czy drugi miał mniej pewne interwencje. Kostka powinien jednak w przyszłości, gdy własna drużyna jest w dobrym nastroju, nie przetrzymywać piłki kozłowaniem, lecz szybko rzucać ją do swobodnego własnego zawodnika. Jest to lepsze niż wybijanie nogą, kiedy piłka trafia częściej do przeciwnika, niż do współgracza i w rezultacie szybko wraca z powrotem. Kostka jest jeszcze zawodnikiem młodym toteż z czasem nabierze większej rutyny i doświadczenia. Nie mamy pretensji do Franosza, a zaskoczył nas dobrą grą Olszówka.

Pół godziny słabszej gry gospodarzy zatarło wprawdzie dobre optyczne wrażenie, jednak nie jest w stanie przyćmić wartości zwycięstwa. Chcielibyśmy oczywiście, by Górnik posiadał jeszcze większe zapasy sił, ale na to w krótkim czasie już nie poradzimy.

Wielki Tottenham nie pozostawił wielkiego wrażenia. Teraz stają się zrozumiałe ostatnie niepowodzenia tej drużyny, której atak grał przez 55 minut wprost skandalicznie. Widziało się niebezpieczne ucieczki skrzydłowych i dobre dośrodkowania ale tam nie było nikogo, kto by umiał je wykorzystać. Słynny strzelec Smith nie był widoczny, bardziej podobał się White.

W końcowej fazie piątka prezentowała się lepiej, ale było w tym więcej zasług osłabionej polskiej obrony. Etap ten pozwolił nam stwierdzić, że napastnicy Tottenhamu umieją znacznie więcej i że mogą być rzeczywiście groźni.

Tottenham a Real

Podobał nam się prawy pomocnik Blanchflower, który zjawiał się wszędzie tam, gdzie był potrzebny. Szkoda, że partner jego Mackay celuje w grze aż nazbyt ostrej przechodzącej w brutalność. W przeciwnym razie otrzymałby lepszą notę. W obronie mógł podobać się Norton, natomiast boczni nie odznaczali się specjalnie. Bramkarz Brown nie ponosi winy w utraconych bramkach, poza tym wyłapywał strzały, które były do złapania.

W całości jest Tottenham z całą pewnością przeciwnikiem poważnego kalibru, technicznie doskonale wyszkolonym o pełnej kondycji i lepszej umiejętności w przyjmowaniu piłek głową. Nie gra szablonowo, rzadko jednak widziało się akcje na miarę Realu nie mówiąc o Santosie czy t.p. błyskotliwych drużynach.

Pełne uznanie należy się trójce sędziów belgijskich panom Blavier, Cumps i Geluch za obiektywne, uważne prowadzenie zawodów. Szkoda, że sędzia główny nie mógł zobaczyć „akcji” Mackaya, którą rozbił Kowalskiego, wówczas bowiem podyktowałby co najmniej rzut wolny, zamiast rozpocząć grę rzutem sędziowskim.

Rozszyfrowaliśmy przeciwnika

W szatni Górnika panował po meczu nastrój jaki rzadko spotyka się w drużynie zwycięzców. Kontuzje Kowalskiego i Musiałka okazały się bowiem groźniejsze, niż sądzono. Piłkarze, a wraz z nimi kierownictwo zastanawiali się, w jakim składzie przyjdzie wystąpić w Londynie.

Pomeczowe wypowiedzi:

Stanisław Oślizło: - Poznaliśmy styl gry Anglików. Są oni w ataku groźni ale sądzę, że można ich zastopować nawet na ich własnym boisku. Przykrym zaskoczeniem była dla mnie ich brutalna gra. Trzech naszych graczy: Musiałek, Kowalski i Kostka zostało mocno poturbowanych.

Ernest Pohl: - Anglicy nie okazali się takimi gentelmenami za jakich zwykliśmy ich uważać. Stanowczo zawiodłem się ich postawą.

Ernest Wilczek: - Na skrzydle grało mi się bardzo dobrze. Wielka szkoda, że Kowalski uległ poważnej kontuzji. Wydaje mi się, że w Londynie nie jesteśmy bez szans. Podobała mi się u graczy Tottenham wspaniała skoczność oraz zagrywki głową.

Roman Lentner: - Czułem się dobrze, choć miałem żal do kolegów, że mało grali lewą stroną. W rewanżu damy z siebie wszystko, by nie przegrać różnicą więcej niż jednej bramki.

Inż. Franciszek Gładych – członek zarządu Górnika: Nasi chłopcy przewyższali Anglików szybkością i zasłużyli na zwycięstwo. Wyróżniam Musiałka, Kowalskiego i Wilczka.

A. Kamiński – kierownik sekcji: - Anglicy niczym nie zachwycili. Nie zawsze potrafili się zachować jak gentelmeni. Jeśli w Londynie wybiegniemy na boisko w takim zestawieniu w jakim graliśmy na Stadionie Śląskim, wierzę, że zakwalifikujemy się do następnej rundy.

Trener A. Dziwisz: - Powinniśmy byli wygrać różnicą trzech bramek. Wszyscy moi chłopcy zasłużyli na wielkie słowa uznania za ambitną grę i zrealizowanie założeń taktycznych. W Londynie trudniej nam będzie odnieść taki sukces jak na Stadionie Śląskim ponieważ będziemy grali osłabieni. Anglicy do 60 minuty grali bardzo fair, później jednak przekroczyli wszelkie ramy przyzwoitości. Moim zdaniem, McKay zasłużył na usunięcie z boiska za faule na Musiałku i Kowalskim. Myślę, że do dnia meczu rewanżowego poprawimy kondycję, która mocno szwankowała w ostatnim kwadransie.

Dr Janusz Młynarski – Po meczu pojechałem z Musiałkiem i Kowalskim do Pogotowia Ratunkowego. Okazało się, że Musiałek ma ranę tłuczoną w okolicach kostki wewnętrznej prawej nogi. Na miejscu dokonałem zabiegu chirurgicznego. Ranę trzeba było zszyć. U Kowalskiego stwierdziłem krwawy wylew w okolicach kostki zewnętrznej prawej nogi i nadwyrężenie torebki stawowej. Obie te kontuzje są wynikiem ordynarnego kopnięcia przez przeciwnika. Jeśli u Musiałka nie nastąpi przyranne zakażenie, wtedy będzie możliwość wystawienia go do gry w Londynie. Niestety, pod znakiem zapytania stoi udział Kowalskiego w spotkaniu rewanżowym. To już poważniejsza kontuzja. Zrobimy jednak wszystko co w naszej mocy. Ostateczna decyzja zapadnie dopiero po obejrzeniu zdjęcia rentgenowskiego. Bramkarz Kostka doznał stłuczenia kości policzkowej. Jest to wprawdzie bolesna kontuzja, ale nie groźna.

Sport z 14 września 1961 r.