14.05.1960 - Ruch Chorzów - Górnik Zabrze 2:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
14 maja 1960 (sobota)
1. liga 1960, 6. kolejka
Ruch Chorzów 2:2 (2:0) Górnik Zabrze Chorzów, stadion Ruchu
Sędzia: Józef Kowal (Katowice)
Widzów: ok. 30 000
HerbRuchChorzow.gif Herb.gif
Schmidt 4
Lerch 40
1:0
2:0
2:1
2:2


Pol 65
Wilczek 74
Ryszard Wyrobek 2
Eugeniusz Pohl 2,5
Mieczysław Siekiera 2,5
Hubert Pala 3
Antoni Nieroba 3
Zygmunt Pieda 3
Kazimierz Polok 3
Bernard Bem 2
Eugeniusz Lerch 3
Jan Schmidt 2
Eugeniusz Faber 2
SKŁADY Joachim Szołtysek 1,5
Edward Olszówka 2
Stanisław Oślizło 2,5
Henryk Hajduk 1 (56 Henryk Szalecki 2)
Ginter Gawlik 3
Henryk Czech 1
Jan Kowalski 2
Erwin Wilczek 2
Edward Jankowski 2
Ernest Pol 3,5
Roman Lentner 3,5
Trener: Janos Steiner Trener: Wilhelm Lugr

Dodatkowe informacje

Wykorzystując nieporozumienie między bramkarzem a obrońcami Górnika, Eugeniusz Lerch strzela drugą bramkę dla Ruchu. (Fot. Jerzy Bydliński [w:] „Sport” nr 61 z dnia 16.05.1960, s. 1)
  • Spotkanie ligowe z Ruchem nr 9 (derby nr 18).
  • Obok piłkarzy noty według Sportu.

Relacja

Zainteresowanie meczem ligowym tradycyjnie już było ogromne. Dziwiono się więc, że rozegrany zostanie, jak pisano „na małym „kurniku” w Chorzowie-Batorym, a nie na gigancie w WPKiW”. Oznaczało to bowiem rezygnacje z co najmniej pół miliona dodatkowego wpływu z biletów.

Program meczowy.

W obozie Ruchu nastroje przed spotkaniem były jak najbardziej optymistyczne. Do składu powrócili kontuzjowani Eugeniusz Lerch i Hubert Pala. W wielkanocnym turnieju piłkarskim chorzowianie położyli na łopatki takie sławy, jak budapeszteński Ferencváros i Csepel. Zresztą w tamtym sezonie każdy występ Ruchu był wielkim przeżyciem. Zabrzanie zaliczyli nieudany start w lidze. Przebojowy i bramkostrzelny atak zatracił swoje cenne walory. Obrona nie była tak pewna jak dawniej, popełniała mnóstwo błędów. Później doszedł wstrząs spowodowany tragiczną śmiercią Edmunda Kowala, który wpadł pod tramwaj. W poprzednim swoim meczu ligowym, górnicy przestrzegli jednak wszystkich, że trzeba się nadal z nimi poważnie liczyć, gromiąc wicelidera tabeli krakowską Wisłę 4:0 (1:0).

Obie drużyny miały swoje atuty, co spowodowało, że w trzecim z rzędu meczu ligowym padł remis 2:2 (2:0). A dokładniej, powtórzyła się historia z roku ubiegłego, gdy gospodarzem był Górnik. Wówczas zabrzanie prowadzili 2:0 i kiedy wydawało się, że ich zwycięstwo jest niezagrożone, Ruch wyrównał na 2:2. Tym razem to jednak występujący w roli gospodarzy chorzowianie znajdowali się o krok od zdobycia dwóch punktów. Prowadzili różnicą dwóch bramek i przez całą pierwszą połowę nadawali ton grze, inicjując raz po raz szybkie ataki, przy których obrona zabrzan traciła zupełnie głowę. Henryk Hajduk w obronie i Henryk Czech w pomocy nie stanowili żadnej zapory. Także Joachim Szołtysek w bramce był wczoraj niepewny jak rzadko kiedy. Na dobrą sprawę, to każdy strzał groził katastrofą, a każda jego interwencja przyprawiała o palpitację serca zwolenników Górnika.

Nikt więc nie spodziewał się, że po raz kolejny po przerwie nastąpi tak radykalna zmiana sytuacji. Gra górników nie wzbudzała zaufania. Roman Lentner i Ernest Pol wprawdzie byli naładowani energią, ale ich koledzy psuli piłkę za piłką. W fatalnej dyspozycji był Jan Kowalski. Podaniom Edwarda Jankowskiego brakowało precyzji. Bodaj najbardziej jednak zawiódł Erwin Wilczek, który zmarnował dwie stuprocentowe okazje do strzelenia bramki. Po przerwie trener Górnika wycofał z boiska Henryka Hajduka, wprowadzając w jego miejsce Henryka Czecha. Jan Kowalski poszedł do pomocy, a na prawym skrzydle ukazał się Henryk Szalecki. Była to – jak się wkrótce okazało – bardzo korzystna zmiana.

Mimo to jednak górnicy o mało nie przegrali tego spotkania. W 60 minucie powstała sytuacja, w której Kazimierz Polok znalazł się z piłką sam na sam przed leżącym na ziemi Joachimem Szołtyskiem i mając tysiąc możliwości, wybrał tysięczną pierwszą. Strzelił w bramkarza Zabrza. To był moment przełomowy tego meczu. Coraz wyraźniej widoczna była przewaga górników, którzy lepiej wytrzymali tempo meczu. W 65 minucie Edwardowi Jankowskiemu udało się dograć do Pola, który ruszył do ataku. Minął zagradzającego mu rozpaczliwie drogę Mieczysława Siekierę i z kilku metrów strzelił nie do obrony. W 9 minut później Wilczek zrehabilitował się za swą bladą dotychczas grę zdobywając z trudnej pozycji wyrównanie. Chorzowianie nie zdołali już przechylić wyniku na swoją korzyść, tym bardziej, że w ostatnich minutach musieli grać w dziesiątkę, gdyż Kazimierz Polok doznał przypadkowej kontuzji. Remis wydawał się być sprawiedliwy, ale nie usatysfakcjonował żadnej ze stron, która liczyła na pogoń za uciekającą Legią.