15.05.1999 - Górnik Zabrze - Legia Warszawa 1:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
15 maja 1999 (sobota), godzina 16:00
1. liga 1998/99, 27. kolejka
Górnik Zabrze 1:0 (1:0) Legia Warszawa Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Marek Olech (Gorzów Wielkopolski)
Widzów: 2 505
Herb.gif HerbLegiaWarszawa.gif
Wiśniewski 9 g 1:0
Kompała, Agafon, Wiśniewski, Kolasa, Gierczak, Prasnal Yellow card.gif
(1-3-5-2)
Andrzej Bledzewski
Jacek Wiśniewski (75 Mirosław Praszelik)
Grzegorz Lekki
Robert Kolasa
Tomasz Prasnal
Adam Kompała
Piotr Gierczak (85 Tomasz Sobczak)
Kamil Kosowski
Mieczysław Agafon
Marcin Cebula (72 Michał Probierz)
Piotr Rocki
SKŁADY (1-3-5-2)
Grzegorz Szamotulski
Sebastian Nowak (37 Sławomir Rutka)
Jacek Zieliński
Piotr Mosór
Bartosz Karwan
Jacek Magiera
Maciej Murawski
Sergiusz Wiechowski (46 Tomasz Sokołowski)
Radosław Wróblewski
Mariusz Śrutwa (75 Maciej Sawicki)
Marcin Mięciel
Trener: Jan Żurek Trener: Stefan Białas

Dodatkowe informacje

Błąd przy generowaniu miniatury: Brak pliku
Bilet meczowy.
  • Według innego źródła widzów prawie 4000.

Relacja

Sport

Po meczu co do jednego wszyscy byli zgodni. Najsłabszy był tego dnia sędzia. Czy tylko tego dnia? Pan Olech nie po raz pierwszy gwizdał słabo, co przypominały solidarnie obie strony. Prezes Płoskoń odwiedził nawet arbitra w szatni i głośno powiedział co myśli o sześciu żółtych kartkach pokazanych piłkarzom Górnika. Stefan Białas stwierdził wprost: „Po co szkolić piłkarzy, skoro mecze prowadzą tacy sędziowie”. Zdaniem Białasa Marek Olech wypaczył wynik meczu. Nie zauważył ręki Agafona w polu karnym, w końcu nie uznał bramki Sawickiego, strzelonej w końcówce meczu (spalony?). Zabrzanie dodali do tego bramkę strzeloną przewrotką przez Gierczaka i wyjście Rockiego z kontrą (sam na sam z Szamotulskim), przerwane w najmniej odpowiednim momencie przez arbitra. Michał Listkiewicz tylko kiwał głową. Pracy młodszego kolegi nie komentował, jednak widać było, że zachwycony nie był.

Na szczęście lepiej spisali się piłkarze obu drużyn. To ciekawa sprawa. Lata 90. to najgorsza dekada w historii Górnika. Legia – wręcz przeciwnie. A jednak w meczu obu drużyn jest remis. Wygrywały w tym dziesięcioleciu po osiem spotkań. Dodajmy od razu, że Górnik trzy ostatnie, nie tracąc w meczach z Legią bramki! „Może gdybyśmy grali co tydzień z Legią, bylibyśmy dziś w nieco lepszych nastrojach...” – to trener Żurek. Coś jednak musi w rywalizacji tych drużyn być, niezależnie kto przeżywa aktualnie lepsze czy gorsze chwile.

„Taki klub jak Górnik nie może skończyć rundy bez wygranej na własnym boisku. Trzeba było pokonać Legię bądź Wisłę” – powiedział po meczu strzelec jedynej bramki Jacek Wiśniewski, który za strzeloną bramkę otrzymał okazałego koguta.

Górnik zaczął imponująco i przez 20 minut grał piłkę jakiej wiosną kibice na Roosevelta nie oglądali. Kosowski w drugiej linii, Gierczak cofnięty za napastnikami, Prasnal i Cebula w podstawowej jedenastce. Ta dwójka to nowicjusze, z których Górnik powinien mieć sporo pociechy. „Prasnal to typ wojownika, a Cebula potrafi jeszcze więcej. Powiedziałem, że dam szansę młodzieży i na razie jestem zadowolony” - dodał Żurek. Była 2 minuta, kiedy Rocki zagrał do Gierczaka. Ten uderzył z 20 metrów tak, że poprzeczka zadrżała. Górnik grał agresywnie, z polotem, jakby chodziło nie tylko o punkty, ale również o ratowanie nadszarpniętego honoru. Zupełnie inaczej niż w ostatnich meczach. W 9 min Agafon wykonywał rzut rożny. Piłka trafiła na głowę Wiśniewskiego, który już dwie minuty wcześniej nie wykorzystał doskonałej sytuacji bramkowej i wpadła do siatki. Chwilę później mógł paść kolejny gol. Tym razem z piłką minął się Lekki.

Chyba nieco zaskoczona Legia, dopiero teraz zaczęła grać nieco lepiej, choć na pewno nie na miarę możliwości i aspiracji... Najlepszej sytuacji przed przerwą nie wykorzystał Murawski. Po jego strzale z pola karnego piłka trafiła w słupek. Jeszcze w 44 min, najlepszy w drużynie gości Bartosz Karwan miał szansę pokonać Bledzewskiego i pierwsza połowa dobiegła końca. Żurek nie zmienił nikogo, Białas za Wiechowskiego wpuścił Sokołowskiego. Przebieg meczu był łatwy do przewidzenia. Ataki Legii, obrona Górnika. Dodajmy od razu, obrona bardzo aktywna, wymagająca ogromnego zaangażowania. Dwie ładne kontry zakończone strzałami wyprowadził Cebula, doskonałej okazji nie wykorzystał Kompała. Od 65 minuty Legia wrzuciła „czwarty bieg” i poza skutecznością, a raczej jej brakiem, trudno Legii wiele zarzucić. Biorąc pod uwagę sumę umiejętności obu drużyn, zabrzanie nie byli w stanie prowadzić otwartej gry. Wrzutek na pole karne Bledzewskiego było kilkanaście i pewnie gdyby Śrutwa z Mięcielem zagrali na poziomie Karwana, Legia doprowadziła by do wyrównania. Raz bronił Bledzewski (kapitalna obrona strzału Karwana), raz wyręczali go koledzy, w końcu kiksowali goście. Górnik grał głównie z kontry. Jedna z nich zakończyła się nawet golem i biorąc pod uwagę dobro futbolu, można żałować, że Gierczak był na spalonym (tak uznał sędzia). Piłkarz Górnika zdobył bowiem kapitalną bramkę strzałem przewrotką, czego nie ogląda się na polskich boiskach często. Był jeszcze przegrany z Szamotulskim pojedynek sam na sam przez Probierza i kilka sytuacji pod bramką Bledzewskiego, z bramką Sawickiego włącznie. Były więc emocje, niezły poziom, sporo dramaturgii, a także doping, którego w Zabrzu w ostatnich tygodniach nie słyszano. Pewnie, że w historii spotkań obu klubów były mecze znakomite, rozgrywane przez piłkarzy wybitnych, przy nadkomplecie publiczności. Jednak biorąc pod uwagę dzisiejsze realia, a przede wszystkim ostatnie występy Górnika, było więcej niż przyzwoicie.

P.M., Sport nr 94 z 17 maja 1999r.