15.08.1966 - Górnik Zabrze - Legia Warszawa 1:2 pd.

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
15 sierpnia 1966 (poniedziałek), godzina 17:00
Puchar Polski 1965/66, finał
Górnik Zabrze 1:2 pd. (0:1, 1:1) Legia Warszawa Poznań, stadion Warty
Sędzia: Marian Środecki (Wrocław)
Widzów: ok. 20 000
Herb.gif HerbLegiaWarszawa.gif

Kuchta 57 g
0:1
1:1
1:2
Brychczy 36

Blaut 120
Jan Gomola
Norbert Gwosdek
Stanisław Oślizło
Stefan Florenski
Edward Olszówka
Rainer Kuchta
Zygfryd Szołtysik
Jan Kowalski
Erwin Wilczek (Piotr Strączek)
Włodzimierz Lubański
Jerzy Musiałek
SKŁADY Władysław Grotyński
Henryk Grzybowski
Jacek Gmoch
Horst Mahseli
Jerzy Woźniak
Bernard Blaut
Andrzej Zygmunt
Wiesław Korzeniowski
Janusz Żmijewski
Lucjan Brychczy
Henryk Apostel
Trener: Géza Kalocsay Trener: Longin Janeczek

Relacja

Sport

4+3+3 Legii w lepszym wykonaniu - ostatnia sekunda dogrywki przyniosła rozstrzygnięcie.

Rozczarowanie…. Tak można chyba najkrócej, określić komplet wrażeń z poniedziałkowego finału Pucharu Polski. Oczywiście rozczarował przede wszystkim zabrzański Górnik. Podobnie jak w inauguracyjnym meczu ligowym z Legią był cieniem świetnej do niedawna drużyny. Daremnie czekaliśmy na akcje górniczej jedenastki z tak charakterystycznym dla niej rozmachem, polotem i skutecznością. Bezhołowie, nieudolność i żenująca bezradność - oto obraz siedmiokrotnego mistrza Polski w 120-minutowym występie na stadionie Warty.

Nowy trener Górnika, Węgier Kalocsai przestawił drużynę na system 4-3-3. Wiadomo jednak, że każdy system wymaga odpowiednich wykonawców. W ustawieniu 4-3-3 główny ciężar walki spoczywa na środkowej trójce, która musi spełniać zarówno funkcje obronne, jak i ofensywne. muszą się w niej znajdować piłkarze uniwersalni, szybcy, bezbłędnie panujący nad piłką, którzy potrafią strzelać nie gorzej od operującej w przedzie trójki. Takimi zawodnikami nie są jednak Kowalski i Kuchta i dlatego koncepcja trenera Kalocsaia nie zdała egzaminu. Nie zdała go zresztą i z innych powodów. Poniżej normalnego poziomu zagrali w Górniku Wilczek, Musiałek, Lubański, ba - nawet Oślizło.

Legia grała też w ustawieniu 4-3-3, ale realizowała ten system o niebo lepiej od zabrzan.

Górnicy zawiedli nie tylko swoich zaprzysięgłych kibiców. Przywitani w Poznaniu nieomal jak w Zabrzu, dopingowani bez przerwy, cieszący się ogólną sympatią poznaniaków - sprawili im tym bardziej przykrą niespodziankę. Stęskniona ligowej piłki poznańska publiczność nie zapomniała jeszcze przecież jak ona wyglądała w wydaniu np. Warty czy Lecha sprzed kilkunastu lat i nie takiego widowiska oczekiwała po finale Pucharu Polski Z tym Górnikiem wygrałaby nawet ta Warta - zapewniali poznańscy działacze siedzący na trybunie przewodniczącego GKKFiT Włodzimierza Reczka.

Legia odniosła bezwzględnie zasłużone zwycięstwo. Była drużyną bezwzględnie bardziej wyrównaną i zgraną oraz przejawiającą daleko więcej inwencji.

Trener Legii, Vejvoda był oczywiście bardzo zadowolony z sukcesu.

Nikogo specjalnie nie wyróżniam - powiedział Czechosłowak po meczu. Wszyscy wykonali moje zalecenia, cała drużyna konsekwentnie realizowała swój plan taktyczny.

Trudno sobie wyobrazić lepszy start od tego jakim rozpoczął pracę w Polsce czechosłowacki fachowiec. Serdecznie gratulujemy.

Ostry chłód, który nagle, w poniedziałek “zastąpił” kilkudniowe tropikalne upały - sprzyjał co prawda piłkarzom, ale na widowni pewnie spowodował sporo gryp i katarów. Do kompletu “nieszczęść” doszły prawie całkowite ciemności, w których toczyła się nużąca już zresztą dogrywka. Wywołało to na trybunie honorowej małą dyskusję na temat oświetlenia stadionu Warty, które jest dopiero w stadium dokumentacji, czy projektów. “Podsumował’ ją jeden z poznańskich działaczy następująco:
- zdaje się, panowie, ze my wcześniej zrobimy oświetlenie, niż oni strzelą bramkę!…

Gdyby Legia nie strzeliła gola - byłyby rzuty karne. Gdyby i one nie przyniosły rozstrzygnięcia - rzucano by monetę. Wątpimy, by ktokolwiek mógł już wówczas dojrzeć orzełka, albo reszkę, ale - nie o to idzie. Niewiele przecież brakowało, by rzeczywiście los zdecydował, kto zostanie właścicielem najcenniejszego trofeum w naszym piłkarstwie. Dlaczego? Bo nie ma mowy o wyszperaniu terminu na powtórny mecz. Zwracaliśmy już niedawno uwagę na nasilenie piłkarskiego kalendarza. Prawie przez okrągły rok, gra się u nas “o coś”. I wcale się nie zdziwimy, jeśli kiedyś będziemy wyruszać na finał Pucharu Polski w Sylwestra.

SPORT nr 97 z 18 sierpnia 1966r.