15.09.1984 - Górnik Zabrze - ŁKS Łódź 2:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
15 września 1984, godzina 19:00
1. liga 1984/85, 7. kolejka
Górnik Zabrze 2:0 (0:0) ŁKS Łódź Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Włodzimierz Bródka (Gdańsk)
Widzów: 10 000
Herb.gif HerbLKSLodz.gif
Dankowski 59 g
Cyroń 87
1:0
2:0
Gunia Yellow card.gif Baran, Różycki, Wenclewski

Eugeniusz Cebrat
Bogdan Gunia
Józef Dankowski
Joachim Klemenz
Marek Kostrzewa
Marek Majka
Waldemar Matysik
Ryszard Komornicki (28 Adam Ossowski)
Andrzej Zgutczyński
Andrzej Pałasz
Ryszard Cyroń
SKŁADY
Bako
Różycki
Bendkowski
Kruszankin (84 Wieteska)
Wesołowski
Wenclewski
Gierek
Klimas
Ziober (73 R. Robakiewicz)
Kasztelan
Krzysztof Baran
Trener: Hubert Kostka Trener: Zygmunt Gutowski
Program meczowy.

Relacje

Sport

Dopięli swego.

Zabrze. W bilansie spotkań Górnika z ŁKS-em figurują trzy przegrane zabrzan na własnym stadionie. Zapomniano już o nich, ale zakurzone późniejszą sławą zabrzan odzywają przy okazji kolejnych potyczek. W 1957 roku Górnik przegrał dwukrotnie z ŁKS u siebie nawet 1-3, a Stanisław Baran zdobył 4 bramki. Dziś występuje w ataku łodzian imiennik wielkiego p. Stanisława. Krzysztof i sąsiad Widzewa nie może wyjść z cienia. Ba, w siedmiu spotkaniach jesiennej rundy nie zdobył jeszcze gola, bo jedyny, ten z meczu z Motorem, poszedł na konto samobójczych Boguszewskiego. Nagroda łódzkich sprawozdawców dla pierwszego ełkaesiaka, który „odważy się” zmusić do kapitulacji bramkarza przeciwników, znajduje się nadal w bezpiecznym miejscu. Ktoś ją chyba w końcu „poderwie”.

ŁKS, któremu idzie jak z kamienia, zmuszony był grać przeciwko Górnikowi bez Chojnackiego, Sybilskiego i Gajdy. Absencja trzech zawodników z podstawowego składu to już przed meczem spory handicap dla rywala mierzącego wysoko, dobrze przygotowanego, wybieganego, no i przede wszystkim szczycącego się ławką, która z trudem mieści się w bocie. I taki ŁKS zaprezentował się na zabrzańskim stadionie bardzo korzystnie, o klasę lepiej niż w pojedynku na Bukowej, również przegranym, ale w jakże bardziej „rozpaczliwym stylu. W Zabrzu ŁKS bronił się dzielnie, ustawił szczelną zasłonę przed bramką Baki. W przodzie zostawił Barana z Kasztelanem, Ziober włączał się do zadań ofensywnych z głębi pola, często, szczególnie po przerwie, był ich inicjatorem. W tej sytuacji obraz gry musiał być dość jednostronny: spora przewaga zabrzan, szukanie przez nich różnych sposobów wymanewrowania łódzkiej defensywy. Wszystko na nic, defensywa grała solidnie, a po zderzeniu… czołowym Komornickiego z Kasztelanem, rozgrywający zabrzan opuścił murawę z rozciętym łukiem brwiowym. Zabrakło zawodnika, który potrafiłby groźnie i celnie uderzyć z dystansu. W tej sytuacji skończyła się tylko na przewadze, strzale Klemenza, sytuacji Cyronia i pewnych interwencjach Baki. Wysiłki Pałasza też nie przyniosły efektów, chociaż były pomysłowe, chytre i często kończone strzałami.

ŁKS tuż po przerwie chciał zaskoczyć zabrzan, rozluźnił nieco szyki, grał śmielej (szansa Ziobera), ale Górnik tylko czekał. Doczekał się w 58 min. Po wolnym Kostrzewy (za rękę Bendkowskiego), Cyroń przedłużył podanie do Dankowskiego i było 1-0. W 68 min. Cyroń minimalnie chybił, a w chwilę potem mieliśmy ciekawą sytuację po przeciwnej stronie. Po strzale Barana, Kasztelan ponowił atak, piłka minęła Cebrata, łodzianie unieśli w górę ręce. Bramkarz Górnika ręką wyłuskał piłkę i wybił ją w pole. Sędzia bramki nie uznał – koniec akcji. Różycki „tłumaczył” liniowemu jak to wszystko wyglądało z jego punktu obserwacyjnego. Kartka dla Różyckiego! Górnik atakował, pchał atak Ossowski, dla odmiany hamował Zgutczyński, strzelał Majka i wreszcie nadszedł czas na drugiego gola. Matysik wyłuskał piłkę, podał do Pałasza, ten błyskawicznie prostopadłym podaniem uruchomił Cyronia. Filigranowy napastnik poradził sobie z Bendkowskim i Różyckim, przelobował Bakę i… po meczu. Baran czynił jeszcze wysiłki – nagroda żurnalistów kusi – wszystko na nic. Górnik wygrał po ciekawym, żywym spotkaniu, w którym osłabiony ŁKS też zasłużył na pochlebną wzmiankę. Zabrzanie, w polu efektowni, gorzej zachowują się w finalnych akcjach. Zagrania Pałasza są często zbyt „górnolotne” dla partnerów. Pałasz grając trochę cofniętego napastnika musiałby mieć sobowtóra na szpicy. Ale jak nas przekonuje piosenkarka – nic dwa raz się nie zdarza, więc…

Stanisław Penar, Sport, nr 183 z 17 września 1984r.