16.10.1960 - Polonia Bytom - Górnik Zabrze 3:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
16 października 1960
1. liga 1960, 20. kolejka
Polonia Bytom 3:0 (1:0) Górnik Zabrze Bytom, boisko Szombierek
Sędzia: Jan Maciarz (Kraków)
Widzów: ok. 12 000
HerbPoloniaBytom.gif Herb.gif
Trampisz 15
Liberda 64 k
Trampisz 88
1:0
2:0
3:0
Edward Szymkowiak
Józef Dymarczyk
Bogusław Widawski
Józef Wieczorek
Ryszard Grzegorczyk
Gerard Lukoszczyk
Kazimierz Trampisz
Henryk Apostel
Jan Liberda
Jerzy Jóźwiak
?
SKŁADY Joachim Szołtysek
Antoni Franosz
Stanisław Oślizło
Edward Olszówka
Ginter Gawlik
Marian Olejnik
Jan Kajzerek
Edward Jankowski
Erwin Wilczek
Ernest Pol
Roman Lentner
Trener: Augustyn Dziwisz

Dodatkowe informacje

  • Mecz przeszedł do historii polskiego futbolu jako spotkanie, w którym Szymkowiak obronił trzy rzuty karne. W rzeczywistości sędzia podyktował dwie jedenastki dla Górnika, ale pierwszą nakazał powtórzyć, tak więc w 20. minucie karnego nie wykorzystał Pol, ale do powtórki podszedł już Lentner, którego strzał również padł łupem bramkarza Polonii. W 50. minucie nieskutecznym egzekutorem kolejnego rzutu karnego był Wilczek.

Relacja

Sport

Pełny rewanż bytomian za podstawienie nogi przed dwóch laty

Jesienna ofensywa zabrskiego Górnika załamała się nieoczekiwanie w Bytomiu. Czy rzeczywiście nieoczekiwanie? Pewnie, że obecna Polonia nie jest Polonią sprzed dwóch lat, czy nawet sprzed roku, ale nawet i dziś stać ją na wielkie mecze i wielkie zwycięstwa. Wystarczy, aby „Szymek” miał swój normalny dzień, a Kazio Trampisz znalazł się w „transie”, a wówczas nie ma dla bytomiaków „mocnych” w krajowej stawce rywali.

Tak było właśnie wczoraj, gdy poloniści gościli obrońcę tytułu w jego szczytowej formie tegorocznego sezonu. Bytomianie zagrali bardzo mądrze taktycznie i w efekcie pewni sukcesu zabrzanie wrócili do domu z bagażem trzech bramek i bez żadnych nadziei na zdobycie po raz trzeci mistrzostwa Polski.

Czy zwycięstwo gospodarzy w takim stosunku odpowiada przebiegowi gry i stosunkowi sił na boisku? Odnośnie końcowego wyniku można mieć wiele zastrzeżeń. Kibice Zabrze będą na pewno mówili o pechu i narzekali na zły los. Mecz miał istotnie niecodzienne, bardzo dramatyczny przebieg, ale nikt nie może kwestionować zasłużonego sukcesu gospodarzy. Jest on uzasadniony czterema następującymi momentami:

- Fantastyczną grą Szymkowiaka;

- Dużą nerwowością napastników Górnika na przedpolu karnym przeciwnika;

- Spokojną, mądrą taktycznie grą defensywy bytomskiej;

- Szybkimi, skutecznymi wypadami polonistów, których inspiratorem był w dniu wczorajszym najlepszy napastnik na boisku – Trampisz.

Taka kolejność jest chyba najbardziej prawidłowa. Szymkowiak był aktorem nr 1 wczorajszego spotkania. Jego popisowa rola zaczęła się w 36 minucie meczu. Do tej pory miał kilka strzałów interweniując przy nich bardzo spokojnie, ale nikt jeszcze nie przeczuwał, co będzie go czekało. Właśnie w 36 minucie, gdy ataki górników przybrały jeszcze bardziej na sile, niż w pierwszej fazie gry, sędzia Maciarz z Krakowa podyktował dość pochopnie pierwszy rzut karny przeciw Polonii. Poloniści protestowali, że faul Widawskiego zasługiwał w najlepszym przypadku na rzut wolny z szesnastu metrów, ale arbiter był nieubłagany.

Wydawało się, że wyrównanie jest nieuniknione. Zabrzanie naradzali się blisko dwie minuty, komu powierzyć funkcję egzekutora i wreszcie wybrali Ernesta Pohla. Ernest strzelił w dolny lewy róg i... ku olbrzymiej radości widowni „Szymek” sparował jego bombę. Do dobitki wystartował Jankowski, ale szybciej od niego znalazł się przy piłce Widawski, który wyekspediował ją w pole. W tym momencie rozległ się gwizdek sędziego. Okazało się, że jedenastka będzie egzekwowana po raz drugi. Co się stało? Czyżby faul Widawskiego na Jankowskim? Nie, taka ewentualność nie wchodziła w rachubę. Może więc nieprawidłowa interwencja Szymkowiaka? Może wyskoczył on przed oddaniem strzału przed linię bramkową? Nikt nie wiedział o co właściwie chodziło. Na widowni rozległy się niesamowite gwizdy protestów. „Nie dość, że pochopna jedenastka, nie dość, że Szymek ją obronił, a tu jeszcze powtórka” – pieklili się zwolennicy bytomian. Protestowali i gracze Polonii, ale i tym razem bezskutecznie.

Egzekwowanie drugiej jedenastki powierzono Lentnerowi. Nasz reprezentacyjny lewoskrzydłowy strzelił lepiej od Ernesta. Jego zwód ciałem zmylił „Szymka”, ale w momencie, gdy zdawało się, że piłka powędruje do siatki, bramkarz Polonii wykonał szpagat i wybił piłkę nogą w pole. Dwa rzuty karne i obydwa obronione w pięknym stylu.

Nie był to bynajmniej koniec z rzutami karnymi. Po przerwie w 55 minucie spotkania sędzia Maciarz podyktował kolejną jedenastkę przeciwko gospodarzom. Podobno za rękę Widawskiego, choć znajdowaliśmy się razem z kpt. PZPN-u Krugiem tuż pod bramką Szymkowiaka i żadnego przewinienia nie dostrzegliśmy. Na widowni zapanowała atmosfera grożąca straszliwą awanturą. Kolejny egzekutor – Wilczek, nie okazał się jednak lepszym strzelcem od Pohla i Lentnera. I jego strzał z jedenastu metrów stał się łupem Szymkowiaka.

W tym dniu nie było na „Szymka” sposobu. Jeszcze kilkakrotnie napastnicy Górnika mieli świetne sytuacje podbramkowe, ale polonista łapał wszystkie strzały. Świetnie spisywał się zarówno na linii bramkowej, jak i przedpolu. W 30 minucie wydawało się , że Wilczek wreszcie zdobędzie przynajmniej honorowy punkt dla zabrzan. Znalazł się sam na sam z bramkarzem Polonii, jednak i tym razem „Szymek” zażegnał niebezpieczeństwo. Daliśmy mu dziś piątkę w ocenie i chyba nikt, kto wczoraj był w Bytomiu nie będzie miał obiekcji przeciwko tak wysokiej nocie.

Szymkowiak był głównym bohaterem meczu, nie tylko dlatego, że świetnie bronił swej świątyni, ale również i dlatego, że zupełnie wyprowadził z równowagi napastników Zabrza. Doszło w końcu do tego, że stracili oni wszelką nadzieję, aby strzelić w tym dniu bramkę i przy stanie 2:0 zrezygnowali z walki.

W punkcie drugim uzasadnienia porażki Górnika wymieniliśmy dużą nerwowość jego napastników. Zdaje się, że wyszli oni na boisko zbyt pewni siebie, a kiedy nie wszystko szło, jak oczekiwali, stracili całkowicie głowę. W polu grali nawet całkiem nieźle. Przez dwadzieścia minut po przerwie na bramkę Polonii sunęła lawina ataków, ale w najważniejszym momencie akcjom zabrzan brak było precyzji i przeglądu sytuacji. Wdawali się w bezpośrednie pojedynki, zamiast stosować podania na dostartowanie, tak jak robili Trampisz lub Liberda po przeciwnej stronie.

Duże uznanie trzeba wyrazić bytomskiej defensywie. Początkowo nie wzbudzała ona wielkiego zaufania, ale w miarę upływu czasu trzymała coraz mocniej w szachu napastników Zabrza. Nawet młody Gulba w roli stopera spisywał się bardzo dobrze i wielokrotnie dawał sobie radę z całą środkową trójką przeciwnika. Widawskie zupełnie unieszkodliwił Kajzerka na prawym skrzydle, a Dymarczyk zatruwał życie, jak mógł, Lentnerowi.

Obaj pomocnicy – Wieczorek i Grzegorczyk, poświęcili się przede wszystkim asekuracji przedpola bramkowego. Z zadania tego wywiązali się bezbłędnie, cierpiała na tym gra bytomskiego ataku, ale w tym dniu napad górników wymagał szczególnej czujności.

I wreszcie bohater nr 2 – meczu – zdobywca dwóch bramek Trampisz. „Pan inżynier” przypomniał sobie wczoraj najlepsze dni w swej karierze piłkarskiej. Nic dziwnego, że kpt. Krug wzdychał raz po raz: - „Gdyby ten Kazio był dziesięć lat młodszy…!”.

Trampisz zaimponował przede wszystkim wielką inteligencją w grze. Zarówno w dryblingu, jak i precyzji podań był niedościgniony. Posyłał piłkę zawsze tam, gdzie przeciwnik tego nie oczekiwał i skąd jego koledzy najłatwiej mogli dojść do pozycji strzałowych. Ukoronowanie jego dobrej gry stanowiły dwie bramki. Pierwsza zdobyta przytomnym strzałem po centrze Jóźwiaka, druga po rzucie rożnym Lukoszczyka i główce Jóźwiaka. Nic dziwnego, że po meczu kibice Polonii wynieśli na rękach z boiska nie tylko „Szymka”, ale również i Trampisza, dziękując im w ten sposób za wielki sukces i rewanż za „podłożenie nogi” Polonii, gdy przed dwoma laty też sięgała po mistrzowski tytuł, a musiała zadowolić się srebrnym medalem.

Na zakończenie parę słów o arbitrze spotkania. Pan Maciarz z Krakowa nie zadowolił nie tylko zwolenników Polonii ale i Górnika. Popełnił on rzeczywiście szereg pomyłek, ale na szczęście nie miały one wpływu na końcowy wynik. Na jego usprawiedliwienie trzeba powiedzieć, że mecz był bardzo ciężki do prowadzenia. Kibice obydwu drużyn wytworzyli nastrój „świętej wojny”, a fatalny stan boiska, olbrzymie kałuże błota i sadzawki wody utrudniały rozeznanie, czy rozmaitego rodzaju karambole były wynikiem fauli, czy po prostu anormalnych warunków terenowych.

Po meczu indagowany przez nas o powód powtórzenia rzutu karnego przeciw Polonii w pierwszej Polowie gry p. Maciarz oświadczył, że Widawski wybiegł za wcześnie ze strefy szesnastu metrów, co, jak wiadomo, jest niezgodne z przepisami.

Tadeusz Bagier, Sport nr 141 z 17 października 1970