17.06.1965 - Stal Rzeszów - Górnik Zabrze 2:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
17 czerwca 1965
1. liga 1964/65, 24. kolejka
Stal Rzeszów 2:2 (0:2) Górnik Zabrze Rzeszów
Sędzia: Mastaj
Widzów: 17 000
HerbStalRzeszow.gif Herb.gif


Domarski 52
Krajczy 81
0:1
0:2
1:2
2:2
Musiałek 35
Słomiany 37 w
Majcher
St. Skiba
Kohut
Dowbecki
R. Skiba
Krajczy
Winiarski (Janiak)
Matysiak
Jan Domarski
Marciniak
Stawarz
SKŁADY Jan Gomola
Waldemar Słomiany
Stanisław Oślizło
Edward Olszówka
Stefan Florenski
Jan Kowalski
Erwin Wilczek
Jerzy Musiałek
Zygfryd Szołtysik
Ernest Pol
Roman Lentner
Trener: Ferenc Farsang

Relacja

Sport

2:0 dla Zabrza nie załamało Stali

W pojedynkach z Górnikiem Stal uzyskiwała na własnym boisku przeważnie dobre rezultaty, toteż cały Rzeszów wierzył, że szczególnie w tym pojedynku podopieczni trenera Trampisza pokuszą się o zdobycie tak bardzo im potrzebnych dwóch punktów. Przez pierwszych 20 minut wydawało się, że gospodarze osiągną zamierzony cel. Jedenastka w niebieskich dresach atakowała bardzo groźnie. Ruchliwy jak żywe srebro Krajczy umiejętnie rozgrywał, wypuszczał w bój skrzydłowych, wystawiał idealne piłki Domarskiemu, a mimo to górnicy nie stracili bramki. W tym okresie wprost znakomicie grał Oślizło. Wyczuwał intencje przeciwników, znajdował się zawsze tam, gdzie groziło największe niebezpieczeństwo. Kilkakrotnie dosłownie w ostatniej chwili zebrał piłkę z nogi napastnikom stalowców. W 16 minucie zmienił kierunek jej lotu, ratując przed niechybną bramką. Punktem zwrotnym meczu była 35 minuta. Obrona Stali, a szczególnie Dowbecki, który spisywał się dotąd bez zarzutu popełniła błąd, natychmiast wykorzystany przez Musiałka. Strzał był nie do obrony. W dwie minuty później obiektywna publiczność rzeszowska złożyła ręce do oklasków, chociaż bramkę uzyskali górnicy. Słomiany oddał z wolnego z 25 metrów fantastyczną bombę i piłka wylądowała w górnym rogu bramki. Majcher nawet nie drgnął. Zdeprymowani takim obrotem sprawy stalowcy zaczęli popełniać seryjne błędy. W 41 i 43 minucie Szołtysik i Wilczek znaleźli się sam na sam z Majchrem. Pierwszy strzelił jednak prosto w ręce bramkarza, zaś Wilczek trafił w poprzeczkę.

Po zmianie stron górnicy popełnili niewybaczalny błąd. Zwolnili całkowicie tempo i oddali inicjatywę stalowcom. W 52 minucie w zamieszaniu padła pierwsza bramka dla gospodarzy i odtąd raz po raz na przed polu górników powstawały groźne sytuacje. Na 9 minut przed końcem Krajczy ładnie zagrał do Domarskiego, ten oddał mu piłkę i mały łącznik znalazł się na idealnej pozycji. Nie zmarnował wielkiej szansy i ładnym strzałem umieścił piłkę w siatce. Radość na trybunach nie miała granic. Rzeszowianie znowu uwierzyli, że mogą się utrzymać w ekstraklasie.

Stalowcy całkowicie zasłużyli na wynik remisowy. Grali z rzadko spotykaną ambicją, która pozwoliła im zniwelować przewagę techniczną przeciwnika. Trzeba jednak stwierdzić, że mistrz Polski wypadł gorzej, niż w pojedynku z Zagłębiem. Słabo przede wszystkim zagrał atak. Przeprowadzał akcję w zbyt wolnym tempie, tak że przeciwnicy nie mieli kłopotu z ich rozszyfrowaniem. Pol sprawiał wrażenie zmęczonego i rzadko kiedy rozgrywał w swoim stylu. Lentner bał się starć ze zdecydowanie wkraczającymi obrońcami gości, zaś Wilczek i Musiałek walczyli bojaźliwie, marnując wiele dogodnych sytuacji. Jaśniejszym punktem w ataku Górnika był Szołtysik. Niestety, i on w miarę upływu czasu grał coraz słabiej.

Punkt wywieziony z Rzeszowa górnicy mają do zawdzięczenia przede wszystkim Ośliźle. Rozegrał on znakomitą partię, nie popełniając ani jednego błędu. Dzielnie sekundował mu Słomiany. Olszówka po niedawnej kontuzji nie był jeszcze w najlepszej formie. Kilka razy dał się ograć, w wyniku czego na przedpolu Górnika powstawało duże zamieszanie. Nie zachwycili także Floreński i Kowalski. Gomola nie ponosi winy za utratę obu bramek. W kilku wypadkach wykazał on duży talent, broniąc ostre strzały napastników gospodarzy.

W zespole rzeszowskim klasą dla siebie był Krajczy. Pracował on na całej szerokości boiska. Z jego zagrania padła pierwsza bramka, drugą zaś strzelił sam. Obok Krajczego na pochwałę zasługuje jeszcze Kohut, który uprzykrzał życie zarówno Polowi jak i Lentnerowi.

Bernard Gryszczyk, Sport nr 72 z 18 czerwca 1965r