17.10.1965 - Górnik Zabrze - Odra Opole 4:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
17 października 1965
1. liga 1965/66, 11. kolejka
Górnik Zabrze 4:0 (1:0) Odra Opole Zabrze
Sędzia: Edward Ślusarczyk (Kielce)
Widzów: 8 000
Herb.gif HerbOdraOpole.gif
Lubański 6
Lubański 56
Musiałek 65
Lubański 80 k
1:0
2:0
3:0
4:0

Jan Gomola
Waldemar Słomiany
Stanisław Oślizło
Stefan Florenski
Edward Olszówka
Jan Kowalski
Zygfryd Szołtysik
Erwin Wilczek
Włodzimierz Lubański
Ernest Pol (46 Jerzy Musiałek)
Roman Lentner
SKŁADY
Krupa (57 Kondratowicz)
Szczepański
Brejza
Łucyszyn
Zwierzyna
Zaczyński
Jarek
Kot
Urbas
Gajda
Bania

Relacja

Kronika Górnika Zabrze

Czwarte zwycięstwo z rzędu, stosunek bramkowy 13:1 - to wszystko musiało budzić strach kolejnych rywali zabrzańskiej jedenastki. Kibiców w ekstazę wprawił zwłaszcza młody Lubański, który kilka dni wcześniej niemal w pojedynkę pokonał w wyjazdowym spotkaniu czechosłowacką młodzieżówkę. Warto także wspomnieć o gorącym powitaniu na placu gry Pola i Szołtysika, bohaterów zwycięskiego starcia kadry ze Szkocją na słynnym Hampden Park...

Sport

Atak Górnika w „praskim” rytmie

Zabrze. Magnesów w tym spotkaniu było kilka: udział „Szkotów”, których należało przecież w odpowiedni sposób powitać, wizyta sympatycznej jedenastki z Opola, występ Lubańskiego który w Gottwaldovie zasygnalizował powrót do wielkiej formy, oraz perspektywy górników przed meczem z praską Spartą. Na te „obiekty” nastawili widzowie swoje lunety. To co działo się na boisku stanowiło tylko element dekoracyjny powyższych obserwacji. Widzowie znający jakże bogatą historię spotkań zabrzan z Odrą (wczorajsze było siedemnaste) i tym razem spodziewali się wielkich emocji, ale, jak już się rzekło, na mecz niedzielny spoglądali bardziej… docelowo, po i pod kątem Sparty i aktualnych potrzeb reprezentacji.

Zaczniemy od piłkarzy którzy, w Glasgow odnieśli piękny sukces. Pol grał tylko 45 minut, ale grał tak, jakby mu w Szkocji odjęło przynajmniej pięć lat. Był szybki, pomysłowy, najczęściej zatrudniał rezerwowego bramkarza Odry – juniora Krupę. W 8 minucie Ernest posłał na bramkę kapitalną bombę, która jednak błyskawicznie wróciła w pole, gdyż poprzeczki nie mogła przebić. Szołtysik - to osobny rozdział tego spotkania. Pracował za dwóch, wygrywał pojedynki… główkowe, dyrygował atakiem, wracał często w strefę Oślizły i Floreńskiego. „Małemu” nie wiodło się tylko w jednej „konkurencji” – celnych trafieniach. Za to z powodzeniem funkcję tę pełnił Lubański.

Oślizło, rzadko wystawiany na poważniejszą próbę, panował wszechwładnie w sąsiedztwie Gomoli. Z dwójki reprezentantów Odry zabrakło Kornka, poturbowanego w licznych starciach z napastnikami Szkocji. Grał natomiast Szczepański. Właściwie nie grał, tylko z numerem „2” zajmował pozycję prawego obrońcy. O ile jeszcze „Burza” radził sobie nieźle w dublowaniu pozycji prawoskrzydłowego, o tyle blok obronny Odry nie miał z niego większej pociechy. Dla Lentnera nie stanowił prawie żadnej przeszkody, a w pierwszej połowie, kiedy w jego sąsiedztwo zapędzał się również Pol, nie tylko „tracił głowę”, ale wykazywał wszystkie niedostatki: brak zwrotności, refleksu.

Sześciokrotny mistrz Polski pokazał się wczoraj z innej strony: z ochoty do walki, świeżości, doskonałej kondycji. Zabrzanie nie uznawali żadnych przestojów, ulgowej taryfy. Bez przerwy nacierali, a robili to w takim tempie, jakby mecz z Odrą otwierał jesienną rundę, a nie stanowił jeden z ostatnich akordów. Tymi walorami zaskarbili sobie zabrzanie sympatię widzów, zwłaszcza tych, którzy załatwiają już formalności paszportowe przed wyjazdem na pierwszy mecz ze Spartą Praga.

Dobry to prognostyk! Dobry o tyle, że sprawdzają się przepowiednie trenera Giergiela, który zapewniał kilkakrotnie, iż jego podopieczni osiągną szczyt formy na spotkania, na których górnikom najbardziej zależy - na II rundę PKME.

Opolanie wyjechali wczoraj z Zabrza z najniższą porażką, jakiej mogli doznać w spotkaniu, w którym rezerwowi bramkarze bez przerwy drżeli ze strachu. Obawiali się zwłaszcza Lubańskiego. Powrót rekonwalescenta do zespołu raz jeszcze potwierdził jego niepospolity talent i … spore zaległości treningowe. Lubańskiemu brak dawnego wyczucia, często spóźnia się do zagrań kolegów, ale ilekroć znajdzie się bez kontroli, wówczas, w dawnym stylu przedziera wszelkie zasieki obronne i strzela. Właśnie za strzały wystawiliśmy Lubańskiemu tak wysoką notę. Wykorzystał dwie pozycję, jedenastkę wyegzekwował z taką siłą, że żaden bramkarz nie miałby szans nawet dotknięcia piłki. W kilku innych sytuacjach również pokazał się z jak najlepszej strony.

O Szołtysiku już wspominaliśmy. Do poziomu wyborowego duetu dostroił się Musiałek, który zajął miejsce Pola. W drugiej części bardzo aktywny był Lentner, a Wilczkowi również trudno stawiać poważniejsze zarzuty. Kowalski, Oślizło, Olszówka i bezbłędnie interweniujący Gomola, także nie odbiegali od swoich kolegów z przedniej linii. Floreński z pewnością zasłużyłby na wyższą notę, gdyby częściej opuszczał pozycję drugiego stopera i zamieniał się w „normalnego” pomocnika. W Górniku zawiódł jedynie Słomiany. Może nie tyle zawiódł ile jak to się mówi, igrał z ogniem i nawet w poważniejszych momentach pozwalał sobie na nonszalanckie zabawy z piłką.

Opolanie nie mieli wiele do powiedzenia. Trzymali się jeszcze do momentu utraty drugiej bramki fatalnie przepuszczonej przez Krupę, a później całkowicie spasowali. Nawet przesunięcie Jarka do ataku niewiele pomogło. Tylko z Urbasem i Kotem mógł on przeprowadzić groźniejszą akcję. Bania i Gajda nie mieli swojego dnia.

S.P. Sport nr 124(2585) z dnia 18 października 1965