18.10.1967 - Polonia Bytom - Górnik Zabrze 2:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
18 października 1967
1. liga 1967/68, 10. kolejka
Polonia Bytom 2:2 (1:1) Górnik Zabrze Bytom
Sędzia: Józef Różyński (Warszawa)
Widzów: 15 000
HerbPoloniaBytom.gif Herb.gif

Banaś 20

Musiał 80
0:1
1:1
1:2
2:2
Szołtysik 12

Lubański 76

Brol
Bajger
Orzechowski
Winkler
Zygmunt Anczok
Krawczyk
Janik
Musiał
Jan Banaś
Liberda
Marcinkowski
SKŁADY
Hubert Kostka
Rainer Kuchta
Stefan Florenski
Stanisław Oślizło
Henryk Latocha
Alojzy Deja
Alfred Olek
Erwin Wilczek
Włodzimierz Lubański
Zygfryd Szołtysik
Roman Lentner
Trener: Adam Niemiec Trener: Géza Kalocsay


Relacje

Pierwsza sytuacja miała miejsce już w pierwszej minucie, kiedy to Krawczyk wyszedł sam na sam z Kostką. Z początku zabrzanie grali bardzo ostrożnie, jednak ten okres gry w 12. minucie zakończyli bramką Szołtysika. Do wyrównania w 29. minucie doprowadził Jan Banaś, uprzedzając Kostkę i chytrze kierując piłkę do bramki. W tym momencie nic nie wskazywało na to, żeby Górnik miał stracić dwa punkty jednakże na gościach zemściło się to, że po strzeleniu drugiej bramki nie poszli "za ciosem" tylko skomasowali obronę. Trener Kalocsay po meczu był zadowolony z wyniku. Obserwatorzy tego spotkania byli jednak zgodni, że Polonia nie zaprezentowała pełni swoich możliwości, jednakże Górnik tego nie wykorzystał.

Sport

Górnik "nie dostrzegł" osłabienia bytomian

Pojedynki polonistów z Górnikiem toczyły się zawsze pod szyldem „mocarzy” naszej ekstraklasy. Szyldu nie zabrakło również wczoraj, ale spotkanie, którego byliśmy świadkami należało do najsłabszych, jakie w ostatnich kilku latach rozegrali dwaj wielcy przeciwnicy. Początek był nawet obiecujący. Jeszcze kibice dobrze nie za¬pełnili miejsc, kiedy pierwsze spięcie mieliśmy za sobą. 1 min.: Krawczyk sam na sam z Kostką, 4 min.: Lubański po błędzie Orzechowskiego w najbliższym sąsiedztwie Brola. Mogło być w 4 min. 1:1, a było „tylko” 0:0. Kiedy minęła pierwsza fala „wysokiego napięcia” można było dokonać przeglądu jedenastek oraz rozszyfrować wstępne plany batalii. W Górniku miejsce Musiałka zajął Szołtysik, w pomocy oglądaliśmy trójkę: Olek, Deja, Wilczek. W tej samej linii bytomian — Janika, Krawczyka oraz Marcinkowskiego, który rzadko dostosowywał się do roli jaką przydzielił mu numer „11”.

Zabrzanie rozpoczęli z poważną dozą ostrożności. Ale ten okres ,,rekonesansu” zakończył się bramką Szołtysika, który z linii „szesnastki” dobrze nastawił celownik i interwencja Brola była tylko formalnością. Bramka uspokoiła górników. Teraz zaczęli grać w szyku wypisanym na „recepcie" dr Kalocsaia: rozważnie, w środku pola wolno, natomiast w nadarzających się okazjach do riposty — szybko i zdecydowanie. Poloniści chcieli szybko wyrównać nic zdając sobie w ferworze walki sprawy, że drogi do celu prowadzą w głównej mierze przez punkt dyspozycyjny (dru¬gą linię), w którym Krawczyk nie wiedział jakie obowiązki ma spełniać, natomiast pracowici Janik i Marcinkowski częściej szukali okazji do wykazania indywidualnych walorów, aniżeli wypracowywania pozycji kolegom. A ponieważ przerwa w grze zrobiła swoje, Liberda nie był w stanie pokierować mało jeszcze doświadczonymi kolegami.

W 20 min. padło jednak wyrównanie. Po dośrodkowaniu Janika, Banaś uprzedził Kostkę chytrze kierując piłkę do siatki. Bramka ta zrodziła się w środku pola, gdzie Lentner zbyt długo zabawiał się z piłką tracąc ją na rzecz Janika. Później po solowym rajdzie Lubański strzelił obok słupka, a strzał Marcinkowskiego zmierzający w samo okienko został w ostatnim momencie sparowany przez Kostkę.

O tym, pod czyje dyktando rozgrywano pierwszą część spotkania najlepiej „mówiły” chorągiewki. Silny wiatr powabnie wspierał górników. Kilku z nich jednak przy adresowaniu piłek do partnerów i strzałach nie brało „poprawki” i stąd wiele chybionych zamierzeń. W przerwie dr Kalocsai wniósł pewne poprawki do planów taktycznych. 'Teraz on obawiał się podmuchów wiatru. Przesunął więc Kuchtę do środka, Olka na prawą stronę a Osliźle przypadła funkcja „wymiatacza”. Zamurowawszy dostęp do bramki szukali rozstrzygnięcia w błyskawicznych akcjach duetu L-L. Lentner, który nie mógł w pierwszej części zmylić Bajgera rozegrał się na dobre, a Lubiński znany ze skłonności do solówek w kilku wypadkach wykazał pełne zrozumienie dla partnerów. Dwukrotnie przekazał piłki Szołtysikowi i Wilczkowi w sytuacjach, w których dawniej bez namysłu decydował się na strzały. Jego „przygrywki” nie zostały jednak wykorzystane. W 76 minucie Lubański sam wpisał się na listę strzelców. Orzechowski „sprezentował” piłkę Wilczkowi, ten z bliskiej odległości trafił w Brola, a „dobitka” wylądowała w siace.

W tym momencie widzieliśmy już zabrzan bogatszych o dwa punkty. Któż bowiem mógł przypuszczać, że atak, w którym Banaś występował od 10 minuty z poważną kontuzją i unikał każdego starcia, będzie w stanie wyrównać straty. A jednak wyrównał, bo zabrzanie po zdobyciu drugiej bramki nie poszli za ciosem, tylko skomasowali obronę zapominając widocznie o tym, że w tłoku najłatwiej o najprostsze potknięcia. Rzeczywiście wyrównanie było wynikiem poważnego błędu. Piłka po kiksie Dei „przelobowała” Kostkę, odbiła się od poprzeczki wprost na głowę Musiała. Teraz bytomianie nabrali odwagi i końcówka toczyła się pod ich dyktando. Trener Kalocsai mówił po meczu, że remis w zupełności go urządza. Oczywiście wywiezienie punktu z boiska Polonii zawsze zaliczano do poważnych osiągnięć. Wczoraj jednak poloniści wystąpili w garniturze pełnym dziur. Wiedzieli o tym wszyscy oglądając w akcji bytomską młodzież, nie dostrzegli tego tylko zabrzanie, którzy do końca za¬chowali najwyższy szacunek i respekt dla mocno osłabionego przeciwnika. Po meczu powiedzieli:

ADAM NIEMIEC: Miałem tyle kłopotów z wystawieniem druży¬ny na ten mecz, że zapominałem o okazjach, jakie mieliśmy do zdobycia dalszych bramek i remis uważam za nasze poważne osiągnięcie. Wydaje mi się, że górnicy odzyskują formę. Przecież grali już zupełnie popraw¬nie.

DR GEZA KALOCSAI: Kondycyjnie wytrzymaliśmy ten mecz dobrze, co przy tak silnym wietrze nie należało do rzeczy łatwych. Remis w pełni mnie zadowolił. Uważam jednak, że byliśmy bliżsi końcowego sukcesu, a bramki którą w drugiej połowie zdobył Szołtysik, w żadnym wypadku nie zaliczyłbym do „spalonych”.

MICHAŁ MATYAS: Wynik jest sprawiedliwy. Dla mnie najważniejsze, oprócz emocji, których w drugiej połowie nie brakowało, są te spostrzeżenia, które będą miały poważny wpływ na zestawienie reprezentacji na mecz z Rumunią. Jestem bardzo zadowolony z postawy Włodka Lubańskiego. Nie mam pretensji do obydwu bramkarzy aczkolwiek zarówno Kostce, jak i Brolowi przytrafiły się „fuszerki”. Oślizło nie popełnił większych błędów, wraca do formy Anczok, a Szołtysika również nie mogę wykreślić z rejestru kadrowiczów.

Sport, nr 124 z 19 października 1967r.