19.03.1961 - Górnik Zabrze - Zagłębie Sosnowiec 4:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
19 marca 1961 (niedziela), godzina 15:00
1. liga 1961, 1. kolejka
Górnik Zabrze 4:1 (3:0) Zagłębie Sosnowiec Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Tadeusz Buczek (Kielce)
Widzów: 15 000
Herb.gif HerbZaglebieSosnowiec.gif
Jankowski 22
Wilczek 25
Lentner 28
Jankowski 52
1:0
2:0
3:0
4:0
4:1




Uznański 74
Joachim Szołtysek (75 Hubert Kostka)
Antoni Franosz
Stanisław Oślizło
Edward Olszówka
Ginter Gawlik
Jan Kowalski
Jan Pieczka (46 Marian Olejnik)
Erwin Wilczek
Edward Jankowski
Ernest Pol
Roman Lentner
SKŁADY Józef Machnik
Franciszek Skiba
Włodzimierz Śpiewak
Antoni Komoder
Marek (30 Alojzy Fulczyk)
Paweł Jochemczyk
Andrzej Gaik
Ryszard Krawiarz
Czesław Uznański
Roman Bazan
Zbigniew Myga
Trener: Augustyn Dziwisz Trener: Alojzy Sitko

Dodatkowe informacje

  • Według innego źródła bramka dla Zagłębia padła w 65. minucie.

Relacja

Sport

Zabrski kwintet zapowiada sezon ostrego strzelania.

Spotkanie zaczęło się z miejsca atakami Górnika, który usadowił się na polu sosnowiczan i przesiedział tam przez pełnych 45 minut. Bardzo rzadko tylko ukazywała się czerwona plama koszulek Stali poza połową boiska i to chyba tylko po to, by samotnie przegrać pojedynek z którymkolwiek z białych (w tak niewinnym kolorze wystąpili tym razem górnicy). Trudno mi było powiedzieć, kto gra gorzej: obrona czy atak sosnowiecki, ograniczający się całkowicie do statystowania. Jedynie Bazan próbował wnieść trochę życia, ale nie umiał poderwać kolegów do bardziej zdecydowanych akcji.

W tej sytuacji kwestia bramek właściwie nie istniała. Górnik strzelił trzy, mógł zdobyć jeszcze dwie lub i więcej (jednej nie uznano). Gra była całkowicie jednostronna, gdyż goście ograniczali się jedynie do przeszkadzania... samą swoją obecnością w polu.

W czasie przerwy zastanawiano się, czy Górnik dołoży w drugiej części identyczną liczbę bramek czy też... może jeszcze więcej. Rachunek zrobiono tym razem bez... gościa. Górnicy rzeczywiście podwyższyli wynik, ale o skromną jedną bramkę, która była wyłącznym dziełem Jankowskiego i... skończyła się pieśń. Mecz trwa 90 minut, a gospodarzom starczyło sił i zapału tylko na jedną godzinę, toteż Stal korzystając z wolnej ręki postarał się w ostatnich 30 minutach, by otrzymać choćby skromną dodatnią notę w naszej klasyfikacji. Okazało się, że z chwilą, gdy przeciwnik nie przeciwdziała dostatecznie energicznie, sosnowiczan stać nawet na łączone nieźle akcje. Jedna z nich uwieńczona została honorową bramkę zdobytą przez Uznańskiego. Wprawdzie zwolennicy miejscowych przysięgali, że padła ona ze spalonego, ale zapomnieli lub nie wiedzą, że decydujący jest nie moment otrzymania, lecz podania piłki. W chwili, gdy została ona oddana, kierownik napadu Stali nie był spalony, lecz równocześnie wystartował. Jest to zresztą obojętne, gdyż na ocenie obu drużyn tak, jak widzieliśmy je w niedziele niewiele to zaważy.

Górnicy wygrali zasłużenie, widać, że przygotowywali się do sezonu, ale nie na tyle, by w równym tempie przetrzymać do końca. Bierzemy pod uwagę ciężkie boisko, które wymagało zwiększonego wysiłku, szczególnie ze strony bardziej aktywnej drużyny z Zabrza.

Na tle bardzo słabego przeciwnika grali nieźle ze wszystkimi zaletami i wadami, cechującymi ich nie od dzisiaj. A więc wciąż za wiele kombinacji, środkiem przy nieumiejętnym wykorzystaniu skrzydeł. A więc nieopanowanie podań długich tak, by przyniosły one korzyść i dezorganizowały obronę przeciwnika otwierając drogę do bramki.

W okresie godzinnej całkowitej przewagi grali niemal wszyscy dobrze. W napadzie wyróżniał się tym razem Jankowski, bardzo aktywny i pracowity. Nie ustępował u pod względem pracowitości Pohl, który zapomniał jednak, że pilnują go zbyt pieczołowicie, toteż miast dążyć do zdobycia bramki, należało się raczej ograniczyć do roli dyrygenta. Kilka dobrych pozycji strzałowych zostało zaprzepaszczonych. Bardzo równo do końca pracował Wilczek, którego widzieliby chętnie na środku. Kowalski niezły w pomocy przeniesiony na skrzydło wykazywał swą całkowitą przydatność na tej właśnie pozycji, ale niestety był zbyt mało zatrudniony. Lentner nie grał ze zwykłą sobie dynamiką, często wstrzymywał się przed starciem i nie zawsze dochodził do pozycji strzałowej.

W tylnych formacjach wyróżniał się bezsprzecznie Gawlik. Olejnik był mniej widoczny. W obronie Oślizło na ogół dobry, tylko gra głową nie polega na nastawianiu jej. Franosz i Olszówka dawali sobie doskonale radę w okresie pełnej przewagi. Później blok obronny wykazywał już liczne rysy i nie jesteśmy pewni czy dotrzymałby kroku szybszemu przeciwnikowi. Gra Szołtyska nasuwa zastrzeżenia. Kostka zbyt krótko grał, by go ocenić.

Stal prezentowała się przez tak długi okres niemal beznadziejnie, że nawet kilkanaście lepszych minut jej nie rehabilituje. Obrońcy i pomocnicy stali w pierwszej połowie, jak zahipnotyzowani, atak w ogóle nie dochodził do głosu. Wystarczy, jeśli wspomnimy, że pierwszy strzał oddali sosnowiczanie w 48 minucie. W okresie tym wpadała w oko sylwetka Bazana, który starał się wprowadzić jakiś ład, ale nadaremnie. W formacjach defensywnych należałoby może wspomnieć o Jochemczyku.

W ostatniej pół godzinie obraz nabrał kolorytu. Krawiarza, Gaika i Mygę stać było wówczas na więcej niż widziało się do tej pory. Uznański nie jest w formie z czasów swej reprezentacyjnej świetności. Stal w całości rozczarowała, zaczekajmy jednak, jak przedstawi się w przyszłości.

Tadeusz Maliszewski, Sport nr 33, 20 marca 1961