19.04.1959 - Gwardia Warszawa - Górnik Zabrze 2:3

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
19 kwietnia 1959
1.liga 1959, 5. kolejka
Gwardia Warszawa 2:3 (2:0) Górnik Zabrze Warszawa, Stadion Dziesięciolecia
Sędzia: Fronczyk
Widzów: 5 000
HerbGwardiaWarszawa.gif Herb.gif
Hachorek 21
Hachorek 31
1:0
2:0
2:1
2:2
2:3


Lentner 49
Fojcik 51
Kowal 69
(1-3-2-5)
Tomasz Stefaniszyn
Wojciech Woźniak
Zdzisław Maruszkiewicz (5, Zbigniew Morawa)
Wojciech Hodyra
Marek Piotrowski
Waldemar Wudarczyk
Jan Gawroński
Ryszard Flak
Stanisław Hachorek
Zbigniew Szarzyński
Krzysztof Baszkiewicz
SKŁADY (1-3-2-5)
Józef Kaczmarczyk
Antoni Franosz
Stefan Florenski
Henryk Czech
Ginter Gawlik
Marian Olejnik (5. Jan Kowalski)
Ernest Pol
Edward Jankowski
Manfred Fojcik
Edmund Kowal
Roman Lentner
Trener: Tadeusz Foryś Trener: Janos Steiner

Relacja

Sport

Gwardziści za wcześnie osiedli na laurach

Warszawa. Zawody odbyły się w nieprzyjemnych warunkach atmosferycznych, przy stałym deszczu i śliskim boisku. Wydawać się mogło, że będzie ono lepiej odpowiadało technikom z Zabrza.

Zaczęli oni też grę obiecująco, ale był to słomiany ogień. Akcjom brak był zdecydowania i wykończenia. Napastnicy w korzystnych sytuacjach zamiast strzelać, oddawali piłkę do tyłu i tak długo marudzili aż jakaś noga gwardyjska kładła kres tej zabawie.

W przeciwieństwie do górników, gwardziści będą jeszcze w pełni sił, szybkimi, zdecydowanymi atakami szybko uwolnili się z nacisku. Gwardia w tym okresie zademonstrowała jedynie racjonalną nowoczesną metodę gry polegającą na podaniach bez przetrzymywania piłki i marudzenia. Inna rzecz, że warszawianie grając wciąż jeszcze w mocno ,,rozwodnionym” składzie osiągali efekt nadmiernym wysiłkiem biegowym, co odbiło się po przerwie, kiedy wyraźnie opadli z sił i oddali inicjatywę całkowicie przeciwnikowi.

Ale i w tym okresie były momenty świadczące o tym, który system jest bardziej korzystny. Mimo że Gwardia była wyraźnie w defensywie kilkakrotne nagłe jej wypady były co najmniej tak groźne jak falowe ataki górnicze.

Jeszcze jedna była przyczyna wyraźnego obniżenia się siły bojowej miejscowych. Maruszkiewicza zastąpił na kilka minut przed przerwą Woźniak, którego pozycję zajął Morawa. I tu właśnie powstał najbardziej newralgiczny punkt. Lentner, który nie bardzo jakoś błyszczał w pierwszej części gry, po przerwie raz po raz rwał do przodu, łatwo przechodząc Morawę i stwarzając główne zarzewie niebezpieczeństwa.

W napadzie gości musimy pochwalić za równą grę przez pełnych 90 min. ofiarnego Fojcika. Szkoda tylko, że koledzy nie dostrzegali go często, gdy znajdował się w korzystnej pozycji. Pohl rozpoczął grę z wielkim animuszem, później jakoś się zniechęcił, gdyż Hodyra nie chciał ułatwić mu życia. Słabiej wypadł Jankowski, a Kowal jak zwykle denerwował swym kunktatorstwem i sztuczkami.

W całości atakowi Górnika brak było dynamiki i odwagi strzeleckiej, toteż zmarnowano wiele obiecujących sytuacji.

W pomocy gra Gawlika nie była równa. Uderzały niecelne podania. Olejnik grał tylko pół meczu i był na ogół produktywny. Zastąpił go Kowalski, zapowiadający się zupełnie dobrze.

Formacja obronna grałą bardzo chaotycznie. Indywidualne dobre momenty miał Floreńskiem ale w sumie nie umiano należycie kryć. Koncentrowano uwagę bardziej na piłce, niż blokowaniu przeciwników. Kaczmarczyk obronił przytomnie i pewnie szereg ostrych strzałów. W jednym przypadku przyszłą mu z pomocą poprzeczka. Druga bramka wynikałą z winy Floreńskiego, który podał piłkę niefortunnie do tyłu.

Gwardia grała dobrze przez 45 minut. Później poważne luki w szeregach warszawskich odbiły się na całości. Atak był zawsze groźny. Mózgiem jego i dyrygentem był Szarzyński. Baszkiewicz walczył ambitnie, nie oszczędzał się i spełnił swoje zadanie. Mało widziało się Flaka. Hachorek przed przerwą bardzo ruchliwy i bramkostrzelny. Gawroński niezbyt widoczny. Bardzo słabo grała pomoc. W obronie wyróżniali się Hodyra i Maruszkiewicz, którego nie potrafił zastąpić Woźniak. Morawa bardzo słaby. Stefaniszyn nie był bez winy.

Zawody prowadził zadowalająco sędzia Fronczyk. Widzów z powodu złej pogody ok. 5.000.

(t.m), Sport nr 46 Katowice, poniedziałek 20 kwietnia 1959 r.

Przegląd Sportowy

Górnik Zabrze wygrywa 3:2, chociaż Gwardia prowadziła do przerwy 2:0

Pozycja stopera odgrywa pierwszorzędną rolę w drużynie. Na przykładzie Gwardii było to w niedzielę aż nadto widoczne. Harpagony, mimo poważnego osłabienia brakiem kilku zawodników oraz grą do przerwy pod wiatr, prowadzili przez pierwsze 45 min. 2:0. Ale wówczas... na pozycji środkowego obrońcy grał “wujek” Maruszkiewicz. Jego osoba działała w sposób niezwykle deprymujący na rojący się od reprezentacyjnych nazwisk, napad Górnika. Zabrzanie grali w linii ofensywnej tak, jak życzył sobie “urzekający” ich Maruszkiewicz. Zabawiali się w dziesiątki niepotrzebnych kombinacji na środku pola, zupełnie też niespodziewanie podnosili piłkę do góry ułatwiając znacznie rolę gwardyjskiemu olbrzymowi. A że w napadzie pełną parą pracowali Hachorek i Szarzyński oraz pozostali ich koledzy, przebieg spotkania przybrał zupełnie niespodziewany obraz dla pewnych siebie zabrskich górników. Po dziesięciu minutach nieudanych ataków gości, do głosu coraz częściej zaczęła dochodzić Gwardia. Jej ataki były może nieco rzadsze, niż górników rozgrywających akcje na stojąco, ale o całe niebo groźniejsze. Zanim w 20 min. Hachorek zdobył dla Gwardii prowadzenie bramkarz Górnika, Kaczmarczyk, dwukrotnie znalazł się w groźnej sytuacji. W 6min. Hachorek po solowym przeboju strzelił z kilku metrów wprost w ręce bramkarza, a w 3min. później Baszkiewicz po ograniu kilku przeciwników i wyjściu w czystą sytuację strzałową, dał się w ostatniej chwili ubiec wybiegającemu z bramki Kaczmarczykowi.

Gwardzistom nie dopisało również szczęście w 18 min. gry, kiedy to Baszkiewicz z Szarzyńskim rozegrali na lewej stronie popisową akcję, po której przy piłce znalazł się wybiegający na pozycję Gawroński. Pudło prawoskrzydłowego było nie do wybaczenia. Strzelił z kilku metrów obok słupka.

Groźne choć nieudane wypady gwardzistów, nie doprowadziły do opamiętania w dalszym ciągu grających “sobie a muzom” piłkarzy Górnika. Z poczynań Ernesta Pohla odnosiło się wrażenie, że na grze zwycięstwie niewiele mu zależy. Lentner po kilku ostrzejszych wejściach obrońców unikał “kontaktów” z Woźniakiem, a Kowal kiwał się z własnym cieniem. W napadzie zabrzan pełną ofiarnością i szybkością imponował tylko niezmordowany Fojcik.

W 20min. zaczęła się wspaniała era dla Gwardi. Zbyszek Szarzyński zdecydował się na strzał daleko zza pola karnego Defensywa i bramkarz Górnika byli zupełnie zaskoczeni. Piłka odbiła się jednak o spojenia słupka z poprzeczką i wróciła w pole. Skamieniała obrona gości nie potrafiła zażegnać niebezpieczeństwa. Do piłki wyskoczył na lewą stronę prawy łącznik Flak, scentrował do środka, a Hachorek skierował ją do siatki.

Skostniała dotychczas z ogromnego zimna publiczność ożywiła się, dopingując gwardzistów. A ci grają chwilami, jak za swych najlepszych czasów, nie zwracając zupełnie uwagi, że przeciwko nim gra sam Górnik Zabrze.

W 28min. prawą stroną ucieka Floreńskiemu Hachorek. Centra jest udana. Nie są jej w stanie przejąć zabrscy obrońcy, ani wybiegający z bramki Kaczmarczyk w sytuacji bez trudu odbiera piłką Baszkiewicz. Wszystkim wydawał się, że nie będzie miał najmniejszych trudności ze skierowaniem jej do opuszczonej bramki. Niestety mierzony strzał przeszedł tuż ponad poprzeczką.

Górnik w dalszym ciągu nie może wpaść w rytm ataku. Szybkość i przebojowość gwardzistów niwelują zupełnie ich lepsze wyszkolenie techniczne i większą swobodę w operowaniu piłką. Te atuty jednak na Gwardię w tym okresie gry nie wystarczają.

W 31 min. napór gwardzistów był tak duży, że stracił wówczas głowę lewy obrońca Górnika - Czech. Chcąc zażegnać sytuacje, podał piłkę do własnego bramkarza, anie nie dostrzegł, że obok niego znajduje się gwardzista. Do podania Czecha wystartował Hachorek i bez najmniejszego trudu strzelił dla Gwardii drugą bramkę.

Tuż przed zmianą stron, każda z drużyn dokonała zmian w zespole. Na miejsce Maruszkiewicza, któremu odnowiła się kontuzja kolana wszedł Morawa, a w Górniku Olejnika (chyba nie kontuzjowanego) zastąpił Kowalski. Absencja Maruszkiewicza zmusiła gospodarzy do przegrupowania obrońców. Woźniak przeszedł teraz na pozycję stopera, a jego miejsce zajął Morawa.

W ostatnich minutach przed przerwą nie widać było skutków tych zmian. Łatwo dostrzegalne stały się one wraz z pierwszym gwizdkiem po przerwie. Na zabrski napad przestał już działać “mit” Maruszkiewicza. Na bramkę Stefaniszyna sunie teraz atak za atakiem. Rolę głównego przebojowca przejął na siebie lewoskrzydłowy Lentner, który bez najmniejszego trudu ogrywał słabiutkiego Morawę.

W 48 min. jest już 2:1. Lentner po solowej akcji na lewej stronie, niezbyt silnie strzela. Piłka dotyka po drodze grającego na stoperze Woźniaka i wpada do siatki. Za kilka minut Fojcik wyrównał na 2:2, po centrze Pohla.

Mało rutynowana defensywa Gwardii nie może odzyskać równowagi. Na boisku widać teraz tylko jedną drużynę - Górnika Zabrze. Zdobycie przez niego zwycięskiej bramki wydaje się być tylko kwestią czasu.

Tak jest w rzeczywistości. W 68 min. mało zdecydowani obrońcy Gwardii pozwalają wolnemu Kowalowi na oddanie celnego strzału, który przy odrobinie zdecydowania i szybkiej orientacji nie powinien znaleźć się w siatce. Tak więc wygrał Górnik 3:2, choć do przerwy prowadzili gwardziści 2:0

Po tej bramce Górnik znów spoczął na laurach, zwracając baczniejszą uwagę raczej na utrzymanie dotychczasowego staniu posiadania, aniżeli na wzbogacenie dorobku bramkowego choć to było zupełnie możliwe. Zwolnione tempo Górnika ułatwiło atakowi Gwardii przeprowadzenie kilku groźnych akcji, niestety - wszystkie były pozbawione wiary w powodzenie.

Zwycięstwo Górnika jest jak najbardziej zasłużone. Był on w przekroju całego meczu drużyną lepszą, bardziej wyrównaną, dysponującą znacznie wyższym wyszkoleniem technicznym. Bezsprzecznie najlepszym zawodnikiem w zwycięskiej drużynie był lewoskrzydłowy Lentner, nie mający po przerwie równego sobie piłkarza na boisku. Poza nim za ofiarność i skuteczność wyróżnić należy Fojcika.

Gwardię trudno jest ocenić. Do przerwy grała zupełnie dobrze (a zwłaszcza lewa strona ataku Szarzyński - Baszkiewicz i Hachorek), ale po zmianie nie stanowiła ona kolektywu, zasługującego na miano I-ligowca. Odnieśliśmy wrażenie, żę dopóki Gwardia nie załata luki na stoperze po kontuzjowanym Maruszkiewiczu, o sukces w dalszych rozgrywkach ligowych będzie jej bardzo, bardzo trudno.

J. Lechowski, Przegląd Sportowy nr 61, 20 kwietnia 1959

Linki zewnętrzne