19.09.1959 - Górnik Zabrze - ŁKS Łódź 2:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
19 września 1959
1. liga 1959, 18. kolejka
Górnik Zabrze 2:1 (2:1) ŁKS Łódź Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Franciszek Hołyst (Warszawa)
Widzów: 20 000
Herb.gif HerbLKSLodz.gif

Lentner 22
Wilczek 31
0:1
1:1
2:1
Soporek 9
Joachim Szołtysek
Antoni Franosz
Stefan Florenski
Henryk Hajduk
Ginter Gawlik
Marian Olejnik
Jan Kowalski (Henryk Szalecki)
Erwin Wilczek
Edmund Kowal
Ernest Pol
Roman Lentner
SKŁADY Bem
Szczepański
Wlazły
Stusio
Soporek
Sarna
Jezierski
Sass
Szymborski
Wieteski
Kowalec
Trener: Janos Steiner

Relacja

Przegląd Sportowy

Górnik wygrywa 2:1. Wielki mecz Soporka.

Atmosfera sporego zdenerwowania panowała przed tym meczem w szatni zabrzan. Piłkarze lubią jednak być przesądni, często poddają się „urokowi” metafizyki. To nic, że Górnik kroczył ostatnio od zwycięstwa do zwycięstwa, natomiast ŁKS przeżywał poważny kryzys, którego szczytowy punkt wypadł akurat w Luksemburgu. Ale Górnik Zabrze ani razu jeszcze nie wygrał z ŁKS! Świadomość tego faktu bardzo właśnie denerwowała piłkarzy lidera tabeli. Wyszli oni na boisko mocno roztrzęsieni, nie rozpoczynając spotkania z tak charakterystycznym dla nich impetem od pierwszego gwizdka.

Nie jesteśmy wyznawcami metafizyki i bardziej przemawiają do nas fakty. Obecnie Zabrze posiada silniejszą jedenastkę piłkarską niż Łódź, i chyba najzupełniej zasłużenie przejmie od stolicy włókniarzy mistrzowską koronę. Ale coś jednak z tej „metafizyki” jest: ŁKS umie rzeczywiście grać z Górnikiem, potrafi zawsze w spotkaniu z drużyną zabrską zdobyć się na grę, jeśli nie dobrą to przynajmniej skuteczną.

Gdy ogłaszano skład jedenastki łódzkiej, z którego wynikało, że Soporek wystąpi na prawej pomocy, było jasne, że łodzianie wybiegną na boisko z wyraźnym nastawieniem taktycznym. Soporka oddelegowano do starannego krycia najniebezpieczniejszego strzelca ligi, Ernesta Pohla. Można było sądzić zatem, że ŁKS decyduje się już z góry na taktykę defensywną. Że tak w praktyce nie było, to zasługa Soporka, który znalazł tyle sił, by pracować niestrudzenie w defensywie, ale równocześnie włączać się z dużym powodzeniem do akcji własnego napadu.

Soporek był najlepszym piłkarzem na boisku. Pohla, zaszachował bezpardonowo, wyłączając go niemal całkowicie z gry. Mało tego, Soporek był także często ostatnią instancją broniącą napastnikom gospodarzy dostępu na pole karne. Mało tego, strzelił piękną bramkę. W takiej formie i kondycji byłby chyba Soporek najlepszym w kraju pomocnikiem.

Górnik nie rozpoczął meczu (jak to się już wyżej rzekło) z wrodzonym impetem. Zaczął nerwowo, jakoś bojaźliwie. Wprawdzie w 7 min. Przeprowadził bardzo ładna akcję zakończona strzałem Pohla prosto w ręce bramkarza łodzian, to nie jednak nie była ona wynikiem jakiejś przewagi.

Goście poczynali sobie nadspodziewanie odważnie i w 9 min. Zdobyli rzut rożny. Miękkie dośrodkowanie Soporek bardzo piękną i bezbłędnie obliczoną główką skierował do siatki. W 9 min. meczu ŁKS prowadzi więc 1:0! Na widowni konsternacja. Czy rzeczywiście jakieś żelazne prawo serii? Czy ŁKS ma monopol na odnoszenie zwycięstw lub w najgorszym razie remisowanie z jedenastką z Zabrza? Gra jest w dalszym ciągu nerwowa i chaotyczna. Akcjom górników daleko do pomysłowości jaką widzieliśmy chociażby tydzień temu w Bytomiu. Soporek błyszczy na boisku. Ze zwinnością akrobaty wyskakuje nieraz do górnych piłek, by wybić je nożycami spod własnej bramki.

Trzeba było dopiero ładnej, zaskakującej i sprytnej akcji napastników Górnika, aby padło wyrównanie. Stało to się w 22 min. Pohl zmylił Bema tym, że markując strzał przepuścił piłkę do Lentnera, a ten strzelił płasko w przeciwległy róg. Górnicy otrząsnęli się teraz z nieprzyjemnego uczucia grania z „minusową” bramką i ruszyli do natarcia.

W 9 min. później ustalony został, jak się później okazało, wynik meczu. Wlazły trochę bawił się z piłką i w rezultacie przyjął ją Lentner, a potem ratując sytuację stoper gości sfaulował lewoskrzydłowego Górników. Bardzo sprytnie bity przez Pohla rzut wolny dotarł pod nogi Wilczka, który strzelił bezbłędnie. Tuż przed przerwą sfaulowany został przez Stusia prawoskrzydłowy gospodarzy Kowalski, który dograł wprawdzie do 45 minuty, jednak w czasie pauzy musiał zostać zastąpiony przez Szaleckiego, co bynajmniej nie stanowiło wzmocnienia.

Jeżeli już do przerwy zanotowaliśmy kilka dość istotnych pomyłek sędziowskich, to po zmianie stron sędziowanie jeszcze się pogorszyło. W 48 min. sędzia nie uznał bramki zdobytej przez Wilczka, chociaż piłkarz Górników otrzymał piłkę od przeciwnika, a zatem nie było wtedy spalonego. Poza tym sędzia zaczął się gubić w ocenie fauli, których było na tym meczu bardzo dużo. Nie ulega dwóch zdań, że trójka sędziowska nie miała dobrego dnia i z tego powodu spotkanie dobiegło końca w dość nerwowej atmosferze i na boisku i na widowni.

Po przerwie gra była wyrównana, ŁKS miał nawet klika pozycji do zdobycia bramek. Od 75 min. do 83 min. Górnik przeżywał dość ciężkie chwile, bowiem grał w dziesiątkę. Z boiska zszedł na 8 minut Lentner, który doznał kontuzji.

Ostatecznie widownia i piłkarze Górnika przyjęli z ulga końcowy gwizdek sędziego. Lider tabeli nie rozegrał najlepszego meczu, to fakt. W ataku najlepszy był jeszcze młody Wilczek, natomiast jego bardziej renomowani koledzy Pohl, Kowal i Lentner nie byli specjalnie widoczni.

Spotkanie było ładne, a i wynik pozostawał aż do ostatniej minuty w niepewności. Szołtysek, Floreński, Olejnik i Wilczek oto najlepsi gracze Górnika. Debiuty Lentnera i Gawlika po kontuzjach nie wypadły imponująco.

W ŁKS, w cieniu Soporka podobali się jeszcze Szczepański, Stusio i Sarna.

Zbigniew Dutkowski, Przegląd Sportowy nr 169, 20 września 1959 r.

Linki zewnętrzne