19.10.1958 - Wisła Kraków - Górnik Zabrze 3:3

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
19 października 1958 (niedziela)
1. liga 1958, 21. kolejka
Wisła Kraków 3:3 (1:1) Górnik Zabrze Kraków
Sędzia: Antoni Gorączniak (Poznań)
Widzów: 20 000
HerbWislaKrakow.gif Herb.gif

Machowski 37 k


Machowski 81 k
Adamczyk 86
0:1
1:1
1:2
1:3
2:3
3:3
Jankowski 35

Lentner 59
Jankowski 66
Bronisław Leśniak
Leszek Snopkowski
Władysław Kawula
Ryszard Budka
Adam Michel
Marian Morek
Marian Machowski
Kazimierz Kościelny
Stanisław Adamczyk
Antoni Rogoza
Józef Maniecki
SKŁADY Józef Kaczmarczyk
Antoni Franosz
Stefan Florenski
Henryk Hajduk
Ginter Gawlik
Marian Olejnik
Ernest Pol
Edward Jankowski
Roman Lentner
Edmund Kowal
Henryk Czech
Trener: Josef Kuchynka Trener: Zoltán Opata

Dodatkowe informacje

  • Rzuty karne dla Wisły podyktowane za zagrania piłki ręką przez Franosza i Florenskiego.

Relacja

Sport

>>Hampden Roar<< w krakowskim wydaniu dopomógł czerwonym 3:3 (1:1)

Kraków (tel. wł.). Dwie bramki zdobyte z rzutów karnych, stanowią najlepszy miernik niskiej wartości linii ofensywnej Wisły. Napad krakowski stosuje tzw. ,,małą grę” w najmniej do tego celu nadających się okolicznościach tj. w pobliżu bramki przeciwnika i dlatego traci wiele dogodnych szans. W ogóle Górnik i Wisłą tym się różniły od siebie, że siła zabrzan leżałą w ich ataku., natomiast gospodarze mieli dobrze scementowany blok defensywny. Pojedynek Jankowskiego, Pohla i Lentnera z defensywą Wisły tworzył widowisko bardzo interesujące, jakkolwiek w drugiej połowie, ani poziom, ani tempo gry nie mogły nikogo wprawić w zachwyt.

Nie brakło natomiast w tym meczu mocnych przeżyć. Oto o tej samej minucie, w której górnicy przez Jankowskiego zdobyli prowadzenie, piłka po natychmiastowym kontrataku i główce Rogoży znalazła się w bramce Kaczmarczyka, ale Franosz zdążył jeszcze w ostatniej chwili uratować sytuację. W dwie minuty później Franosz zawinił rękę na polu karnym, a podyktowaną jedenastkę zamienił Machowski na wyrównującą bramkę. Za chwile Adamczyk znalazł się z piłką sam na sam przed Kaczmarczykiem, jednak zaawizował kierunek strzału i umożliwił bramkarzowi skuteczną interwencję.

Po przerwie Górnik z miejsca ziął się do roboty i przez pół godziny był suwerennym władcą na boisku. Napad Wisły, nie potrafiąc się w tym okresie utrzymać przy sobie piłki, zwalił ciężar gry na barki swojej defensywy. Broniła się ona długo – jednak kapitalne zagrania Jankowskiego i Lentnera otworzyły górnikom drogę do sytuacji, w których strzelenie bramki stało się już formalnością. Zaskakująca była przy tym nie tyle bierność, ile brak rozsądnej myśli w grze defensorów Wisły.

Kiedy wydawało się, że trzecia bramka do reszty pognębi gospodarzy w drużynie czerwonych bojowy duch nieoczekiwanie odezwał się. Ojcem remisowego wyniku, który w tych warunkach jest zwycięstwem Wisły, stał się pomocnik Michel. Zdenerwowany nieudolnością Rogoży i Kościelnego zdobył się na strzał, którego mogliby mu pozazdrościć najlepszi bombardierzy. Piłka minęła Kaczmarczyka , a wtedy Floreński uciekł się do ostatniej ,,deski ratunku” i zagrodził jej rękami drogę do siatki. Takiej szansy, jak rzut karny, nie przegapił już Machowski, a kiedy na tablicy wynikowej pod napisem ,,Wisła” wywieszono dwójkę, 20 tys. widzów nie szczędziło gardeł, by zachęcić swoich do jak największego wysiłku. Ten solidarny wysiłek drużyny i widowni dał rezultat. Na 4 min. przed końcem Wisła zdobyła wyrównanie, a w końcowych sekundach była nawet o krok od uzyskania zwycięskiej bramki.

(M. Sz.), Sport nr 126 Katowice, 20 października 1958

Przegląd Sportowy

Wisła "paliła się" ze szczęścia po remisie z Górnikiem.

Plan minimum stawiał Wiśle za zadanie zdobycie jednego punktu w dwóch ostatnich meczach mistrzowskich na swoim boisku. Plan ten wykonała Wisła już w meczu przeciwko Górnikowi — i wydaje się — że może ze spokojom oczekiwać rozstrzygnięć na dole tabeli. Równocześnie Wisła zdołała odzyskać sympatię i zaufanie tysięcy swoich zwolenników którym zgotowała nie lada niespodziankę. Podobnie jak świetny wirtuoz na koniec koncertu potrafi zachować najmocniejsze akordy, tak piłkarze białej gwiazdy oczarowali widzów i wzruszyli ich do łez w ostatnich minutach spotkania. Pod tym względem wiślacy przywiedli żywo na pamięć swój mecz przeciwko Ruchowi, kiedy to od stanu 1:4 wyciągnęli na 4:4. Wtedy jednak zryw nastąpił o wiele wcześniej - tym razem zaś na 9 minut przed końcowym gwizdkiem sędziego. Górnik prowadził bowiem w 61 minucie gry 3:1, a z tego co działo się na boisku wynikało, że raczej padnie dalsza bramka dla zabrzan, niż ze Kaczmarczyk wyjmie piłkę z siatki. Nagle Maniewski odstąpił od „zasady” rozgrywania piłki na skraju boiska i wdawanie się w pojedynki z ostro wkraczającymi obrońcami Górnika i posłał przed nadbiegającym Franoszem piłkę do środka. Tam Hajduk wybił ja krótko w pole. Dopadł jej Michel i bez sekundy zwłoki rąbnął wolejem na bramkę Górnika. Kaczmarczyk zaskoczony takim obrotem sprawy i przygotowany raczej na strzał z lewej strony był już zupełnie bez radny, natomiast za jego plecami wyrósł jeszcze Floreński, któremu nie pozostało nic innego jak zabawić się w bramkarza i sparować strzał rękami. Oczywiście — karny. Po raz drugi w tym meczu pewnie wykorzystany przez Machowskiego i... Wisła zbliża się do — wydawało się — pewnego już zwycięzcy spotkania, na odległość jednej bramki. Wówczas to gospodarze zdobywają się na nadludzki wprost wysiłek. Dopinguje ich cały stadion. Krakowianie zamykają przeciwnika jak w kleszczach na jego polu bramkowym. Rutyniarze tej klasy co Gawlik, Floreński, Olejnik tracą głowę. Żaden z nich nie potrafi zdobyć się na oswobadzający wykop. Obrońcy Wisły stoją już na połowie boiska i ekspediują każdą piłkę pod bramkę Kaczmarczyka. I znów od Maniewskiego zaczyna się akcja, która w końcowym wyniku nie wyłoniła zwycięzcy tego meczu. Do płaskiej centry lewoskrzydłowego Wisły, padającej o kilka kroków od bramki Górnika dochodzi Rogoża. Pudłuje jednak. O 2 kroki za Rogożą znajduje się Adamczyk. Ten dopada jeszcze piłki i z bliskiej odległości ładuje ją do siatki. Dajcie mi teraz talent Homera, bym mógł opisać co się dzieje na stadionie. Stadion aż ochrypł od okrzyków, dopingów i wiwatów. Ktoś manifestuje swoje gorące uczucia dla drużyny krakowskiej, zapaloną z gazety pochodnią inni go naśladują. W jasny dzień płoną na stadionie zaimprowizowane znicze. Stadion dopinguje Wisłę do rozstrzygnięcia meczu na swoją korzyść. Defensywa Górnika nie ma ani chwili wytchnienia. Końcowy gwizdek sędziego zastaje piłkę na punkcie rożnym, skąd Maniewski miał egzekwować 12-ty z rzędu korner dla swych barw. Za ambitny wysiłek w końcowych minutach spotkania i za równorzędną grę w I połowie zasłużyła Wisła rzetelnie na wynik remisowy, jakkolwiek górnicy pod względem wyszkolenia technicznego, pomysłowości w grze i wyrównania zespołu, przedstawiali dla niej... niedościgniony ideał. W jedenastce gospodarzy na najwyższe noty zasłużyli — Michel, Snopkowski, Budka i Machowski, natomiast w Górniku - Jankowski, Lentner, Pohl, Gawlik i Floreński.

Przegląd Sportowy nr 167, 20 października 1958

Linki zewnętrzne