20.09.1967 - Górnik Zabrze - Djurgårdens IF 3:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
20 września 1967 (środa)
PEMK 1967/68, 1/16 finału
Górnik Zabrze 3:0 (1:0) Djurgårdens IF Chorzów, Stadion Śląski
Sędzia: Rudi Glöckner (NRD)
Widzów: 35 665
Herb.gif HerbDjurgardensIF.gif
Lubański 41
Lubański 86 g
Lentner 88
1:0
2:0
3:0
Hubert Kostka
Alfred Olek
Stanisław Oślizło
Stefan Florenski
Henryk Latocha
Erwin Wilczek
Zygfryd Szołtysik
Hubert Skowronek
Jerzy Musiałek
Włodzimierz Lubański
Roman Lentner
SKŁADY Willy Gummesson
Björn Jonsson
Inge Karlsson
Mats Karlsson
Sven Lindman
Roland Magnusson
Peder Persson
Ronney Pettersson
Jan-Erik Sjöberg
Jan Svensson
Kay Wiestål
Trener: Géza Kalocsay

Dodatkowe informacje

  • Według innego źródła widzów ok. 45 000.
  • Brak informacji o ewentualnych zmianach w drużynie szwedzkiej.

Relacja

Program meczowy.

Kronika Górnika Zabrze

Mistrz Polski stanął przed ambitną próbą rehabilitacji naszego futbolu, bowiem od 12 lat powtarzała się historia, że mimo wielkich nadziei, będąc o krok od przysłowiowych bram raju, zawsze zdarzyło się coś, co nie pozwalało na ich otwarcie: pech, brak odrobiny szczęścia, mimo kwalifikacji przewyższających niektórych ćwierćfinalistów. Liczono, że w tej edycji obejdzie się bez zdekompletowania zespołu, rzucania przez arbitra monetą, co uniemożliwi polskiemu reprezentantowi zrealizowanie najwyższych ambicji. Stająca po raz szósty z kolei w szranki rozgrywek Pucharu Mistrzów zabrzańska drużyna zrehabilitować się również miała za kompromitującą porażkę reprezentacji z Francją. Optymizmu dodawał fakt, że w rozgrywkach Intertoto tego lata, Djurgårdens IF przegrał z Wackerem Innsbruck 0:8, a z Zagłębiem w Sosnowcu 1:4.

Co ciekawe, do meczu mogło nie dojść. Zamiast do Chorzowa działacze Djurgårdens IF wyekspediowali swój zespół do Warszawy. Mimo licznych wskazówek i listów Górnika o możliwościach dotarcia do Chorzowa, Szwedzi nie przybyli do Katowic oczekiwanym samolotem, ani też żadnych z pociągów z Warszawy. Okazało się wkrótce, że Szwedzi wylądowali na Okęciu w Warszawie, ale na dalszą podróż nie mieli pieniędzy. Według przepisów UEFA w PKME, drużyna przyjezdna pokrywała koszty podróży na miejsce spotkania. Górnik mógł więc zostawić Szwedów na lotnisku i wygrać mecz walkowerem 2:0. Kierownictwo drużyny Górnika wykazało jednak staropolską gościnność. Wysłano bowiem natychmiast do Warszawy klubowy autobus, który przywiózł Szwedów późną nocą przed samym meczem. Szwedzi miast podziękować, czy wyrównać koszty podroży, byli szczerze oburzeni, że Chorzów... nie jest dzielnicą Warszawy!

Do końca meczu pozostawało już niespełna 10 minut, a na tablicy wyników Stadionu Śląskiego w Chorzowie figurowało wciąż skromne 1:0 dla Górnika. Co bardziej krewcy kibice w przekonaniu, że rezultat nie ulegnie już zmianie, zaczęli opuszczać trybuny. Sytuacja była denerwująca, bowiem zabrzanie - mimo przygniatającej przewagi w drugiej połowie - nie potrafili przełamać oporu zawzięcie broniących się Szwedów, dla których przegrana różnicą jednej bramki stanowiłaby szansę zakwalifikowania się do następnej rundy rozgrywek pucharowych.

Goście przeliczyli się jednak, bowiem w ostatnich minutach gry los uśmiechnął się w końcu do gospodarzy, którzy w pocie czoła przez pełne 90 minut harowali na ten sukces. Po jednej z wielu sytuacji podbramkowych, Lubański przejął piłkę na głowę i skierował ją do siatki. Radość była ogromna, ale zanim umilkły brawa za ten wyczyn, ponownie piłkę otrzymał Lubański, ruszył szybko do przodu i po wyminięciu czterech przeciwników podał do nadbiegającego Lentnera, który po raz trzeci ulokował piłkę w siatce Djurgårdens IF. W ten sposób Górnik w przeciągu 3 minut dokonał sztuki, w którą nikt już nie wierzył spośród 50-tysięcznej widowni. Jednocześnie stało się zadość sprawiedliwości, zabrzanie byli bowiem w tym spotkaniu lepszą drużyną i mieli od początku do końca przewagę.

Zespół Górnika objąwszy od początku inicjatywę, nie oddał jej do końca. Zabrzanie ruszyli do walki z ogromnym rozmachem i od razu zepchnęli gości do obrony. Nie zaskoczyli tym zresztą mistrza Szwecji, który był przygotowany na taki obrót sprawy i zastosował od razu odpowiednie środki zaradcze. Widoczna więc była przez cały czas linia obronna gości, złożona z 3-4 zawodników, wspomagana nieustannie przez wszystkich niemal napastników. Przez długi czas, bowiem aż do 80. minuty udawało im się realizować swoje plany.

Bilet meczowy.

Mistrz Polski zaimponował nieustępliwością, bojowością, charakterem i uporem, z jakim starał się przełamać opór rywala. Stwierdzenie iż był zespołem lepszym, nie oznaczało, że zabrzanie popisali się dobrą, mądrą grą. Piłkarze Górnika zasłużyli na słowa uznania za swą nienaganną kondycję, dzięki której mogli forsować ostre tempo przez cały mecz. Styl gry mistrza pozostawiał jednak wiele do życzenia. Zabrzanie grali szybko do przodu, ale nie zawsze produktywnie. Popadli w manierę forsowania gry bokiem pola (na Lubańskiego), ale nie potrafili rozluźnić formacji obronnych Szwedów krzyżowymi lub prostopadłymi podaniami. Męczyli się więc zabrzanie i mimo niezliczonych akcji, nie udawało im się zmienić wyniku.

Mecz toczył się niemal do przerwy w ostrym tempie i obfitował w dużą liczbę sytuacji podbramkowych. Szwedzi, słabsi kondycyjnie od Górnika i wolniejsi, pod względem wyszkolenia technicznego byli jednak nieco lepsi. Okazali się drużyną dojrzalszą taktycznie. Pokonani przeprowadzali od czasu do czasu wypady, czynili to z mniejszym rozmachem niż Górnik, ale za to dokładniej. Każda ich akcja zaczepna była więc bardzo groźna.

W zespole Górnika dobrze grali Oślizło, Florenski, Olek, Lubański i Lentner. Szołtysik w pomocy był pracowity, ale daleki jeszcze od reprezentacyjnej formy. Djurgårdens IF miał najlepszą formację w obronie. Podobali się przede wszystkim Gummenson i J. Karlsson, a w ataku najlepszy był Magnusson.

Przed meczem odbyła się uroczystość pożegnania najlepszego do niedawna piłkarza Ernesta Pola, który zakończył karierę zawodniczą. Prócz kolegów i działaczy Górnika żegnali go przedstawiciele PZPN-u, wojewódzkich władz sportowych oraz licznych klubów ligowych. Publiczność odśpiewała mu "Sto lat".

Sport

Przed meczem

Dwa zadania Górnika

1) Awans do II rundy PKME

2) Rehabilitacja za Francję

(DOKOŃCZENIE ZE STR. 1) ... jedynie 5 - 6 piłkarzy pierwszej drużyny. Resztę stanowili juniorzy, zastępujący urlopowanych lub leczących kontuzje reprezentantów. "Prawdziwy" Djurgarden występujący w pełnym składzie to dobry, markowy zespół, którego nie można lekceważyć. Na co go stać, można się było domyślić w Sosnowcu, obserwując grę "etatowej" szóstki. Uwagę zwracał przede wszystkim reprezentant Szwecji, Lindmann, podobali się ogólnie Inge Karisson, Willi Gummesson, Bjoern Jonson, Conny Granqvist i Jan Erik Sjoeberg. Są to zawodnicy o świetnych warunkach fizycznych, dobrze wyszkoleni technicznie, rozumiejący istotę nowoczesnej piłki.

UWAGA NA LINDMANNA

Pełny skład Djurgardenu wygląda następująco: w bramce Roney Pettersson; w obronie: I. Karisson, Willi Gummesson, Mats Karisson, Bjoern Jonson; w pomocy: Claes Cronqvist i Conny Granqvist; w ataku: Jan Svenson, Kay Wiestahl, Sven Lindmann, Roland Magnusson i Peder Pedersson. Oprócz Lindmanna reprezentantem Szwecji jest bramkarz Pettersson. W reprezentacji "B" występuje Claes Cronqvist, a w młodzieżowej drużynie Karlsson, Gummesson, Jonsson i Sjoeberg. Najsilniejszą formacją drużyny jest atak, którego mózgiem i ośrodkiem dyspozycyjnym jest Lindmann. Nad nim oraz nad Pederssonem obrona Górnika musi roztoczyć szczególnie troskliwą opiekę. Uwaga poza tym na Ronney Petterssona. Świetny goalkeeper. Zmusić go można do kapitulacji tylko bardzo mierzonymi i plasowanymi strzałami.

Spotkanie z Djurgardenem nie będzie więc - wbrew ogólnemu mniemaniu - "spacerkiem" dla zabrzan. Oczekujemy oczywiście zwycięstwa drużyny polskiej, ale aby do niego doszło, musi ona rzucić na szalę wszystkie swe umiejętności. Górnicy muszą grać szybko i zdecydowanie, muszą stosować pozycyjne zmiany 1 operować prostopadłymi piłkami na dostartowanie. Wiemy, że zabrzan stać na taką grę. W ten sposób wygrali z Tottenhamem, Duklą, Austrią Wiedeń Vorwaertsem i CSKA Sofia. Takiej gry oczekujemy też dzisiaj.

Skład zabrzan nie został jeszcze ustalony. Trener Kalocsai zadecyduje dopiero przed meczem o obsadzie dwóch pozycji: Olek czy Kuchta na prawej obronie i Deja czy Musiałek w ataku. Decyzja nie jest łatwa, każdy z tych zawodników ma swe zalety i wady. Miejmy jednak nadzieję, że wybór trenera będzie właściwy i wpłynie dodatnio na siłę zespołu.

76 LAT OWOCNEJ PRACY

Kilka jeszcze ciekawostek o mistrzu Szwecji. Pełna jego nazwa brzmi: „Djurgardens Idrottsperening”. Jest to jeden z najstarszych i najbardziej zasłużonych klubów sportowych Szwecji. Założony 12 marca 1891 roku obchodził przed rokiem jubileusz swego 75-letniego istnienia. Djurgarden, podobnie jak Górnik, jest klubem wielosekcyjnym. Prowadzi aż 17 sekcji. Liczba członków 3.500. Największe sukcesy zanotowali i notują w dalszym ciągu piłkarze i hokeiści. Na koncie piłkarzy figuruje osiem tytułów mistrzowskich. Cztery zdobyli, gdy mistrzostwa odbywały się systemem pucharowym. Pierwszy triumf pucharowy Djurgarden odniósł w 1912 r., trzy następne w 1915, 1917 i 1920. Cztery złote me dale w lidze przypadły mu w latach 1957, 1959, 1964 i 1966. Zeszłoroczny sukces stanowił niebywałą sensację. Po zdobyciu mistrzostwa 1964 roku Djurgarden stracił niemal całą drużynę. Wśród "uciekinierów" znajdowało się kilku reprezentantów Szwecji wraz z trenerem Torstenem Lindbergiem.

W trwających obecnie mistrzostwach Djurgarden zajmuje drugie miejsce mając o punkt mniej od lidera, którym jest Malmoe FF.

W 76-letnlej historii klubu były oczywiście i lata „chude”. Kilkakrotnie na przykład piłkarze Djurgardenu musieli opuszczać ekstraklasę. Żadne jednak niepowodzenia nie załamywały działaczy i zawodników. Wyciągali nich właściwe wnioski, wracali zawsze w szeregi najlepszych.

WIZYTÓWKI SZWEDÓW

A oto krótka biografia i charakterystyka dzisiejszych przeciwników mistrza Polski:

BRAMKARZ: Ronney Pettersson (26. 4. 1940), wielokrotny reprezentant Szwecji, zawodnik o świetnym refleksie i doskonałej technice chwytów, specjalność: górne piłki, gra na przedpolu bramkowym.

OBROŃCY: Inge Karlsson (25. 9. 1946), zawodnik reprezentacji młodzieżowej Szwecji. Szybki, energiczny, twardy, prawy obrońca. Występował w Sosnowcu przeciwko Zagłębiu.

Willi Gummesson (8. 4. 1945) za wodnik reprezentacji młodzieżowej Szwecji. Gra na pozycji sto-pera, forstopera lub bocznego obrońcy. Dobry taktyk strateg, ambitnie i nieustępliwie walczący piłkarz. Występował w Sosnowcu.

Bjoern Jonsson (1944 r.), zawodnik reprezentacji młodzieżowej Szwecji. Stoper lub forstoper. Wraz z Gummessonem dobrze się rozumieją, tworząc trudną do sforsowania zaporę. Występował w Sosnowcu.

Jan Erik Sjoeberg (14. 9. 1946), lewy obrońca, zawodnik reprezentacji młodzieżowej Szwecji. Naj-mocniejszy punkt defensywy Djurgardenu. Występował w Sosnowcu.

POMOCNICY: Claes Cronqvist (1947 r.), zawodnik reprezentacji „B". Fachowcy wróżą mu wielką przyszłość.

Conny Granqvist (30. 3. 1947 r.), pomocnik rozgrywający, bardzo wszechstronny i utalentowany piłkarz. Występował w Sosnowcu.

NAPASTNICY: Jan "Saelto" Svensson — prawoskrzydłowy, dobry technik, groźny przebojowiec. ekwilibrysta. Zawodnik wymagający ustawicznej czujności ze strony obrońców przeciwnika.

Kay Wlestahl, prawy łącznik, zawodnik o dobrej technice niezwykle pracowity, operujący na całej długości boiska.

Sven Lindmann (19. 4. 1942 r.),. najlepszy aktualnie zawodnik Djurgardenu, reprezentacyjny środkowy napastnik lub lewy łącznik Szwecji. Zawodnik uniwersalny. Specjalność: mierzone podania na dostartowanie, gra bez piłki. Występował w Sosnowcu. W ub. sezonie zdobył dla Djurgardenu 12 bramek w lidze.

Peder Pedersson (30. 3. 1038 r.), lewoskrzydłowy. Zawodnik dynamiczny, pełen fantazji, dobry drybler i niebezpieczny strzelec. Najlepszy obok Lindmanna napastnik Djurgardenu. W ub. sezonie ligowym zdobył 11 bramek.

W rezerwie znajdują się: Wahlsten (bramkarz), Stig Akerstroem Bo Nilsson (lewoskrzydłowy — nabytek z Il-ligowego Haessleholm), Janne Oehman i Rols Fransson.

Trenerem drużyny jest wieloletni kapitan Djurgardenu i wielokrotny reprezentant Szwecji Goeta „Knivsta” Sandberg. (TB), "Sport" środa, 20 września 1967r.

Najlepszy piłkarz 20-lecia zakończył karierę. Dziękujemy, Erneście!

Ernest Pol, jeden z najlepszych i najbardziej zasłużonych dla piłkarstwa polskiego zawodników postanowił rozstać się z zieloną murawą boiska. Nie pomogły namowy kolegów, by odwołał swoje postanowienie, nie skusiły go ponętne oferty innych klubów. Decyzja jest ostateczna i nieodwołalna.

Dziś nastąpi ostatni rozdział w jego bogatej karierze piłkarskiej. Na Stadionie Śląskim przed meczem Górnika Zabrze z mistrzem Szwecji Djurgardenem odbędzie się uroczyste pożegnanie Pola — piłkarza. Nie wątpimy ani przez chwilę, że tysięczne rzesze entuzjastów futbolu i talentu Pola gorącymi brawami podziękują Ernestowi za wszystko co zrobił dla polskiego piłkarstwa i dla Górnika.

Ernest Pol! Ileż to wydarzeń, ile lat związanych jest nierozłącznie z tym nazwiskiem. O jego zasługach dla Górnika i reprezentacji narodowej można by pisać wielotomową, pasjonującą opowieść. Zdobył najwięcej bramek dla naszych barw narodowych w całej historii. W 49 meczach strzelił ich aż 40. Dwieście dziesięć razy występował w mistrzowskich meczach ligowych, będąc zazwyczaj najlepszym zawodnikiem na boisku. Strzelił w ekstraklasie 186 bramek, co znów jest rekordem krajowym. We współzawodnictwie strzeleckim wyprzedził najlepszych napastników polskich, z Cieślikiem i Brychczym na czele. Zdobył „Złote Buty” za najrówniejszą formę w ciągu całego sezonu piłkarskiego, przyczynił się walnie wielką grą do zdobycia dziesięciu tytułów piłkarskiego mistrza Polaki dla drużyn, w których występował (osiem razy dla Górnika Zabrze i dwukrotnie dla stołecznej Legii). Trzykrotnie stawał[niedokonczone]

Relacja

Górnik pomścił reprezentację. DJURGARDEN ZAPŁACIŁ za warszawski "niewypał". Trzy piłki w siatce mistrza Szwecji

3:0! W długiej karierze pucharowej nigdy jeszcze zabrzanie nie startowali do rewanżowego meczu z taką nadwyżką. Trzy bramki to nadwyżka poważna i tylko jakaś niespodziewana metamorfoza in minus mogłaby przekreślić awans do II rundy w rewanżowym meczu. Zwycięstwo naszego mistrza ma jednak jeszcze dodatkowy aspekt: stanowi w pewnym stopniu rehabilitację naszego piłkarstwa za niedzielną porażkę reprezentacji z Francją. Za to należą się górnikom słowa uznania. Ich wyrazicielami była prawie 50-tysięczna rzesza kibiców, która gorącym dopingiem zmobilizowała Polaków do falowego natarcia, uwieńczonego w końcówce dwoma bramkami.

Końcówka była rzeczywiście dramatyczna. Trener mistrza Szwecji powiedział po meczu, że chciałby jak najszybciej wykreślić z pamięci ostatnie pięć minut spotkania. My powiemy inaczej: czekaliśmy na taką właśnie pięciominutówkę przez... 85 minut. Nie znaczy to, że przedtem górnicy grali źle. Grali okresami poprawnie, okresami dobrze, a w tych dobrych momentach mieliśmy nawet futbol w najlepszym wydaniu. Brakowało im jednak skuteczności. Świadczy o tym najlepiej ilość wypracowanych pozycji strzałowych w pierwszej połowie i zdobycie prowadzenia dopiero w 41 minucie. Zabrzanie nie umieli rozerwać bloku obronnego Szwedów, w którym w chwilach największe go naporu znajdowało sie 7, a nawet 9 zawodników. Jeśli nawet udało im sie zmylić czujność tej „kolektywnej" obrony, wówczas zawodziły nerwy, a to odbijało sie na celności strzałów.

Zwolennicy zabrzan powiedzą: już w 8 minucie mogliśmy prowadzić 2:0 (dwie świetne pozycje zmarnowali: Lubański i Musiałek), dalej wyliczą kolejne okazje (13 min. — Musiałek. 28 — Lubański). Cóż z tego, skoro kończyło się tylko na... szansach. Słyszeliśmy głosy, które przepowiadały żałosny koniec tej przewagi naszego mistrza. No bo wiadomo kak to bywa w spotkaniach, w których posiada się stałą inicjatywę, dyktuje przeciwnikowi tempo i spycha do desperackich zagrań destrukcyjnych. Sto niewykorzystanych okazji, a potem kontrwypad przeciwnika i gol. Na szczęście wczoraj było inaczej. Szwedzi niczego więcej, poza remisem, a później przegraną różnicą jednej bramki nie pragnęli. Zostawili w przodzie, można powiedzieć na pastwę losu Lindmana z Magnussonem, szukali od czasu do czasu luki w liniach zaporowych zabrzan w większym liczebnie składzie, ale Ich głównym celem była straż przed bramką Peterssona. Nie zaniechali tej taktyki do końca, licząc widocznie, że Lubański, Lentner I Musiałek będą mieli wciąż źle nastawione celowniki. Przeliczyli się i ponieśli za to karę. Frontalny atak górni-ków, ciągłe zmiany pozycji, dziesiątki dośrodkowań na pole karne i jego najbliższe okolice do tego stopnia wyczerpały zapas energii obrońców, że w końcówce nie byli już w stanie skutecznie się bronić. Musieli skapitulować.

AKT SPRAWIEDLIWOŚCI

Podziwialiśmy wówczas zabrzan z niezmordowanym Olkiem na czele. Podziwialiśmy za świetną kondycję. Ileż drużyn załamałoby się, straciło nadzieję w możliwość powiększenia zdobyczy bramkowych, widząc przed sobą mur, który ani myślał się ugiąć. Górnicy wiedzieli dobrze, że jedno trafienie z pierwszej części gry to zbyt skromna zdobycz, że do Sztokholmu trzeba jechać z większym zapasem. Ta właśnie świadomość dodawała im skrzydeł. „Opasali" więc szczelnie Szwedów, zamknęli w hokejowym zamku, szukali jakiejś wolnej ścieżki, żeby móc się... poznać z reprezentacyjnym bramkarzem Szwecji — Peterssonem. Trener Kalocsai nakazał ponadto wykorzystywanie do strzału każdej sposobności. Strzelali więc nawet z bardzo dalekich odległości, a pociski te utwierdziły ich w przekonaniu, że Petersson często traci kontakt z piłką, a z piąstkowaniem również jest na bakier (wybijał piłki na środek). Cóż z tego jednak, skoro wskazówka zegara posuwała nieubłaganie do drugiej "45", a na tablicy widniała wciąż "jedynka".

Nadeszła jednak szczęśliwa dla zabrzan 41 minuta drugiej połowy i Lubański po rzucie rożnym nadstawił głowę we właściwym momencie. Już "zrobiło się" raźniej, ale jeszcze nie za dobrze. Widzieliśmy to najlepiej na twarzach szwedzkich oficjeli i dziennikarzy, którzy najwyraźniej byli zadowoleni nawet z takiego rezultatu. Dobiła ich dopiero trzecia bramka — akt sprawiedliwości. Szkoda, że worek nie rozwiązał się trochę wcześniej, wówczas mecz rewanżowy byłby zwykłą formalnością.

DWA DJURGARDEN?

Trzy do zera to wysoki wynik. Rezultat pojedynku dwu mistrzów niewątpliwie upewni tych wszystkich, którzy nie oglądali meczu, a byli świadkami pojedynku Djurgardenu w Sosnowcu z Zagłębiem, że Szwedzi byli wczoraj równie słabi jak w Intercupie. Niektórzy będą nawet mocno zdziwieni, że Górnik wygrał "tylko" 3:0. Pozory jednak mylą i do wydania rzetelnej opinii o wartości jedenastki Goesty Sandberga należało obejrzeć Djurgarden zarówno w Sosnowcu, jak i na Stadionie Śląskim. W Intercupie Szwedzi faktycznie grali bardzo swobodnie, jakby nie przykładali wielkiego znaczenia do wyników. Kiedy jednak na szali znalazła się walka o II rundę PKME, wówczas zrzucili „letnią” skórę i pokazali co umieją, a umieją dość dużo: wszyscy zawodnicy w każdej sytuacji swobodnie panują nad piłką, operują dokładnymi podaniami. Rośli obrońcy, do momentu, kiedy mieli jeszcze naładowane akumulatory, nawet w gorących sytuacjach przekazywali piłkę celnie swoim zawodnikom. Imponowali skocznością i "główkami". Trudno tylko powiedzieć, ile wart jest atak Djurgardenu, bowiem na Stadionie Śląskim Szwedzi występowali praktycznie bez przedniej linii. Sven Lindmann, pełniący w tym zespole rolę dyrygenta I egzekutora, był w swoich poczynaniach osamotniony. Kiedy któryś z kolegów przyszedł mu z pomocą, wówczas (razem z Lindmannem) przekonał się, że górnicy mają w odwodzie Oślizłę, Latochę, Olka, Floreńskiego, których nie łatwo sforsować.

TAKTYCZNY BŁĄD

Powiedzieliśmy kilka słów o walorach technicznych Djurgardenu. Teraz wypada wspomnieć o poważnym błędzie taktycznym, którego nie popełniłaby chyba żadna z naszych ligowych drużyn, stosująca w meczu wyjazdowym taką taktykę, jaką zastosowali na Stadionie Śląskim Szwedzi. Otóż widząc, że w końcówce pali im się grunt pod nogami, że siła natarcia zabrzan wzmaga się z każdą minutą, zapomnieli o atakowaniu. Tak, kilkoma kontratakami mogli "przestraszyć" Górnika, który nie mógłby wówczas za bardzo się odsłaniać i desygnować do ataku (bez asekuracji) również bocznych obrońców, a nawet Floreńskiego. Za bardzo "pamiętali" o naczelnym zadaniu (remis lub skromna przegrana) i stąd to trzybramkowe manko.

Zwycięstwo Górnika jest jak najbardziej zasłużone. Nie pora więc na wytykanie błędów poszczególnym zawodnikom. Mankamentów było sporo, ale w sumie zostały "zatarte" trzema bramkami. Trzeba jednak stwierdzić, że Lubański poważnie się zmienił od niedzielnego meczu z Francją, że Lentner zapomniał o chorobie i długiej przerwie w grze i wraca szybko do reprezentacyjnej formy, a Olek, którego trener Kalocsai niemal w ostatniej chwili "puścił” w miejsce Kuchty, zadziwił takim rezerwuarem sił, że mógł po krótkiej przerwie przystąpić do... rewanżowego meczu. W końcowy sukces i piękne perspektywy przed wyprawą do Sztokholmu wielki wkład włożyła cała drużyna. Górnik zdawał sobie sprawę o jaką walczy stawkę, wiedział, że za jednym zamachem może wygrać II rundę i... zaufanie kibiców. To drugie wygrał na pewno, o pierwsze przyjdzie jeszcze walczyć w dniu 4 października w Sztokholmie.

STANISŁAW PENAR, "Sport" czwartek, 21 września 1967r.