21.03.1965 - Górnik Zabrze - Gwardia Warszawa 4:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
21 marca 1965
1. liga 1964/65, 14. kolejka
Górnik Zabrze 4:2 (3:1) Gwardia Warszawa Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Eliński (Kraków)
Widzów: 8 000
Herb.gif HerbGwardiaWarszawa.gif
Szołtysik 22
Wilczek 24

Wilczek 41

Pol 84
1:0
2:0
2:1
3:1
3;2
4:2


Gawroński 33

Gawroński 62

Hubert Kostka
Waldemar Słomiany
Stanisław Oślizło
Edward Olszówka
Stefan Florenski
Jan Kowalski
Joachim Czok
Erwin Wilczek
Zygfryd Szołtysik
Ernest Pol
Roman Lentner
SKŁADY
Stefaniszyn
Woźniak
Jurczak
Piotrowski
Michalik
Kielak
Gawroński
Marks
Szarzyński
Szymczak
Tandecki
Trener: Ferenc Farsang Trener: Kazimierz Górski

Relacje

Sport

GWARDZIŚCI ZDOBYLI sympatię Zabrza.

Zabrze. – Doskonałe sportowo widowisko oglądało Zabrze w wykonaniu mistrza Polski i warszawskiej Gwardii. Zacięta walka, szybkie tempo, zmieniające się jak w kalejdoskopie sytuacje, dziesiątki strzałów na bramkę i sześć efektownych bramek (co jedna to ładniejsza) złożyły się na spektakl, który trzymał widownię w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty.

Niespodzianką była świetna postawa Gwardii. Warszawski zespół zaimponował przede wszystkim sercem do gry. Anglicy nazywają taką postawę „fighting spirit” – czyli duch walki. Cechował on gwardzistów w każdej sytuacji. Nie załamywali się żadnym niepowodzeniem, walczyli o każdą piłkę , nie rezygnowali do końca ze zwycięstwa, Grali ambitnie, ofiarnie… i mądrze, nie wykazując żadnych kompleksów. Dzięki takiej postawie drużyna warszawska zdobyła sobie pełne uznanie widowni, nie mówiąc już o tym, że miała główną zasługę w tym, że niedzielna premiera w Zabrzu była aż tak ciekawa, dobra i emocjonująca.

Uznanie należy się w ogóle wszystkim aktorom spotkania. Pogoda była wczoraj nie najlepsza. Przez cały czas gry siąpił deszcz, nawierzchnia była miękka i śliska. W takich warunkach niełatwo o precyzję zagrań, operatywność czy rozwinięcie pełnej szybkości. Nie przeszkadzały one jednak wczoraj ani górnikom ani gwardzistom. Radzili sobie doskonale, rozwijając dziesiątki akcji, którym trudno byłoby cokolwiek zarzucić nawet w pełni sezonu. Był to naprawdę świetny mecz, bodaj najlepszy, jaki oglądaliśmy w ostatnich latach na inaugurację wiosennej rundy mistrzostw.

Górnicy wystąpili bez Lubańskiego i Musiałka. Absencja Musiałka wynikła z infekcji chorego zęba. Gorsza sprawa z Lubańskim. Zanosi się na to, że nie zobaczymy go szybko na boisku.

Grypa, jaką ostatnio przeszedł, spowodowała u niego uszkodzenie zastawek sercowych i lekarze zabronili mu w tej sytuacji gry w piłkę – poinformowali nas przed meczem działacze Zabrza,

Bardzo to smutna wiadomość. Na szczęście diagnoza nie jest jeszcze ostateczna i być może w toku przeprowadzanych obecnie badań okaże się, że jest to tylko przejściowe osłabienie, po którym odzyska on normalną wydolność serca. Życzymy mu w każdym razie jak najszybszego powrotu do zdrowia.

Brak Lubańskiego i Musiałka dawał się wczoraj górnikom mocno we znak. W ataku zabrzan nie było… środkowych napastników. Nie było w nim zawodnika, który swą ruchliwością, dynamiką i ustawiczną zmianą miejsc, dezorganizowałby defensywę przeciwnika. Nie było również w pełnym tego słowa znaczeniu egzekutorów. Normalnie funkcję te pełnią właśnie Lubański i Musiałek. Pod ich nieobecność zadania te przejął Pol, ale z nie najlepszym skutkiem. Ernest nie był wczoraj najlepiej dysponowany strzałowo, a poza tym czasy, kiedy mógł startować do każdej piłki i inicjować seryjne przeboje ma już za sobą. W tej sytuacji atak Górnika nie grał w typowym dla siebie stylu, operując częściej krótkimi podaniami do nogi, niż długimi prostopadłymi wystawieniami i crossami na dostartowanie. W tym tkwi też przyczyna trudności, jakie mieli napastnicy Zabrza ze sforsowaniem obrony Gwardii.

Początek gry zdawał się zapowiadać łatwe zwycięstwo gospodarzy. Pod bramką Stefaniszyna było często bardzo gorąco i niewiele brakowało, aby najpierw Pol a następnie Lentner wpisali się na listę strzelców. Z wolna jednak gra zaczęła się wyrównywać. Gwardziści dwoili się i troili, przeprowadzając z minuty na minutę coraz groźniejsze kontruderzenia. Wtedy jednak Górnik uzyskał dwie bramki. Padły błyskawicznie, jedna po drugiej w ciągu niecałych dwóch minut. Zabrzanie prowadzili 2:0. Najpierw Wilczek wystawił idealnie Szołtysika, a następnie Szołtysik Wilczka i w obydwu wypadkach Stefaniszyn nie miał nic do powiedzenia.

Gwardia jednak nie myślała o kapitulacji. Grała w dalszym ciągu tak, jakby wynik brzmiał 0:0, atakując raz lewą, raz prawą flanką i wypracowując wiele dogodnych pozycji strzałowych. Zaczęła się porywająca walka, w której zwolennikom Górnika niejednokrotnie cierpła skóra na plecach. W 34 minucie Gwardia poprawiła wynik na 2:1. Gawroński ruszył ze środka boiska, przeszedł do centrum i z odległości około 20 metrów oddał ostry strzał w „okienko”, nie do obrony. Gwardziści jeszcze bardziej przycisnęli, ale następną bramkę zdobyli zabrzanie. Uzyskał ją Wilczek, przytomnie dobijając własną „główkę”, która trafiła w słupek. Gdyby pierwsza połowa gry zakończyła się wynikiem remisowym, Górnik nie mógłby mieć na pewno żadnych pretensji.

Po przerwie emocje wzrosły jeszcze bardziej. Kiedy w 62 minucie Gawroński zdobył dla Gwardii drugą bramkę, losy spotkania ważyły się raz w jedną, raz w drugą stronę. Gwardziści byli dwukrotnie o krok od wyrównania. Doskonałą okazję zmarnował zwłaszcza Marks, znajdując się sam na sam z Kostką pozwalając sobie wybić piłkę spod nóg. Dopiero w ostatnich 20 minutach górnicy przejęli wyraźnie inicjatywę i wówczas Pol zrehabilitował się częściowo za kilka poprzednich „pudeł”, zdobywając czwartą bramkę. Zasłużone, ale ciężko wywalczone zwycięstwo mistrza Polski przyjęte zostało na widowni z wyraźną ulgą. Takiego strachu dawno już górnikom nikt nie napędził.

Gwardia, jak powiedzieliśmy, grała bardzo dobrze. Obok Szarzyńskiego, najbardziej podobali się nam Tandecki, Szymczak, Michalik i Kielak. Marks nie miał większego pola do popisu, gdyż pomocnik Górnika, Kowalski, krążył przy nim jak cień (bez względu na to, czy wymagała tego sytuacja czy nie). Noty trójki obronnej (przede wszystkim Jurczaka) obniżają dwie bramki, przy których wybitnie „pomogła” napastnikom Górnika.

W Górniku ze szczególną radością należy podkreślić renesans formy Wilczka. W dobrej formie jest również Lentner. Miał on długą przerwę, ale nie wpłynęła ona ujemnie na jego styl gry. Nieco słabiej wypadł Szołtysik. Usprawiedliwia go jednak… zadanie taktyczne Kowalskiego. Opieka, jaką roztoczył nad Marksem, była tak „skrupulatna”, że Szołtysik musiał z konieczności pełnić funkcję pomocnika a nie „rozgrywającego”.

(TB), Sport nr 34 z 22 marca 1965r.