21.08.1966 - Górnik Zabrze - Polonia Bytom 1:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
21 sierpnia 1966
1. liga 1966/67, 4. kolejka
Górnik Zabrze 1:1 (0:1) Polonia Bytom Chorzów, Stadion Śląski
Sędzia: Mastaj (Kraków)
Widzów: 30 000
Herb.gif HerbPoloniaBytom.gif

Lubański 90
0:1
1:1
Lukoszczyk 27
(1-4-2-4)
Jan Gomola
Jan Kowalski
Stanisław Oślizło
Edward Olszówka (46 Norbert Gwosdek)
Stefan Florenski
Rainer Kuchta
Alfred Olek
Włodzimierz Lubański
Jerzy Musiałek
Zygfryd Szołtysik
Roman Lentner
SKŁADY
Brol
Dymarczyk
Winkler
Zygmunt Anczok
Orzechowski
Grzegorczyk
Krawczyk
Lukoszczyk
Krasucki
Liberda
Jóźwiak
Trener: Géza Kalocsay

Dodatkowe informacje

Relacja

Bilet meczowy.

Kronika Górnika Zabrze

Mecz rozegrany na Stadionie Śląskim miał być okazją do rozruszania publiczności po wcześniejszym słabym meczu GKS-u z Szombierkami Bytom, wygranym przez tych drugich 1:0. Górnik pokrzepiony poprzednim zwycięstwem był faworytem spotkania, jednak to do Polonii należało pierwsze słowo. Już w 27. minucie zasłużoną bramkę strzelił Lukoszczyk. Polonia miała druzgocącą przewagę do momentu, kiedy Kuchta został ustawiony w formacji defensywnej. W chwili, gdy kibice zaczynali już opuszczać stadion, na 30 sekund przed końcem meczu dosyć niepodziewaną bramkę zdobył Lubański, wykorzystując niezdecydowanie defensywy bytomian.

Sport

1:1 obrońcy tytułu w ostatnich sekundach. Bogini szczęścia w bramce Gomoli.

CHORZÓW (Stadion Śląski). - kiedy zachodzi potrzeba Polonia potrafi być groźna. Przekonała się o tym wczoraj pewna sukcesu drużyna mistrza Polski, która może mówić o szczęściu, że nie straciła obydwu punktów. Z przebiegu bowiem gry zwycięstwo powinno było przypaść bezwzględnie Polonii.

Bytomianie prowadzili zresztą 1:0 do ostatniej minuty spotkania, a wyrównująca bramka dla Górnik padła przy współudziale krakowskiego arbitra p. Mastaja. Współudział polegał na tym, że strzał Lubańskiego poprzedził “zapaśniczy chwyt” będący oczywistym faulem. Napastnik Górnika odepchnął rękami stopera Polonii Winklera i dzięki temu doszedł do pozycji z której uzyskał wyrównanie.

Z WIELKIEJ CHMURY…

Więcej jednak niż arbitrowi, Górnik zawdzięcza napastnikom Polonii. Mogli oni rozstrzygnąć niedzielne derby na swoją korzyść już w pierwszej połowie, strzelając dwie lub więcej bramek. Okazji ku temu nie brakowało. Polonia miała bowiem przed przerwą wyraźną przewagę. Oprócz Lukoszczyka na listę strzelców mieli szansę wpisać się kolejno: Krasucki, Jóźwiak, Krawczyk, znów Krasucki i znów Jóźwiak. Były to wszystko szanse tzw. “stuprocentowe”. W 12 minucie gry Jóźwiak ograł Kowalskiego, minął Oślizłę i mając przed sobą tylko Gomolę strzelił wprost w ręce bramkarza Górnika. W kilka minut później atak Polonii rozerwał blok obronny zabrzan frontalną akcją przy zastosowaniu prostopadłych podań, ale w chwili gdy trzeba było plasować piłkę. Krasucki przeniósł ją wysoko ponad poprzeczką. W 23 minucie Krasucki powtórzył ten “wyczyn” po czym spóźnił się kilka razy z decyzją. O krok od zdobycia bramki był z kolei w 35 minucie Jóźwiak. Oddał on znakomity strzał z pełnego biegu, który minął wyciągnięte ręce Gomoli i poszybował na aut tuż obok słupka. Wyliczyliśmy tylko monety w których zwolennikom Górnika zamierały serca. Groźnych momentów pod bramką Zabrzan było jednak o wiele więcej. Wiele strzałów obronił bardzo przytomnie Gomola, w szeregu innych sytuacji zażegnywali niebezpieczeństwo Oślizło, Floreński i Olszówka.

“ZEMSTA NIETOPERZA”

W drugiej połowie meczu gra była już bardziej wyrównana. Ostre tempo zrobiło swoje i poloniści nie mieli już sił na kontynuowanie swej ofensywy z dotychczasowym rozmachem. Mimo to i w tym okresie groźniejsze były akcje bytomian. W 60 i 80 minucie Jóźwiak znalazł się w sytuacjach w których trudno wręcz było nie zdobyć bramki. Zaprzepaścił je jednak w karygodny sposób. Zabrakło mu przeglądu sytuacyjnego i zimnej krwi, a więc niezbędnych cech dla zawodnika występującego w I linii.

- Za takie pudła Polonia musi ponieść karę - powiedział obserwujący z nami spotkanie prezes Ruchu, minister Ryszard Trzcionka.

Miał rację. Niewykorzystane okazję mszczą się. W ostatniej minucie gry nastąpiła opisana na wstępie akcja Lubańskiego i drużyna bezwzględnie lepsza musiała się zadowolić remisem. Zabrzanie przystąpili do meczu w takim samym ustawieniu jak w czwartek przeciwko Katowicom (4+3+3). Identyczne też były dyspozycje trenera Kalocsaia dla poszczególnych zawodników. Kuchta otrzymał znów funkcje piłkarza do wszystkiego, Szołtysik był rozgrywającym a prawoskrzydłowy Olek delegowany został do bezwzględnej opieki nad Liberda. Zmiana nastąpiła tylko na leje flance, gdzie wystąpił już wyleczony z kontuzji Lentner. Poloniści jednak nie darmo obserwowali czwartkowe spotkanie Górnika. Przeanalizowali dokładnie jego sposób gry i wyciągnęli z tego praktyczne wnioski. Dwa zasadnicze sprowadziły się do ograniczenia swobody działań Szołtysikowi i Lubańskiemu. Zadania te wykonano bezbłędnie. “Filary” na których opiera się gra ofensywna zabrzan szybko się złamały, a to nie mogło pozostać bez wpływu na całość postawy Górnika. 80 procent wartości stracił Musiałek, tyleż Kuchta, bardzo dużo Lentner. Lewoskrzydłowy Górnika był jednak najlepszym graczem drużyny mistrza Polski w ataku. On jeden zdobywał się od czasu do czasu na jakieś zagrania, które przynajmniej częściowo ratowały twarz górniczego ataku.

BEZWZGLĘDNY ANIOŁ STRÓŻ

W tyłach obrońcy tytułu pozytywną rolę spełniał na pewno Olek. Nie odstępował Liberdy na krok, uprzykrzając mu życie jak tylko mógł. Niejednokrotnie robił to jednak w niedozwolony sposób. Pół biedy gdy łapał Liberdę w pół lub trzymał go za spodenki. Zdarzały się jednak niejednokrotnie interwencje w których nogi naszego reprezentanta znajdowały się w bardzo poważnym niebezpieczeństwie. Gdyby nie te faule, Olek otrzymałby wyższą notę za swój wkład do niedzielnego remisu. Wyłączył bowiem Liberdę z gry do tego stopnia, ze polonista nie był w stanie przeprowadzić jednej groźniejszej akcji.

Wyraźnie wraca do formy Oślizło. Wraz z Gomolą, Lentnerem, Olszówką i częściowo Olkiem należał do najjaśniejszych punktów Górnika. Na pochwałę zasłużył również Floreński., Szołtysik i Olek nie wypełnili na pewno zadań, które wyznaczył im trener. Na ich plus trzeba jednak powiedzieć, że pracowali niezmordowanie przy odpieraniu falowych ataków bytomian w pierwszej połowie meczu. Dużo słabiej niż w Katowicach wypadł Kowalski na prawej obronie, ale też Jóźwiak był bardzo trudny do upilnowania i nawet Oślizło przegrał z nim kilka “prestiżowych” pojedynków.

BYTOMSKA METAMORFOZA

W Polonii, której postawa była dla wszystkich ogromnym zaskoczeniem trudno kogoś specjalnie wyróżniać. Ostoję drużyny stanowił blok obronny, w którym Winkler, An czok i Orzechowski wspaniale się uzupełniali, imponując spokojem i dokładnością podań. Brol w bramce nie miał specjalnych okazji do wykazania swej klasy. Dymarczyk grał jak zawsze uważnie, bez poważniejszych błędów i kiksów. Niespodzianką była dobra kondycja Grzegorczyka. Uwijał się jak za dobrych czasów po całym boisku, będąc równie przydatny w grze destrukcyjnej, jak i konstruowaniu działań zaczepnych. Na wysokości zadania stanął również zdobywca bramki Lukoszczyk, Krasucki rozegrał jedno z najlepszych spotkań w barwach Polonii. W drugiej połowie opadł wyraźnie z sił ale mimo to i mimo niewykorzystanych okazji strzeleckich przed przerwą należał do tych zawodników, którym widownia miała do zawdzięczenia największe emocje. Podobnie było z Jóźwiakiem. Gdyby nie fatalne pudła, które zdyskredytowały go jako strzelca i pozbawiły drużynę zasłużonego sukcesu - pisalibyśmy o nim jako o jednym z bohaterów niedzielnych derbów. Zdecydowanie źle grał tylko Krawczyk na prawym skrzydle. Nie jego jednak wina, że Polonia nie ma w tej chwili lepszego piłkarza na tę pozycję.

TB, SPORT nr 98 z 19 sierpnia 1966r.