22.06.1966 - Polonia Bytom - Górnik Zabrze 1:3

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
22 czerwca 1966
1. liga 1965/66, 26. kolejka
Polonia Bytom 1:3 (1:2) Górnik Zabrze Chorzów, Stadion Śląski
Sędzia: Stanisław Eksztajn (Warszawa)
Widzów: ponad 25 000
HerbPoloniaBytom.gif Herb.gif
Liberda 4 1:0
1:1
1:2
1:3

Szołtysik 42
Lubański 43
Lubański 51 w
Szymkowiak
Dymarczyk
Orzechowski
Brodacki
Zygmunt Anczok
Krasucki
Grzegorczyk
Lukoszczyk
Szarma
Krawczyk
Liberda
Jóźwiak
SKŁADY Jan Gomola
Edward Olszówka
Waldemar Słomiany
Rainer Kuchta
Piotr Strączek
Stefan Florenski
Zygfryd Szołtysik
Erwin Wilczek
Włodzimierz Lubański
Jerzy Musiałek
Roman Lentner
Henryk Latocha
Trener: Michał Matyas Trener: Władysław Giergiel

Dodatkowe informacje

Relacja

Kronika Górnika Zabrze

Walczący jedynie o honor zabrzanie pokonali bytomską Polonię, pozbawiając przy okazji lokalnego rywala szansy na tytuł wicemistrzowski. Mimo zdwojonych starań Liberdy i Anczoka górnicy potrafili odrobić straty i zwyciężyć w ostatnim akordzie sezonu 1965/66. Mecz na Stadionie Śląskim obserwowało 20 tys. widzów, a koniecznie trzeba wspomnieć, że dwa gole Lubańskiego pozwoliły mu na pewne przypieczętowanie tytułu króla strzelców z okazałym dorobkiem 23 bramek.

Sport

LUBAŃSKI PRZEKREŚLIŁ NADZIEJE POLONII

STADION ŚLĄSKI – Bez pięciu piłkarzy pierwszej drużyny wystąpili przeciwko Górnikowi poloniści. O absencji Bajgera, Banasia i Pogrzeby mówi zamieszczony na innym miejscu komunikat. Zabrakło ponadto Winklera, który tuż po powrocie ze Szwecji miał bardzo wysoką temperaturę, oraz Gulby – poważna kontuzja nosa. Trener Matyas nie mógł również skorzystać z usług juniora Janika przebywającego w Mińsku z zespołem Orlików. Jeśli dodamy do tego jeszcze, że bytomianie wrócili z Norrkopingu bardzo zmęczeni, zdenerwowani, załamani psychicznie wysoką porażką z IFK i dezercją trzech kolegów – możemy sobie wyobrazić w jakim stanie wyszli wczoraj na murawę chorzowskiego stutysięcznika, by stawić czoła jedenastce siedmiokrotnego mistrza Polski.

Skazani z góry na porażkę poloniści zaskoczyli wszystkich (górników chyba też) szybkością akcji, polotem oraz skutecznością. W czwartej minucie przed utratą bramki ratowała Gomolę poprzeczka. W piątej minucie Liberda dosłownie wrzucił piłkę obok bramkarza zabrzan do siatki. Podobnym wyczynem mógł się popisać również w 11 minucie, sytuacja była identyczna, ale wykonanie gorsze. Zabrzanie, w szeregach których zabrakło Oślizły i Pola, w pierwszych dwóch kwadransach tylko z wypadów zagrażali bramce Szymkowiaka. Wprawdzie kilkakrotnie stworzyli na jego przedpolu groźne sytuacje, ale więcej w tym zasługi miał Brodacki. Rezerwowy stoper Polonii zupełnie nie rozumieł się ze swoim partnerem Orzechowskim i z bocznymi kolegami. Jego wręcz słabiutką dyspozycję wykorzystywał żywiołowy Lubański. Nie miał on jednak szczęścia w strzałach. W 42 minucie Szołtysik w zupełnie niegroźnej sytuacji posłał piłkę z odległości ponad 30 metrów w samo okienko i Szymkowiak nie zdążył skutecznie interweniować. Zdopingowani górnicy ruszyli teraz do zdecydowanego natarcia, a jego efektem była kolejna bramka, zdobyta przez Lubańskiego przy pomocy bramkarza Polonii.

Druga połowa, a właściwie już jej początek przesądził o losach spotkania. W 51 minucie Lubański egzekwował rzut wolny. Posłał on piłkę ponad murem polonistów w górny róg bramki. Strzał nie był zbyt silny, ale Szymkowiak nie popisał się. Eks-reprezentacyjny bramkarz w kilku innych wypadkach zachował się jednak bardzo przytomnie, ratując swój zespół od wyższej porażki. Jego koledzy bowiem po udanym występie w pierwszej połowie, w drugiej części gry osłabili i atak, w którym poważnie liczył się tylko Liberda, nie był już w stanie zagrozić pewnie interweniującemu Gomoli.

Pojedynek zabrzan z Polonią decydował o zdobyciu srebrnego medalu przez Wisłę. Już w momencie rozpoczęcia gry bytomianie znali wyniki Zagłębia i Wisły. Wiedzieli więc, iż do prześcignięcia krakowian potrzebny im jest wynik remisowy. Dopóki dysponowali zapasem sił, dopóty zdobycie punktu leżało w zasięgu ich możliwości. Kiedy jednak zmęczenie wzięło górę, a rezerwowi zawodnicy popełniali coraz więcej błędów, wyższość zabrzan nie podlegała dyskusji. Nawet atak pozbawiony Pola i w drugiej połowie Lentnera – bez przerwy przerywał zasieki obronne bytomian, w których najsłabszym ogniwem był zastępca Winklera – Brodacki.

Druga część dwumeczu na Stadionie Śląskim o klasę przewyższała pierwszy pojedynek Katowic z Szombierkami. W wieczornym spektaklu oglądaliśmy w akcji kilku wyśmienitych piłkarzy. Przede wszystkim podobał się Anczok. Nie przegrał on żadnego pojedynku. Bardzo dobre wrażenie zrobili także Szołtysik, Liberda i Lubański. Dobrze bronił Gomola. Natomiast wręcz tragicznie gwizdał arbiter główny tego spotkania p. Eksztajn z Warszawy, który w wielu wypadkach swymi ocenami zaskakiwał piłkarzy jak i publiczność.

SPORT nr 73 z dnia 23 czerwca 1966r.