23.06.1956 - Legia Warszawa - Górnik Zabrze 3:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
23 czerwca 1956 (sobota), godzina 17:00
Puchar Polski 1956, Finał
Legia Warszawa 3:0 (0:0) Górnik Zabrze Warszawa, Stadion Dziesięciolecia
Sędzia: Julian Mytnik (Kraków)
Widzów: 20 000
HerbLegiaWarszawa.gif Herb.gif
Kowal 56
Brychczy 59
Strzykalski 70 k
1:0
2:0
3:0
Edward Szymkowiak
Horst Mahseli
Jerzy Woźniak
Henryk Grzybowski
Marceli Strzykalski
Lucjan Brychczy
Ernest Pol
Edmund Zientara
Henryk Kempny
Czesław Ciupa
Edmund Kowal
SKŁADY Józef Machnik
Henryk Zimmermann
Antoni Franosz
Henryk Hajduk
Eryk Nowara
Marian Olejnik
Henryk Szalecki
Manfred Fojcik (Ginter Gawlik)
Edward Jankowski
Henryk Czech
Ewald Wiśniowski
Trener: Ryszard Koncewicz Trener: Augustyn Dziwisz

Relacja

Sport

Od długiego czasu narzekamy na niedostateczną popularność Pucharu Polski. Nie wiem kto był inicjatorem zorganizowania finału na Stadionie Dziesięciolecia, ale nie był to pomysł fortunny, o tym świadczyła wiejąca pustką widownia. W rezultacie uroczysta oprawa — bardzo wyblakła, a "dostojne miejsce" nie dodało imprezie splendoru.

Nie podniosła jej wartości również sama gra. Przed przerwą widowisko było wprost przykre. CWKS, który miał roznieść niezbyt wysoko notowanego przeciwnika, nie mógł w żaden sposób poradzić sobie ze zmasowaną obroną. Górnicy znów zastosowali co najmniej dziwną taktykę. .Polegała ona na blokowaniu siedmioma graczami dojścia do własnej bramki, z przodu utrzymano jedynie "czujki", złożone z dwóch skrzydłowych i Fojcika, podczas gdy najgroźniejszy napastnik zabrzan — Jankowski bawił się w jakiegoś drugiego stopera czy trzeciego pomocnika.

Widocznie sądzono, że mocno się broniąc można będzie w jakimś momencie zaskoczyć przeciwnika, wydrzeć mu bramkę a wówczas... na tyłach grałaby już chyba pełna jedenastka. Przy wielkiej dozie szczęścia, może udałoby się zmusić Szymkowiaka do kapitulacji, tak jednak staliśmy się świadkami gry jednostronnej. CWKS niemal nieustannie atakował, a górnicy bronili się bardzo ofiarnie 1 ambitnie. Próby odciążenia obrony jakimiś nagłymi raidami nie bardzo się udawały, gdyż defensywa wojskowych była dostatecznie uważna i szybka, a trójka wysuniętych napastników ani nie była tak sprawna, ani nie miała specjalnie wybitnej jednostki, którą byłoby stać na przebój i przerwanie linii. Zwolennicy CWKS denerwowali się w tym okresie niezaradnością wobec napastników, którzy wprawdzie ładnie kombinowali w polu ale nie znajdowali środków, by skutecznie zwalczyć broniącego się za wszelką cenę przeciwnika.

Po przerwie sytuacja zmieniła się w momencie, gdy Kowal w zamieszaniu podbramkowym strzelił ostro dołem i zaskoczył doskonale grającego zresztą bramkarza Machnika który dostrzegł piłkę, gdy przeszła już pod nim. Był to punkt przełomowy spotkania, tym bardziej że w cztery minuty później Brychcy - wspaniałym strzałem z obrotu przypieczętował zwycięstwo CWKS-u.

Od tej chwili gra stała się bardziej interesująca. Górnicy nie mając już czego bronić, zaczęli grać normalnie i wówczas okazało się, że stać ich na przeprowadzenie zupełnie dobrych akcji, którymi — grając tak od startu — osiągnęliby może więcej, niż bezrozumnym bronieniem się za wszelką cenę. Na to, by poprawić wynik, zabrakło już zabrzanom sił, natomiast Strzykalski wyegzekwował rzut karny i ustalił wynik spotkania.

W sumie mecz nie pozostawił dobrego wrażenia i nie był godnym zakończeniem konkurencji pucharowej; CWKS na zwycięstwo bezwzględnie zasłużył, miał znaczna przewagę, górował techniką i dobrą orientacją. W napadzie wojskowych zwracał uwagę Ciupa, który znajduje się w dobrej formie i zasługuje na to, by go więcej wykorzystywano. Poza tym wymienilibyśmy Kowala a w pewnym odstępie Brychcego i Kempnego. W pomocy Strzykalski miał słabsze okresy. Z obrońców pewnie przez cały czas grał Masheli, później doszlusował Woźniak, Grzybowski

W drużynie zabrzan wyróżniał się b. dobry bramkarz, środkowy obrońca Franosz i obaj pomocnicy. Po zakończeniu zawodów przew. sekcji p.n. - Rylski , tow. wlceprzew. GKKF Procka wręczył puchar zwycięskiej drużynie

Sport nr 51 z dnia 25.06.1956r

Przegląd Sportowy

Puchar Polski pozostał w stolicy. CWKS Warszawa - Górnik Zabrze 3:0. Zasłużony sukces wojskowych, ale poziom spotkania nie był godny finału.

Oczekiwany z dużym zainteresowaniem finałowy mecz piłkarski o Puchar Polski, kończący serię rozgrywek rozpoczętą we wrześniu 1955 r. przez około 5000 zespołów, przyniósł w sobotę 23 bm. Na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie drużyna CWKS Warszawa pokonała Górnik Zabrze w stosunku 3:0(0:0). Wielki Puchar pozostał więc i na następny rok w Warszawie. Na jego frontowej stronie wygrawerowana zostanie nazwa kolejnego piątego już zdobywcy.

Piłkarze CWKS zdobyli więc Puchar Polski po raz drugi i mają poważnie, największe ze wszystkich drużyn w Polsce, szanse na zdobycie go na własność. Jeżeli zdołają tylko powtórzyć sukces z dwu poprzednich lat i wygrają go znowu w sezonie 1956/57, puchar pozostanie w CWKS na zawsze. Zgodnie bowiem z regulaminem pucharu, nagroda przechodzi na własność klubu, który zdobędzie go trzykrotnie po kolei lub pięć razy w ogóle. Gratulujemy CWKS-owi ponownego zdobycia pucharu i życzymy dalszych sukcesów w tej najpopularniejszej i najbardziej powszechnej imprezie sportowej w Polsce.

Takim lub podobnym akordem należałoby zakończyć sprawozdanie z finałowego meczu o Puchar Polski. My jednakże użyliśmy tych słów na jego początku dlatego, aby relacji z doprawdy uroczystego momentu w historii naszego piłkarstwa nie zacząć od słów krytycznych a nawet przykrych. Bo szczerze mówiąc aktorzy sobotniego finału rozegranego na Stadionie Dziesięciolecia na ogół nie zasłużyli na pochwałę. Szczególnie wszyscy z drużyny zwycięzców, z tego zespołu, któremu serdecznie wypada serdecznie gratulować sukcesu.

Dziesiątki tysięcy entuzjastów piłki w Warszawie liczyły na lepszy poziom meczu, niż ten jaki zademonstrowano nam w sobotę, liczyliśmy na bardziej sportową postawę niektórych uczestników tego spotkania. Gdyby nie druga połowa meczu, znacznie lepsza i ciekawsza od pierwszej, należałoby oba zespoły mocno skrytykować za poziom gry, jakim poczęstowały one około dwadzieścia tysięcy cierpliwych widzów, narażonych na przemoknięcie do "suchej nitki".

Obie drużyny rozpoczęły grę bardzo nerwowo, a kiedy przyszły pierwsze i następne niepowodzenia – zdenerwowanie, wzrosło do tego stopnia, że niektórzy zawodnicy zapomnieli zupełnie o celu i metodach sportowej walki, a wszyscy prześcigali się nawzajem w popełnianiu błędów. I trzeba było aż dłuższej przerwy między pierwszą i drugą połową meczu, aby obaj trenerzy mogli wprowadzić jakiś ład i porządek w szeregi swych zespołów.

Po przerwie poszło już lepiej i tę część meczu można od biedy uznać jako godną finałowego spotkania dwu czołowych drużyn w kraju. Całość spotkania nie stała jednak na pożądanym poziomie, a większą winę za to ponoszą właśnie piłkarze CWKS, faworyt meczu, którym mamy prawo stawiać wyższe wymagania, aniżeli ich przeciwnikowi.

Wspomnieliśmy już o nerwowej i stąd bardzo słabej grze obu drużyn w pierwszej połowie. Stawka meczu była duża – to prawda, ale jaszcze nie tak wielka, aby kilku zawodnikom CWKS i reprezentantom kraju odebrać zupełnie panowanie nad sobą. Podawali oni bowiem piłki wprost pod nogi przeciwnika, dogodnych pozycjach podbramkowych tracili ją w niezrozumiały sposób, a w końcu na bardzo ambitną postawę górników nie tak twardą (typową dla nich) walkę o każda piłkę odpowiedzieli kilkoma faulami, budzącymi niesmak nawet wśród sympatyków tej drużyny. "Popisali" się tym zwłaszcza Strzykalski i Kowal.

Pierwsza połowa meczu nie pozostawia więc dobrego wrażenia. Poza podanymi wyżej faktami na boisku panował chaos, którego przyczyn szukają jedni w śliskim terenie, inni znów w… lekceważeniu przeciwnika przez drużynę CWKS. Bardzo wątpimy czy powody te usprawiedliwiają postawę i grę miejscowych. Pamiętamy bowiem dobrze spotkanie CWKS-Górnik Zabrze w rozgrywkach mistrzowskich i wiemy, że gra obu zespołów była wówczas widowiskiem zasługującym na pełną pochwałę, o klasę lepszym niż w sobotę. Dlaczego w sobotę było inaczej – to już sprawa gruntownej analizy meczu przez zawodników i kierownictwo jednej i drugiej drużyny.

Na wysokości zadania w drużynie CWKS stanął Grzybowski, Zientara, Kempny i okresami (kiedy nim grano) Ciupa. W Górniku najlepsza była linia obrony, zwłaszcza Franosz i Zimmermann i para pomocników – Nowara, Olejnik. Bramkarz Machnik miał doskonałe momenty i pretendowałby do miana najlepszego na boisku, gdyby nie fatalnie przepuszczona pierwsza bramka.

Mecz rozpoczął się dość obiecująco atakami CWKS. Ale wszystko urwało się po kilku minutach, gdy tylko zdobyta przez miejscowych bramka nie została uznana z powodu spalonego, co do którego i wśród zawodników i na widowni były duże rozbieżności. Nam się wydaje, że w tej bardzo niejasnej sytuacji decyzja sędziego była słuszna, ponieważ uznanie bramki byłoby bardziej krzywdzące dla górników. Po tym zanotowaliśmy jeszcze gorący moment pod bramką CWKS, zakończony nie wykorzystanym przez górników wolnym pośrednim w 12 minucie oraz ładny strzał Brychczego obroniony przez Machnika na róg w 18 minucie.

Dopiero ostatnia minuta pierwszej połowy przerwała nudę i bezradną kopaninę. Na atak CWKS prawą stroną, zakończony centrą Pohla i główką Kempnego obronioną przez Machnika, odpowiedział Górnik szybkim kontratakiem i przebojem Fojcika. Szymkowiak miał sporo trudności z obronąa dość przykrego, przyziemnego strzału.

Po przerwie gra stała się żywsza i prowadzona była "z głową". Górnik postanowił wykorzystać słabszą grę przeciwnika przed pauzą i grać na utrzymanie remisu. Licząc na szczęśliwe dla siebie rozstrzygnięcie jakimś udanym wypadem. Pozostał więc w ataku z 3 zawodnikami i zmobilizował silniejszą linię przed własną bramką.

Taka taktyka nie przyniosła jednak owoców. Atak miejscowych,lepiej niż poprzednio wspierany przez pomocników, coraz częściej znajdował drogę na przedpole przeciwnika i pozycje do strzałów. Przewaga CWKS przyniosła mu wreszcie w 11 minucie bramkę zdobytą przez Kowala po niefortunnej akcji Machnika. W dwie minuty później Hajduk popełnia błąd taktyczny i Brychczy podnosi wynik na 2:0. Wynik ustalił w 25 minucie Strzykalski, wykorzystują rzut karny za zatrzymanie ręką przebijającego się z piłką napastnika CWKS.

Po zakończeniu meczu odbyło się wręczenie zwycięskiej drużynie zaszczytnego trofeum. Dokonał tego wiceprzewodniczący GKKF Procek w asyście 2 członków Prezydium SPN, L. Ryjskiego i J. Kubilota. Pierwszymi, którzy gratulowali zwycięzcom sukcesu byli piłkarze Górnika Zabrze.

(a), Przegląd Sportowy nr 75, 24 czerwca 1956

Linki zewnętrzne