23.06.1968 - Ruch Chorzów - Górnik Zabrze 3:1

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
Gomoluch mija Kostkę i strzela na 2:0. (Fot. Jerzy Bydliński [w:] „Sport” nr 76 z dnia 24.06.1968, s. 1)

26. kolejka

Spotkanie ligowe nr 26 (derby nr 38) – 23 czerwca 1968 (niedziela)

Stadion Śląski w Chorzowie

Ruch Chorzów 3:1 (2:0) Górnik Zabrze

2 gwiazdki „Sportu”

Frekwencja: 80 000

Sędzia: Piotrowicz (Katowice)

Strzelcy bramek:

1-0 - Eugeniusz Faber 9 min. (karny)

2-0 - Józef Gomoluch 40 min.

3-0 - Eugeniusz Faber 75 min.

3-1 - Zygfryd Szołtysik 87 min.

Skład i noty Ruchu wg „Sportu”:

Henryk Pietrek 2, Antoni Piechniczek 2,5, Józef Janduda 2, Bernard Bem 2, Jan Rudnow 2, Zygmunt Maszczyk 2,5, Bronisław Bula 1,5, Józef Bon 1 (46. Andrzej Drażyk 1), Józef Gomoluch 2,5, Edward Herman 2, Eugeniusz Faber 3

Trener Teodor Wieczorek

Skład i noty Górnika wg „Sportu”:

Hubert Kostka 2,5, Rainer Kuchta 2, Stanisław Oślizło 2, Jerzy Gorgoń 1,5, Stefan Florenski 2, Karol Kapciński 1 (46. Edward Olszówka 1), Alojzy Deja 1,5, Alfred Olek 2,5, Zygfryd Szołtysik 3, Jerzy Musiałek 1,5, Roman Lentner 1,5

Trener Géza Kolocsay

Przed ostatnią kolejką sezonu ligowego napięcie osiągnęło punkt kulminacyjny. Górnik po pięciu latach panowania, zmuszony był oddać berło. Komu? To właśnie zależało przede wszystkim od niego. Wygrywając mecz z Ruchem – tytuł powędrować miał do Warszawy, zakładając oczywiście, że Legia nie przegra ze Stalą. Jeśli tak by się stało, wynik meczu w Chorzowie byłby już obojętny, gdyż Ruch miał przewagę jednego punktu nad warszawianami. Wszystko wskazywało jednak na to, że Legia zakończy w glorii 37 punktów spotkanie ze Stalą. Wystarczyłoby to do tytułu, gdyby niebiescy nie dotrzymali kroku rywalowi z Zabrza i pozwolili się pobić. Zwycięstwo Legii i ewentualny remis w Chorzowie dałby obu konkurentom równą liczbę punktów. Rozstrzygnięcie w tym wypadku nastąpiłoby w barażowym spotkaniu obu aspirantów na neutralnym boisku . Już na kilkanaście dni przed tym pojedynkiem większość kart wstępu rozprowadzono w przedsprzedaży. Chętnych do zobaczenia derbowego spotkania było tak wielu, że postanowiono przenieść je na Stadion Śląski.

Na ten mecz zwolennicy niebieskich czekali osiem lat. 23 czerwca kilkadziesiąt tysięcy sympatyków drużyny trenera Wieczorka chóralnym „Sto lat” oraz okrzykami „niebiescy-niebiescy” i „Teo, Teo” wiwatowało na cześć nowego mistrza. Świętowanie zaczęło się już praktycznie w 75 minucie, kiedy Eugeniusz Faber zdobył trzecią bramkę. Wtedy złoty medal był już w kieszeni Ruchu i radości chorzowian nie zmąciła nawet bramka Zygfryda Szołtysika. Kiedy arbiter odgwizdał koniec spotkania, piłkarze Ruchu ustawili się w kolejce przed swoim trenerem i zaczęła się seria tak mocnych uścisków, że kiedy wreszcie Wieczorek uwolnił się, ciężko było go rozpoznać. Stracił z trzy kilogramy! Z łzami w oczach podążał do szatni, mówiąc: - Jestem tak rozemocjonowany, że trudno mi na gorąco mówić o meczu, który zakończył się naszym wielkim sukcesem. Wydaje mi się, że w końcówce moi podopieczni odzyskali dawny wigor i to w poważnym stopniu zaważyło na ostatnich wynikach… Drogę zagrodzili mu trener Kalocsay, który serdecznie pogratulował mu tytułu. Sam w pomeczowym wywiadzie powiedział: – Tytuł dostał się w godne ręce. Chorzowianie byli najrówniejszym zespołem sezonu, o czym najlepiej świadczy fakt, że przegrali tylko dwa mecze. Ich szybkość, wyśmienita kondycja zadecydowała o zasłużonym sukcesie…

W szeregach chorzowian zabrakło Antoniego Nieroby, w Górniku Henryka Latochy, Erwina Wilczka i kontuzjowanego Włodzimierza Lubańskiego. Jednak nawet w najsilniejszym składzie zabrzanom trudno byłoby oprzeć się nieustającej ofensywie niebieskich, ich szybkości i ofiarności. Świadomi wielkiej szansy gospodarze od początku rzucili na szalę wszystkie siły i zepchnęli zabrzan do głębokiej defensywy. Pierwszą bramkę zdobyli w 9 minucie z rzutu karnego, podyktowanego za ewidentną rękę Rainera Kuchty. Chorzowianie poczuli się pewniej, prowadzili szybkie, nieszablonowe ataki. Jedynym ich mankamentem były strzały, dlatego druga bramka padła dopiero w 40 minucie. Jej autorem był Józef Gomoluch, który błyskawicznie wystartował do centry z prawej strony i ubiegł Huberta Kostkę. Zabrzanie posiadali w pierwszej części tylko dwie pozycje, z których ewentualnie mogli uzyskać bramki. Obydwie wypracował niezmordowany Alfred Olek.

W drugiej części chorzowianie ani na moment nie oddali inicjatywy. Ostrzeliwali bramkę Kostki z różnych odległości (Maszczyk, Bula), szukali dogodnych pozycji w środku pola i na skrzydłach, ale dopiero w 75 minucie, po wzorcowym zagraniu Hermana i „główce”Gomolucha, do piłki doszedł Eugeniusz Faber. 3:0. Podrażnieni piłkarze Górnika rzucili się do desperackich ataków starając się za wszelką cenę zdobyć przynajmniej honorową bramkę. Dzięki efektownemu strzałowi swojego najlepszego piłkarza Zygfryda Szołtysika, sztuka udała się na trzy minuty przed końcem meczu, a więc stanowczo za późno, by można było myśleć jeszcze o odrobieniu strat.

Tym samym Ruch został mistrzem po raz dziesiąty. W poprzednim sezonie Górnik zdobył już ósmy laur. Gdyby wygrał również obecne mistrzostwa, rekord Ruchu zostałby wyrównany. Zabrzańskie niebezpieczeństwo zmobilizowało więc chorzowian do maksymalnego wysiłku. Przystąpili do rozgrywek ze zdwojoną wolą zwycięstwa, walczyli z podziwu godną ambicją od pierwszego do ostatniego meczu. I udało się !

Górnicy po trudnych spotkaniach w PEMK stracili wyśmienitą formę ostatecznie zajmując „dopiero” trzecie miejsce i jak pisano – rezerwowali siły na finał Pucharu Polski, w którym trzy dni po meczu ligowym, na Stadionie Śląskim spotkali się ponownie… z Ruchem.