23.10.1960 - Górnik Zabrze - Polonia Bydgoszcz 7:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
23 października 1960 (niedziela)
1. liga 1960, 21. kolejka
Górnik Zabrze 7:0 (5:0) Polonia Bydgoszcz Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Misiak (Opole)
Widzów: 5 000
Herb.gif HerbPoloniaBydgoszcz.gif
Pol 3
Jankowski 22
Gawlik 28 k
Wilczek 35
Jankowski 45
Lentner 50
Lentner 79
1:0
2:0
3:0
4:0
5:0
6:0
7:0
Joachim Szołtysek
Antoni Franosz
Stanisław Oślizło
Edward Olszówka
Ginter Gawlik
Marian Olejnik
Jan Kajzerek (Jan Pieczka)
Edward Jankowski
Erwin Wilczek
Ernest Pol
Roman Lentner
SKŁADY Konieczko
Jędrzejczak
Różewski
Murzyn
Kutka (46. Komasa)
Sylwestrzak
Stachowicz
H.Norkowski
M.Norkowski
Armknecht
Korpalski
Trener: Augustyn Dziwisz Trener: Leszek Jezierski

Relacja

Sport

Strzelecki popis w "rewanżu" za ... Bytom.

Drużyna Norkowskich zaprezentowała się w Zabrzu jeszcze gorzej niż ostatnio w Chorzowie, gdy grała z ruchem. Futbol w wydania bydgoszczan pozbawiony był szybkości, dynamiki, skuteczności. Poloniści grali na zwolnionych obrotach, kombinowali wyłącznie na małej przestrzeni, co nie było ani efektowne, ani też nie mogło przynieść plonu w postaci bramek. Nic też dziwnego, że od początku jedynym problemem w tym meczu były rozmiary klęski gości. Ostatecznie skończyło się na siedmiu bramkach, a Polonia może mówić o dużym szczęściu, że nie wyjechała z pokaźniejszym bagażem. Trzykrotnie po strzałach Jankowkiego i Wilczka ratował ją słupek, a w kilku dalszych wypadkach Konieczko wyjaśniał z największym trudem bardzo groźne sytuację.

Na dobrą sprawę goście mieli tylko kilku piłkarzy, którzy zasługiwali na miano ligowców. Byli to ofiarnie i szczęśliwie interweniujący Konieczko, który uratował swój zespół od dwucyfrówki, Jędrzejczak, Sylwestrzak, pracowity Armknecht i M.Norkowski, stanowiący bez wątpienia największą indywidualność w całym zespole. Piątka ta próbowała dźwigać ciężar gry na swoich barkach. Przerastało to jej możliwości, gdyż pozostali zawodnicy Polonii spisywali się gorzej, niż słabo.

Obrona przypominała dziurawe sito, przez które z łatwością przedostawali się zabrscy napastnicy. Pomoc nie istniała jako formacja, bowiem Sylwestrzak pozbawiony był wartościowego partnera. Kutka dał znać o sobie tylko wówczas, kiedy w niegroźnej sytuacji "zarobili" rzut karny, odbijając ręka podanie Kajzerka. Po zmianie stron trener Jezierski zastąpił go Komasą.

W napadzie jedyne niebezpieczeństwo dla Szołtyska stanowił duet Marian Norkowski – Armknecht. Nie był on jednak sforsować twardej zdecydowanej obrony gospodarzy. Skończyło się na tym, że Norkowski popisał się kilkoma udanymi rzutami wolnymi i jednym wolejem, który sprawił Szołtyskowi najwięcej kłopotu.

Na tle tak słabego przeciwnika górnikom wychodziło właściwie wszystko. Operowali swobodnie piłką, celnie i szybko wymieniali ją między sobą, demonstrowali udane dryblingi, wygrywali pojedynki biegowe i bardzo dużo strzelali. Czynili to nie tylko napastnicy, którzy bez przerwy buszowali na polu karnym Polonii, lecz także obydwaj pomocnicy a nawet zapuszczający się daleko do przodu Franosz i Olszówka. Defensorzy Górnika mogli sobie na to pozwolić, ponieważ pod własną bramką nie mieli wiele do roboty. Jeden Oślizło wystarczył, byli likwidować nieliczne akcje bydgoszczan.

Z wyjątkiem rzutu karnego, egzekwowanego niezawodnie przez Gawlika, wszystkie bramki wpadły w identycznych okolicznościach. Zabrzanie ściągali na siebie przeciwników, ogrywali ich w pełnym biegu, a ostatnie podanie wędrowało zawsze do wybiegającego na wolna pozycję zawodnika, przed którym znajdował się już tylko bramkarz Polonii. Na nic zdały się jego desperackie wybiegi. Ostre mierzone „szczury” znajdowały drogę do siatki.

St.Wojtek/SW, Sport nr 144 z 24 października 1960r.