23.10.1976 - Górnik Zabrze - Arka Gdynia 2:0

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
23 października 1976
1. liga 1976/77, 10. kolejka
Górnik Zabrze 2:0 (0:0) Arka Gdynia Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Edward Norek (Kraków)
Widzów: 10 000
Herb.gif HerbArkaGdynia.gif
Wasilewski 55
Gzil 72
1:0
2:0

Andrzej Fischer
Bernard Jarzina
Jerzy Gorgoń
Henryk Wieczorek
Zygmunt Bindek (Jan Dziedzic)
Zygfryd Szołtysik
Adam Popowicz
Alojzy Deja
Marian Wasilewski
Stanisław Gzil
Ireneusz Lazurowicz (Joachim Hutka)
SKŁADY
Żemojtel
Boguszewicz
Kliński
Pietrzykowski
Krystyniak
Wiśniewski
J. Kupcewicz
Dybicz
Krupa
Kwiatkowski
Mikulski (Z. Kupcewicz)

Relacje

Błąd przy generowaniu miniatury: Brak pliku
Bilet meczowy.

Sport

Szachowy test na stadionie Zabrza.

Zabrze. W ciągu trzech tygodni, bramkarz gdyńskiej Arki Włodzimierz Żemojtel, wyjąwszy treningi, nie miał ani jednego sprawdzianu na boisku. Nie grał w ogóle w kontrolnych meczach kadry z Ursusem, Polonią i Rumunami, w Porto był rezerwowym. Tak długi rozbrat... ze słupkami bramkowymi spowodował, że w Zabrzu Żemojtel grał nerwowo, niepewnie, w końcu był współautorem obydwu utraconych przez Arkę bramek.

Górnik wygrał 2-0, posiadając przewagę - szczególnie w drugiej części meczu - a także wyrabiając sobie o wiele więcej pozycji strzeleckich niż goście. Ci bowiem popadli chyba w kompleks obcych boisk - w sześciu meczach (łącznie z sobotnim pojedynkiem w Zabrzu) nie zdobyli ani jednego punktu! W Zabrzu Arka grała w konwencji... szachowej. Gdynianie starali się szachować „gońcem" (Dybicz) lub „skoczkiem” (J. Kupcewicz), ale w sobotę zabrakło w szeregach Arki najważniejszej figury czyli „hetmana”, który mógłby powiedzieć rywalowi: mat! a liczenie na pata czyli na remis skończyło się - jak to zwykle bywa - porażką. Zwycięzcy wcale nie zagrali olśniewająco, lecz i tak okazji do zdobycia bramek mieli bez liku. Najkapitalniejszą zmarnował w 44 min. Wasilewski, kiedy to otrzymał nieoczekiwany prezent od Wiśniewskiego. Była to pozycja sam na sam z wybiegającym Żemojtelem, jednakże prawoskrzydłowy Górnika posłał piłkę obok pustej bramki. Już w 10 min. niewiele brakowało by gospodarze objęli prowadzenie. Deja piekielnie silnym strzałem skierował piłką w sam środek gdyńskiej bramki - na miejscu był Krystyniak, który głową wyekspediował piłkę w pole.

Górnik najczęściej atakował „wieżami”, że pozostaniemy przy terminologii szachowej. Raz po lewej szedł Bindek do samej, narożnej chorągiewki, to znowu czynił to prawą stroną Jarzina. Dośrodkowania na pole karne Arki nic jednak nie dawały bowiem najczęściej do piłek skakał Szołtysik, który musiał przecież przegrywać „główki” z wyższym o pół metra Pietrzykowskim czy Boguszewiczem. Ale mimo to obydwie bramki padły po dośrodkowaniach. W 10 min. po pauzie, dośrodkowana z prawej strony piłka padła na pole karne gdynian, Żemojtela zablokował któryś z zabrzan, a Wasilewski skierował piłkę do bramki. W jej głębi był Pietrzykowski i nawet zdołał wybić piłkę, ale ta wcześniej wyraźnie - całym obwodem - minęła linię bramkową.

Natomiast w 72 min. z prawej strony Wieczorek ni to dośrodkował, ni to strzelał, łatwa piłka wyślizgnęła się z rąk wybiegającego Żemojtela i upadła wprost pod nogi Gzila. Ten z łatwością posłał ją do pustej bramki. Ewidentny błąd Żemojtela, który chyba całkowicie odebrał kolegom z drużyny ochotę do odrobienia strat. Zresztą przy stanie 0-1 gdynianie też się nie palili do zdecydowanego ataku, zwracając gros uwagi na bezpieczeństwo własnej bramki. Nieliczne kontry Arki pewnie likwidował Gorgoń dzięki czemu Fischer bardzo rzadko miał kontakt z piłką. Bramkarz zabrzan w dobrym stylu obronił dwa strzały z dystansu w wykonaniu Dybicza i J. Kupcewicza i w zasadzie na tym skończyły się... szanse gości. Serdecznie mało ich było, o wiele za mało by liczyć na pata!

Defensywa Arki została w Zabrzu przemeblowana, także przed Klińskim wystąpił (po 2 latach przerwy} boczny obrońca Pietrzykowski. Boguszewicz z lewej strony został przesunięty na prawą. Skutek był taki, że najlepiej prezentował się w tej formacji Krystyniak, natomiast w środkowej formacji Arki „hamulcowym” był tym razem Krupa, zwalniający akcje zaczepne. Atak pozbawiony przebojowego Zawiślana prawie nie istniał. W Górniku powrócono do duetu stoperów Gorgoń - Wieczorek ponoć tylko dlatego, że Arka grała „dwoma wysuniętymi napastnikami”. Nadal jednak Górnik stanowi zespół bez oblicza, albo inaczej bez charakteru. Liczenie wyłącznie na błędy rywala, a nie zmuszanie go do ich popełniania, nie zawsze może się skończyć zwycięstwem.

Jan Fiszer, Sport nr 207, 25 października 1976