23.10.1999 - ŁKS Łódź - Górnik Zabrze 2:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
23 października 1999 (sobota), godzina 16:00
1. liga 1999/2000, 13. kolejka
ŁKS Łódź 2:2 (2:0) Górnik Zabrze Łódź, stadion ŁKS-u
Sędzia: Grzegorz Kasperkowicz (Poznań)
Widzów: 3 461
HerbLKSLodz.gif Herb.gif
Paszulewicz 16 g
Wieszczycki 45 g
1:0
2:0
2:1
2:2


Gierczak 52 g
Gierczak 54
Yellow card.gif Bledzewski, Rocki
(1-4-4-2)
Andrzej Krzyształowicz
Michał Łabędzki
Batata
Artur Kościuk
Jacek Paszulewicz
Ariel Jakubowski (66 Marek Saganowski)
Jarosław Dziedzic
Zbigniew Wyciszkiewicz
Robert Górski
Austin Hamlet (89 Dzidosław Żuberek)
Tomasz Wieszczycki
SKŁADY (1-3-5-2)
Andrzej Bledzewski
Jacek Wiśniewski
Grzegorz Lekki
Robert Kolasa
Michał Probierz
Grzegorz Bonk (90 Rafał Kocyba)
Dariusz Dźwigała
Adam Kompała
Tomasz Prasnal
Shingi Kawondera (46 Piotr Gierczak)
Piotr Rocki (79 Stanisław Wróbel)
Trener: Ryszard Polak Trener: Jan Żurek

Relacje

Sport

Jak nie wygrać

Piłkarze ŁKS stracili kolejne punkty na własnym boisku. Zremisowali z Górnikiem Zabrze i z jednej strony mają prawo być zawiedzeni, bo przecież prowadzili już 2-0, z drugiej jednak mogą się cieszyć, że tego meczu nie przegrali, bo gdyby zabrzanie zaatakowali trochę odważniej, zapewne odnieśliby zwycięstwo.

Taktyka gości była przejrzysta - Rocki i Kaondera w przodzie mieli stanowić dwa żądła, a wspierać ich mieli celnymi podaniami rozpoczynającymi kontry Dźwigała, Probierz albo Kompała. Te plany musiały się oczywiście opierać o solidną obronę, a z tą formacją też jest u górników nie najgorzej mimo niedawnego ubytku Kosowskiego.

W zespole ŁKS z kolei do gry w ataku ustawił się obok Hamleta Wieszczycki. Chociaż w tym sezonie nie strzelił on jeszcze bramki, to przecież pamiętać trzeba, że jest on najskuteczniejszy ze wszystkich grających obecnie ligowców - miał na koncie 75 bramek, chociaż dwie można kwestionować, bo padły w unieważnionym później meczu ŁKS - Olimpia w 1993 roku. Uznano więc, że bardziej przyda się on do kończenia akcji niż do ich budowania, bo trener Polak miał prawo liczyć na umiejętności Wyciszkiewicza, Jakubowskiego i Górskiego. Od razu trzeba stwierdzić, że o ile nie zawiódł się na samym Wieszczyckim, który trafił do siatki po raz 76. w swojej karierze, o tyle trzej wymienieni wyżej zagrali gorzej niż się spodziewano i w dużym stopniu akurat ich postawa pozbawiła łodzian zwycięstwa.

Początek meczu należał do ŁKS. Groźnie strzelał Hamlet, a w 16 minucie po rzucie rożnym Wyciszkiewicza walczący o powrót do kadry olimpijskiej Jacek Paszulewicz strzelił głową gola. To była druga kolejna bramka tego zawodnika, bo tydzień temu w taki sam sposób trafił do siatki w meczu z Lechem w Poznaniu. Potem jednak okazało się, że faktycznie goście są bardzo groźni w swoich atakach, bo w drugiej linii górują nad miejscowymi szybkością. Mieli tyle swobody na pograniczu pola karnego, że raz po raz niepokoili Krzyształowicza strzałami z dystansu (Dźwigała, Rocki). Łódzki bramkarz spisywał się jednak dobrze i kibice powoli zapominają już o Wyparle, którego nie było nawet na ławce rezerwowych, bo oświadczył, że nie jest w pełni sił. Jeszcze niedawno sam mówił, że jest zdrowy, a trener informował pytających, że dokucza mu kontuzja - teraz było odwrotnie: tym razem Polak twierdził, że bramkarzowi nic nie dolega. Dodać warto, że Wyparło znów trenuje pod okiem Jana Tomaszewskiego, który po przyjściu Oresta Lenczyka do Widzewa przeniósł się ponownie „pod skrzydła” Antoniego Ptaka.

ŁKS miał jednak w pierwszej połowie przewagę w polu, ale mimo tego groźne sytuacje łodzianie stwarzali przede wszystkim po rzutach rożnych. Wyjątkiem była akcja Jakubowskiego w 37 minucie: po jego strzale Bledzewski zdołał tylko odbić piłkę, a z pustej już bramki wybił ją Lekki.

Po kolejnym rogu Wyciszkiewicza w 42 minucie Wieszczycki trafił w słupek, a po jeszcze jednym - już do bramki. Nie można użyć określenia „do siatki”, bo wykopnął ją w pole Grzegorz Bonk. Arbiter liniowy zdecydowanie pokazał jednak, że piłka minęła linię, a głównemu nie pozostało nic innego, jak uwzględnić jego sygnalizację. Wszyscy rzucili się natychmiast do telewizyjnego monitora, a „replay” pokazał, że istotnie sędziowie mieli rację. W przerwie na stanowisku „Canal Plus” pojawił się nawet prezes Płoskoń, który też nie kwestionował tej decyzji „Od razu mówiłem, że był gol” - oświadczył po obejrzeniu powtórki. ŁKS prowadził więc 2-0 i mając przed sobą 45 minut gry z silnym wiatrem mógł czuć się faworytem.

Nic z tego, Górnik szybko wyrównał, a potem przeważał bardziej zdecydowanie niż ŁKS w pierwszej połowie. Znacznym wzmocnieniem ataku okazał się Gierczak, ale szybciej i dokładniej grali też wszyscy pozostali, do maksimum wykorzystując słabszą postawę niektórych zawodników ŁKS. Wolny był Dziedzic, im bliżej było końca, tym gorzej grał Paszulewicz, mniej dokładny był Kościuk, a próbujący ich zastępować Batata był chwilami chaotyczny. W 52 minucie z bliskiej odległości strzelał Lekki, bramkarz podbił piłkę na poprzeczkę, a Gierczak zanurkował miedzy leżących na ziemi zawodników ŁKS i strzelił kontaktową bramkę. Piłka odbijała się jak na stole bilardowym i było w tym więcej przypadku niż przemyślanej akcji, ale niecałe dwie minuty później trudno było nie bić brawa Górnikowi za kolejny atak. Obrona nie zdążyła za serią szybkich podań i Gierczak, który dostał piłkę od Kompały, strzelił nieuchronnie.

Górnik już do końca kontrolował sytuację i chociaż od czasu do czasu gospodarze próbowali się jeszcze odgryzać (strzał Bataty z wolnego, kolejna główka Wieszczyckiego, wybita z bramki przez Probierza), to jednak bliżej zwycięskiego gola byli goście, którzy nie tylko szybciej biegali i sprawniej operowali piłką, ale do tego grali mądrzej i w sposób bardziej zorganizowany. Nie wiadomo tylko, dlaczego w pewnym momencie uznali, że remis im wystarcza - nie zdecydowali się na bardziej zdecydowane ataki w końcówce meczu, nie chcąc odkryć się zanadto wobec kontr rywali.

Mecz w pigułce:

- Było 2-0...

- Wszedł Gierczak i wyrównał

- Wieszczycki po raz 76

- Co jest z Wyparłą?

- Tomaszewski u Ptaka

Piotr GIERCZAK:

- Trener pana chwalił, co pan na to?

- W pierwszej połowie straciliśmy dwie bramki po stałych fragmentach gry, ale przecież też atakowaliśmy, więc może nie przesadzajmy z tymi moimi zasługami.

- Jak wyglądały oba gole „od środka”?

- Grzesio Lekki strzelił, bramkarz trącił piłkę palcami odbiła się od poprzeczki i ja pierwszy doszedłem do piłki. Przy drugim golu Adam Kompała dokładnie mi nagrał i wyszedł mi dobry strzał.

- Ile goli strzelił pan w tym sezonie?

- Już sześć, więcej ma tylko Kompała.

- To dlaczego Piotr Gierczak nie gra w podstawowym składzie, tylko czeka na swoją szansę na ławce rezerwowych?

- Takie jest życie. Raz się gra, raz się nie gra. Nieważne, liczy się to, że zremisowaliśmy.

- A dlaczego nie wygraliście?

- To prawda, że mieliśmy dogodne sytuacje, ale trzeba się cieszyć z tego, co udało się zdobyć, bo z wyniku 0-2 wyciągnąć na wyjeździe remis to jest sztuka.

- Nerwowo było w waszym obozie przy drugim golu dla ŁKS.

- Ja akurat szedłem się rozgrzewać i dobrze widziałem, że piłka była za linią. Nie miałem wątpliwości.

Ryszard POLAK: - Wiem, że kilku zawodników zagrało dzisiaj słabo, ale nie było ich na kogo zmienić. Przyznam się, że do końca nie miałem koncepcji, kim zastąpić na przykład Łabędzkiego, jak poprzestawiać zawodników na poszczególnych pozycjach. Tym bardziej szkoda tego meczu, że przecież prowadziliśmy już 2-0. Trudno znaleźć sensowne wytłumaczenie, dlaczego tego meczu nie wygraliśmy.

Jan ŻUREK: - Jak się przegrywa różnicą dwóch goli, to trudno nie cieszyć się z remisu. Udała mi się zmiana w przerwie - Gierczak nie tylko strzelił dwa gole, ale to on rozruszał zespół. Jestem zadowolony z postawy zespołu w drugiej połowie, chociaż rzeczywiście, w pewnym momencie moi za mocno się schowali. Gratuluję chłopakom zwłaszcza ambicji. Przecież przegrywali i mogło być różnie, bo strata drugiego gola spowodowała duże zdenerwowanie.

Wojciech Filipiak, Sport