24.04.1994 - Górnik Zabrze - ŁKS Łódź 1:2

Z WikiGórnik
Skocz do: nawigacja, szukaj
24 kwietnia 1994 (niedziela), godzina 14:30
1. liga 1993/94, 24. kolejka
Górnik Zabrze 1:2 (0:2) ŁKS Łódź Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Zygmunt Ziober (Przemyśl)
Widzów: 12 709
Herb.gif HerbLKSLodz.gif


M. Staniek 63 g
0:1
0:2
1:2
Podolski 2
Wieszczycki 17 g
Staniek, Orzeszek, Hajto, Wałdoch Yellow card.gif Chojnacki, Nowacki
Marek Bęben
Tomasz Hajto
Tomasz Wałdoch
Mirosław Staniek
Jacek Grembocki
Mieczysław Agafon (46 Dariusz Koseła)
Jerzy Brzęczek
Henryk Bałuszyński
Arkadiusz Kubik
Grzegorz Mielcarski
Marek Szemoński (30 Andrzej Orzeszek)
SKŁADY Andrzej Woźniak
Witold Bendkowski
Marek Chojnacki
Rafał Pawlak
Grzegorz Krysiak
Zdzisław Leszczyński
Tomasz Wieszczycki (79 Dariusz Nowacki)
Dariusz Podolski
Andrzej Ambrożej
Jacek Płuciennik (87 Tomasz Lenart)
Tomasz Cebula
Trener: Hubert Kostka Trener: Ryszard Polak

Relacje

Sport

Chcieć, a móc.

Są takie mecze kiedy bardzo się chce, wkłada się w grę mnóstwo serca i zaangażowania, a nic nie wychodzi. Jeżeli jeszcze po szesnastu minutach przegrywa się 0-2… Górnik na dobrą sprawę nie „powąchał” piłki, a przegrywał już 0-1. Tak jak trzy dni wcześniej w Katowicach, zabrzanie stracili bramkę po akcji prawą stroną boiska. Hajto i Staniek zostali na środku defensywy, Grembocki nie zdążył z asekuracją, a Podolski bez większego problemu wjechał w pole karne i pokonał Bębna. Czternaście minut później bramkarz Górnika wyciągał po raz drugi piłkę z siatki. Padła ona po stałym fragmencie gry i główce Wieszczyckiego, a spory udział miał przy jej stracie Mieczysław Agafon. Piłkarz ten po kilkunastodniowej przerwie powrócił do drużyny i miał indywidualnie kryć Wieszczyckiego. Przy wspomnianym wyżej rzucie wolnym stał blisko niego, nie wyskoczył jednak do główki. Jak później powiedział, myślał, że Bęben do dośrodkowania wyjdzie. „To była moja wina” – stwierdził Agafon. Po tym ciosie Górnik już do przerwy nie potrafił się podnieść. Niby próbował, chciał, ale kompletnie nic z tego nie wynikało. Zupełnie pogubiła się druga linia, która na tle łodzian grała wolno i bez konceptu. W ataku próbował Mielcarski, jednak przy takiej, a nie innej grze pomocników, nie bardzo miał okazję pokazać na co go stać. Po przerwie kiedy pomoc zaczęła grać, zawodnik ten opadł z sił. Jeszcze w pierwszej połowie trener Kostka zdjął z boiska Szemońskiego i wpuścił Orzeszka. Na lewe skrzydło miał przejść Bałuszyński, w środku mieli grać Mielcarski z Orzeszkiem, tymczasem większość akcji tą stroną zaczynał ten ostatni, a Bałuszyński najbardziej widoczny był kiedy przeszedł na stronę… prawą. Do przerwy Górnik stworzył tylko jedną, niezłą okazję bramkową.

Po przerwie był to diametralnie inny mecz. Gra toczyła się praktycznie na połowie ŁKS, Górnik postawił wszystko na jedną kartę, przejął inicjatywę na boisku, strzelił jednak tylko jedną bramkę.

W 62 minucie róg wykonywał Kubik, Woźniak chyba niepotrzebnie wyszedł z bramki, a Mirosław Staniek bardzo ładną główką strzelił kontaktowego gola. Trzy minuty wcześniej po akcji Bałuszyńskiego i centrze Grembockiego, Orzeszek i Mielcarski minimalnie minęli się z piłką. W 77 min. Kubik rozegrał piłkę z Orzeszkiem, którego strzał obronił Woźniak. W 80 min. Brzęczek, który po przerwie zagrał o niebo lepiej niż przed, idealnie obsłużył Bałuszyńskiego. Ten sam zawodnik jeszcze dwukrotnie mógł zdobyć gola, raz z ponad dwudziestu metrów strzelał Kubik.

Z pewnością większość drużyn naszej ligi ciągły atak zabrzan w końcu by zmęczył, na ŁKS było to za mało. Była to na pewno najsolidniejsza drużyna jaka grała w tym sezonie w Zabrzu. Górnik atakował narażając się na kontry, na posterunku był jednak Bęben (wygrany pojedynek sam na sam w 86 min. z Nowackim). W 90 minucie doszło do starcia Chojnackiego z Grembockim w polu karnym. Gdyby sędzia Ziober gwizdnął jedenastkę chyba nikt nie miałby do niego pretensji. Tyle, że jeszcze w pierwszej połowie nie zauważył (?) dość ewidentnej ręki Wałdocha na własnym polu karnym.

Górnik przegrał, ale pokazał, że jest drużyną z charakterem. Przez… 52 minuty drugiej połowy nawet na moment nie odpuścił, nie zwątpił, że odrobi straty. To jest szkoła trenera Kostki i to jest już coś, a że czasami nie wszystko wychodzi jak się chce i przeciwnik równie dobrze wie na czym polega futbol…

Dariusz Czernik, Sport Nr 80 z 25 kwietnia 1994 r.

Zmiana taktyki

Łodzianie nastawili się w Zabrzu na grę defensywną. Chcieli nie przegrać. Zatrzymać zabrzan na linii środkowej boiska i stamtąd kontrować. Nie wypełnili jednak tych zadań taktycznych, bo… nie musieli. Już w 3 minucie wrzutka Leszczyńskiego muśnięta głową przez Cebulę zaskoczyła obronę zabrzan. Podolski znalazł się z piłką przy nodze w narożniku pola karnego, a przed sobą miał tylko Bębna. Złożył się do strzału i płaskim uderzeniem po ziemi zmusił bramkarza zabrzan do kapitulacji.

Po takim początku gra się o wiele lepiej, spokojniej. W 16 min. Cebula z Płuciennikiem zagrali klepkę, ale Hajto zablokował ich zapędy, ale w 17 minucie było 2-0. Prawie z połowy boiska wolnego wykonywał Ambrożej. Posłał piłkę wysoko na przedpole Górnika, gdzie najwyżej wyskoczył Wieszczycki i główką pokonał drugi raz Bębna.

To był podwójny cios, po którym Górnik z trudem zbierał się do dalszej gry. Dopiero w 22 min. po centrze Bałuszyńskiego Mielcarski kryty przez Bendkowskiego pierwszy raz znalazł się w niebezpiecznej dla Woźniaka sytuacji, ale nie sięgnął czołem piłki na 5 metrze i główkował niecelnie. Potem bramkarz ŁKS z łatwością łapał strzały z dystansu Mielcarskiego i Bałuszyńskiego, a coraz bardziej cofający się pod własną bramkę obrońcy w 35 min. zostali zaskoczeni przez Kubika wejściem w pole karne, ale rozegranie piłki (zamiast strzału) ułatwiło zadanie łodzianom i zatrzymali oni zapędy zabrzan na wyrównanie przed przerwą.

W 43 min. ŁKS mógł powalić rywala na łopatki. Cebula przedarł się po linii pola karnego i spróbował strzału z 16 metrów, ale zatrzymał piłkę ręką… Wałdoch. Gwizdka oznaczającego rzut karny jednak nie było.

W 53 min., kiedy Górnik zaczął już przesiadywać na połowie niepotrzebnie aż tak głęboko cofniętych łodzian, ci przeprowadzili kontrę. Ambrożej podał Leszczyńskiemu, który obsłużył Wieszczyckiego, a ten przyjął piłkę na 5 metrze, obrócił się twarzą w kierunku bramki i trafił w… pierś Stańka. Ta jedna akcja musiała wystarczyć kibicom ŁKS do 83 minuty. Przez pół godziny bowiem ŁKS grając w defensywie nie potrafił wyjść z groźniejszą kontrą, ale też nie musiał – poza jednym wyjątkiem w 63 min., kiedy to złe wyjście Woźniaka z bramki przy rzucie rożnym ułatwiło Górnikowi zdobycie gola – drżeć ze strachu przed zmianą wyniku. Wszystko co zabrzanie próbowali skonstruować kończyło się na „przedostatnim” podaniu i do samej bramki dochodziły albo „niedoloty”, albo nic nie znaczące centry. Oczywiście ile wysiłku kosztowało defensorów ŁKS takie właśnie zabezpieczenie swoich tyłów to już ich sprawa.

ŁKS miał natomiast jeszcze następne swoje szanse na zdobycie goli w samej końcówce gry. W 83 min. kontra Nowackiego, który zacentrował z prawego skrzydła spowodowała, że Cebula znalazł się w dogodnej sytuacji, ale jeszcze próbował podawać Płuciennikowi i wmieszał się w to wszystko na 7 metrze Brzęczek. W 86 min. Cebula dla odmiany nie dostrzegł Chojnackiego, który znakomicie włączył się do akcji ofensywnej i stojąc sam czekał, aż dostrzegą go partnerzy. Nie dostrzegli, ale w 88 min. Cebula podał do Nowackiego i ten znalazł się sam na sam z Bębnem. Mierzył w długi róg, strzelił dobrze po ziemi, ale bramkarz okazał się lepszy.

Najbardziej denerwujące były ostatnie minuty. Sędzia nie wiadomo dlaczego przedłużył drugą połowę aż o 7 minut i 29 sekund.

Zresztą wcześniej kilka razy zachowywał się jakby był na innym meczu i gwizdał dziwne faule, a pobłażliwość jaką wykazał wobec nagminnie faulującego Cebulę Hajty po prostu godna napiętnowania.

Jerzy Dusik, Sport Nr 80 z 25 kwietnia 1994 r.